Komunalka wychodzi na prostą
Zamiast wyzwisk i epitetów pracownicy Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej słyszą pochwały.
Były straty idące w dziesiątki tysięcy złotych, utrata płynności finansowej, rozpasanie załogi i ogólna degrengolada. Są zyski, inwestycje, zmobilizowana kadra, terminowe realizacje. Tak w ostatnich miesiącach zmieniła się sytuacja w Zakładzie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej.
Dzwonię i robią
Poprawę zauważa Wiesława Antolak, inspektor z Urzędu Miasta Pszowa nadzorujący ZGKiM. – Całkowicie dyscyplina poprawiła się. Wszystkie prace wykonywane są terminowo. Jak przedzwonię, to od razu jadą, robią. Tym samym od razu jest fakturowanie i mają pieniążki. Nie czeka się miesiąc, dwa na wykonanie. Pracownicy muszą sobie radzić. Przedtem to nie było tego albo tamtego, albo do sklepu nie dowieźli, bo to i tamto. Mówiłam, że trzeba kosić, a tu kosiarka zepsuta, a tu ktoś po części nie pojechał do Rybnika – mówi Wiesława Antolak.
Mijał tydzień, drugi tydzień, a pani Wiesia wychodziła z siebie. Przez telefon leciały różne wyrażenia. – Ja odpowiadam za czystość w mieście, za akcję zima, za cmentarz. Potem mnie radni atakują – dodaje.
Byle była szychta
Leszek Piątkowski, kierownik zakładu zmniejszył zatrudnienie z 60 do 50 osób. Jak mówi, były przerosty. Ci, którzy pozostali, poprawili wydajność. – Wcześniej ludziom wydawało się, że skoro pracują do godz. 15.00, to o tej godzinie mają być w domu. Zaczynali na siódmą, to kawa, śniadanie, potem lunch, no ceremoniał. Wykorzystywali łagodność poprzedniego kierownika – mówi Leszek Piątkowski. – Kiedyś kierowca jeździł autem i nic go nie obchodziło. Dziś przyjeżdża na miejsce, ładuje, zamiata i jedzie dalej. Jest zaoszczędzony jeden człowiek? Jest – dodaje Wiesława Antolak.
Poprawa dyscypliny owocuje. – Komunalka to były paproki. Coś tam zamiatali, jak niedokładnie, to się nikomu nic nie stało,zamiecie się jeszcze raz. Ale jak się źle położyło kafelki czy tapetę, to koniec. Teraz jest inaczej. Postrzega nas się jako fachowców i bywa, że chce się tylko nas. To bardzo cieszy – mówi kierownik.
Nie moszczą sobie gniazdka
Zima to okres, kiedy zakład nie ma praktycznie zleceń na roboty budowlane czy remontowe. Kierownik postanowił więc wykorzystać brygady do remontu budynku zakładu. Stan techniczny obiektu był opłakany. Stare okna, nieocieplone ściany, ściany w biurach nieodświeżane od lat. – Fachowców mamy naprawdę doskonałych. Jednak nie ma zleceń, to dlaczego ci pracownicy mają siedzieć na ławce? To nie ich wina, że pracodawca im nie zapewnił pracy. Więc uważam, że warto w takich okresach realizować potrzeby własne. Dlatego kupujemy materiał, a fachowcy remontują nasz budynek. To żadna fanaberia, ani moszczenie sobie gniazdka przez nową ekipę. Remont tego budynku z powodu jego stanu był pilną koniecznością – tłumaczy Leszek Piątkowski.
Koparka po remoncie
Zakład polepszył w zeszłym roku park maszyn. Za 80 tys. zł wyremontował koparkę, która wcześniej stała na placu i nie nadawała się do niczego. Do prac ziemnych trzeba było wynajmować koparki. W sumie na wszystkie remonty taboru zakład wydał w minionym roku 120 tys. zł. Kierownictwo kupiło też za 50 tys. zł używaną ciężarówkę. Te inwestycje spowodowały, że zakład nie wykaże zysku za 2009 rok. Nie wiadomo dokładnie, o ile, bo jeszcze nie jest podliczony. Wciąż spływają faktury, np. za media, ciepło, które trzeba będzie zaksięgować jeszcze do 2009 roku. Barbara Sładek, główna księgowa w ZGKiM mówi, że bilans na pewno będzie lepszy, niż na koniec 2008 roku. Wówczas była strata 167 tys. zł, a zakład stracił płynność finansową. W 2009 roku nie tylko ją odzyskał , ale miał nadwyżki finansowe.
Nie trzymałem pieniędzy w skarpecie
Kierownik wyjaśnia, że sam bilans nie pokaże wszystkiego. – Za 2008 rok wyszła strata 167 tys. zł, ale bilans nie wykazał, że koparka stała zepsuta, że samochód truck stał zepsuty. Rok 2009 bilansował nam się na bieżąco na tyle, że z nadwyżki finansowej wyremontowaliśmy koparkę, samochody. Gdybym trzymał te pieniądze w skarpecie, to w bilansie za 2009 rok wykazałbym zysk. Tak zysku nie będzie, bo pieniądze inwestowaliśmy
Trzeba zarabiać
Zakład potrzebuje rocznie około 3,3 mln zł. Chcąc wyjść na swoje, musi szukać zleceń i zarabiać. Co prawda jest zakładem budżetowym i dostaje co roku z budżetu miasta około 500 tys. zł dotacji przedmiotowej na zadania zlecone, jak sprzątanie miasta czy koszenie trawy, ale to kropla w morzu potrzeb. W zeszłym roku wykonał zlecenia za 2,8 mln zł, zatem powoli bilansuje się. Czas pokaże, czy wprowadzone przez kierownictwo zmiany dają trwałe efekty.
Tomasz Raudner