Przy pomocy kibiców cel osiągniemy
Co z tego, że Odra jest na ostatnim miejscu w ligowej tabeli. To w dalszym ciągu poważny klub w Ekstraklasie i każdy powinien szanować zarówno nas jak i kibiców oddanych temu zespołowi. Jeśli tego nie robi, nie będziemy z nim rozmawiać – mówi Dariusz Kozielski, członek zarządu Odry Wodzisław.
– Rafał Jabłoński: Odra Wodzisław znalazła się dzisiaj w bardzo trudnej sytuacji. Pojawił się Pan w klubie i od razu otrzymał zadanie budowy zespołu na miarę utrzymania w Ekstraklasie. Mauro Cantoro, Arkadiusz Onyszko, to największe nazwiska, które będą bronić barw klubu z Bogumińskiej. Mówił Pan o sześciu, a nawet siedmiu nowych zawodnikach. Kto następny?
– Dariusz Kozielski: Nie możemy zapominać o wcześniej podpisanych umowach z Jakubem Grzegorzewskim i Słowakiem Stanislavem Welickym. Ciągle szukamy nowych zawodników. Testowany jest lewy pomocnik z Gruzji, stoper Słowak, napastnik z Nigerii i zawodnik z Brazylii, który może zagrać jako obrońca lub pomocnik. Na obozie w Kleszczowie mieli się także pojawić dwaj zawodnicy z krajów byłej Jugosławii. Niestety nie dotarli na czas i zdecydowałem, że nie mają już wstępu na obóz. Traktujmy się poważnie. Co z tego, że Odra jest na ostatnim miejscu w ligowej tabeli. To w dalszym ciągu poważny klub w Ekstraklasie i każdy powinien szanować zarówno nas jak i kibiców oddanych temu zespołowi. Jeśli tego nie robi, nie będziemy z nim rozmawiać.
– Niewielu wierzyło, że Argentyńczyk Cantoro czy bramkarz Onyszko ubierze koszulkę wodzisławskiego klubu. Ciężko było ich przekonać?
– Dotarcie nie było trudne. Oczywiście wiele godzin spędziłem na rozmowach z zawodnikami i menedżerami. Z Cantoro rozmawialiśmy za pośrednictwem właśnie menedżerów, a z Arkiem Onyszko negocjowałem osobiście. Przekonanie ich do gry u nas nie było aż tak trudne. Podobała mi się postawa tych zawodników. Mauro stwierdził krótko, że nie interesuje go gra w klubie, który walczy o pietruszkę i gdzieś w środku tabeli ciuła punkty. Widział, że mamy konkretny cel do osiągnięcia. Musimy się utrzymać w Ekstraklasie. Widział także zaangażowanie działaczy i sympatyków klubu. Stwierdził, że chce wspólnie z nami ten cel osiągnąć i się dogadaliśmy. Powiem szczerze, że tą postawą mnie zaskoczył. Kontrakt podpisaliśmy do końca sezonu z możliwością przedłużenia. Potem sam podejmie decyzję. Jeśli będzie się tutaj dobrze czuł, to zostanie. Nie wybiegam jednak tak daleko w przyszłość. Musimy zrobić wszystko by się utrzymać. Żeby mieć czyste sumienie, że się zrobiło wszystko dla klubu. Żadne nazwisko nie gwarantuje utrzymania, czy to będzie taki czy inny piłkarz.
– Ile do powodzenia w doborze zawodników ma sam trener?
– Decydujemy o tym wspólnie. Przeglądamy rynek transferowy i zastanawiamy się jaki zawodnik na jaką pozycję by się nam przydał. Trener mówi, kto jego zdaniem by się przydał, a ja sprawdzam czy ta konkretna osoba jest w naszym zasięgu. Interesuje nas, co każdy z nich robił przez rok, a szczególnie przez ostatnie pół roku i rozpoczynamy rozmowy.
– Wystarczy pieniędzy na kontrakty?
– Jesteśmy realistami i mówimy o nazwiskach, które są w naszym zasięgu. Oczywiście najlepszy były Paweł Brożek z Wisły, ale wiadomo, że nie jesteśmy w stanie spełnić jego oczekiwań i to nazwisko nie pada. Tak więc podejmujemy decyzje, które mieszczą się finansowo w naszym 10–milionowym budżecie.
Uważam, że nie ma sensu tworzyć 26–osobowej kadry. Możemy stworzyć ekipę 18 dobrych piłkarzy za te same pieniądze. Czy to nam zagwarantuje utrzymanie, tego nie wiem. Wiem jedno, że gdybyśmy byli notowani na giełdzie to w ciągu ostatniego miesiąca nasze akcje wzrosłyby o sto procent. Tak głośno o naszym klubie nie było od dawna. Dzisiaj mówi się o naszych działaniach w samych superlatywach. Kiedy przychodziłem do klubu mówiono mi, żebym spróbował zrobić z tego coś pozytywnego. I to się udało. Pamiętam jednak o tym, że jeśli klub spadnie to ja będę głównym winowajcą. Jeżeli będzie sukces, to zasługi przypisywane będą wielu, nawet tym, którzy na to nie zasługują. Tak już jest.
– Spadek Odry do I Ligii oznacza dla Pana także inne problemy. Przecież kieruje Pan Wodzisławską Akademią Piłkarską, której wychowankowie mają w przyszłości zasilić Odrę grającą w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gdzie zagrają jeśli nie będzie wielkiej Odry?
– Zawodnikom szkolącym się w WAP powtarzam, że ich przyszłość jest w Odrze. Muszą mieć jasną perspektywę – będziesz dobry, zagrasz w pierwszej drużynie. Do tego zmierzam i chciałbym by wielu z nich osiągnęło ten cel. Musimy jednak rozważać scenariusz niekorzystny. Dlatego też nasze posunięcia finansowe są racjonalne. Przecież jeśli spadniemy do I ligi to nie możemy dopuścić do tego, żeby klub nie mógł się wykaraskać z długów. Każdą decyzję, na przykład dotyczącą transferów, bardzo dokładnie analizujemy. Jesteśmy w sytuacji gorszej od wielu innych klubów choćby na Śląsku, ponieważ nie otrzymujemy wsparcia finansowego od miasta. Sporo powiedziałem o spadku, choć sam w niego nie wierzę. Gdyby jednak tak się stało to zrobimy wszystko, by bardzo szybko wrócić do elity.
– Wariant pesymistyczny oczywiście należy brać pod uwagę. W Pana głosie słychać jednak wielki entuzjazm i nadzieję na sukces.
– Oczywiście. Jestem optymistą i czy się to komuś podoba czy nie, Odra utrzyma się w Ekstraklasie. Wierzę w to nie tylko ja, ale także wielu ludzi. To jest bardzo ważne. Atmosfera w klubie i wokół klubu wyraźnie się poprawiła. Widzę to chociażby po kibicach czy po przedsiębiorcach, z którymi mam kontakt. Zadeklarowali pomoc w budowie silnego klubu. Wielu z nich na przykład decyduje, że za karnety na mecze zapłaci dwa razy więcej. To są być może drobne gesty, ale bardzo ważne. Właśnie dzisiaj (wtorek, godz. 18.00) w restauracji Leśniczówka spotykamy się z wszystkimi ludźmi, którzy chcieliby przedstawić ciekawą propozycję współpracy czy wesprzeć nasz klub. Serdecznie zapraszam.
– Co na to czescy udziałowcy? Gracie w tej samej drużynie, czy konflikt trwa nadal?
– Jeśli chodzi o sprawy sportowe, to oczywiście jesteśmy razem i wspólnie dążymy do celu. Oni też przysyłają piłkarzy, my ich testujemy. Wypowiadają się także na temat każdego sprawdzanego zawodnika i go akceptują. Jedynym problemem są ciągle pieniądze zagwarantowane wcześniej w umowie sponsorskiej od firmy Albressa. Oprócz zakupu 20% akcji Czesi deklarowali roczny sponsoring w kwocie 3,5 mln rocznie. Na razie wpłynęło jedynie 500 tys. zł.
– W dalszym ciągu jest jednak niewyjaśniona sprawa 58% akcji Odry, które zajął komornik.
– Z tego co wiem, dług przejęła firma Rovina, która należy do czeskiego udziałowca Odry. Oficjalnego pisma potwierdzającego tę transakcję jednak nie widziałem. Jeśli tak jest rzeczywiście to jako Stowarzyszenie będziemy chcieli ten dług odkupić.
– Jeszcze niedawno mówiło się, że te akcje kupi Dariusz Kozielski.
– W dalszym ciągu to podtrzymuję. Stojąc na czele grupy przedsiębiorców negocjowałem ze Zdenkiem Zlamalem, który jest w posiadaniu tego zadłużenia. Sęk w tym, że on był zainteresowany zbyciem mi całości – zarówno długu jak i 20% akcji, które posiada. Mi natomiast zależy na doprowadzeniu do współpracy pomiędzy panem Rojkiem i Zlamalem (oboje mają po 20% akcji – przyp. red.).
– Powiedzmy, że konflikty z Czechami się uciszyły. A jak układa się Pana współpraca z prezesem, Ireneuszem Serwotką? Nie brakuje przecież osób, które mówią, że praca z nim jest niemożliwa. Pamiętamy zarzuty Czechów pod jego adresem, czy byłego dyrektora ds. administracyjnych.
– Po trzech miesiącach pracy w klubie mogę powiedzieć, że to jest człowiek, który ma wyjątkowe doświadczenie w tej branży. Mówiąc potocznie zjadł zęby na tym co robi. Wielu uważa, że prezes zbyt dużo wymaga od pracowników. Trzeba jednak powiedzieć, że najpierw wymaga od siebie i jest tyranem dla samego siebie. Mierzy swoją miarą i tego właśnie wymaga od współpracowników. Nie każdy jednak jest tak samo zaangażowany w pracę. Jeśli chodzi o mnie to widzę, że się dogadujemy. Zaufał mi i mam wielką swobodę działania. Każdy z nas działa na innym polu. Ja zajmuję się stroną sportową, on organizacją całości. Uzupełniamy się i wspólnie konsultujemy najważniejsze decyzje.
– Prezes Serwotka to członek zarządu PZPN. Podobnie jak Antoni Piechniczek, który jeszcze niedawno zasiadał w radzie nadzorczej Odry. Komentatorzy sportowi powtarzają często, że z „takimi plecami” Odrze krzywda się nie stanie. Sugerują oczywiście, że PZPN pomoże w utrzymaniu.
– Jeśli my sami o to nie zadbamy, to nikt nam nie pomoże. To już nie te czasy, gdy ktoś pomagał przy zielonym stoliku. Oczywiście PZPN teoretycznie mógłby nam pomóc, ale my tych ruchów nie wykonujemy i nawet o tym nie myślimy. Chcemy grać czysto i na boisku udowodnić, że jesteśmy dobrą drużyną na miarę Ekstraklasy. Powiem szczerze, że dziwię się jeśli ktoś mówi, że jedziemy na znajomościach prezesa. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli przyjeżdżają do nas komisje, na przykład do spraw licencji, to za każdym razem powtarzają, że tak poukładanego klubu, jeśli chodzi o administrację, zarządzanie i organizację, nie ma w Polsce.
– Na zakończenie krótko. Ile procent daje Pan Odrze na utrzymanie w Ekstraklasie?
– Zapewniam, że determinacji i woli walki nam nie zabraknie. Stawiam 100%, ponieważ jestem pewien, że przy pomocy kibiców cel osiągniemy.
– Życzę powodzenia.