Woda w kranach nadal z przerwami
W ujęciach wody sanepid wykrył bakterie coli.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, mieszkańcy Lubomi i Syryni muszą w dalszym ciągu liczyć się z utrudnieniami w zaopatrzeniu w bieżącą wodę. W wyniku powodzi gmina utraciła tymczasowo własne źródła wody na Tajchowie. Obecnie gminne wodociągi zaopatrywane są przez awaryjne przyłącza od strony Pogrzebienia, Łęgowa i wodzisławskiej Zawady. – Woda z tych trzech ujęć zapewnia jednak tylko 600 kubików wody dziennie. To około 60 procent naszego dobowego zapotrzebowania. Czasem wody bywa nawet mniej – wyjaśnia Czesław Burek, wójt Lubomi. W efekcie w wyższych partiach Syryni i Lubomi z kranów leci albo słabo, albo wcale. Najgorzej jest na Kopcu, Sieroczce i Dąbrowach. Tam woda pojawia się sporadycznie. Problemy są też na Paprotniku.
W zeszłym tygodniu urzędnicy mocno pracowali nad tym, by przywrócić lubomskim wodociągom zasilanie z własnych źródeł. Szefostwo wodociągów miało nadzieję, że z przynajmniej jednej studni uda się pozyskać resztę dobowego zapotrzebowania. Rozwiał ją sanepid. Badania studziennej wody wykazały, że we wszystkich trzech studniach znajdują się bakterie coli. – Dlatego na razie wodę tę musimy chlorować. W poniedziałek kolejne próbki zostaną oddane do badania. Mamy nadzieję, że wówczas woda okaże się już wolna od bakterii – mówi Roman Skóra z lubomskich wodociągów.
Na razie służby gminne wodę pitną dowożą. Nie wszystkim taki stan rzeczy się podoba. – Rozumiem, że była powódź, ale minął już tydzień, a ludzie nadal nie mają wody. Nawet w Nieboczowach woda w kranach już jest, a przecież były one całe zalane – mówi radna Gizela Bizoń. – Tam bieżąca woda była nawet w czasie powodzi. Po prostu jest to wieś położna najniżej w naszej gminie, która w dodatku jest zasilana z oddzielnych studni – mówi Czesław Burek. Wójt prosi o cierpliwość.
(art)