Szukał na szyi medalika i wyczuł puls
Dariusz Wysłucha z zakładu pogrzebowego w Połomi pierwszy raz wrócił od zmarłego z pustą trumną.
Jak długo prowadzę zakład pogrzebowy, tak jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem – mówi Dariusz Wysłucha z Połomi, prowadzący wraz z żoną Iloną zakład pogrzebowy „Charon”. Przypomnijmy: tuż przed końcem roku, 29 grudnia, mieszkaniec Jastrzębia Zdroju ożył niemal w trumnie. Około godz. 9.00 lekarka stwierdziła zgon, a po godz. 12.00 okazało się, że człowiek żyje. Cudowna wręcz historia 76–letniego pana Józefa z jastrzębskiego Kondziołowca obiegła całą Polskę. – Z reguły czekamy ze 2 godziny, aż wszystko w ciele zamrze, a w tym przypadku przyjechaliśmy już dobrych kilka godzin po stwierdzeniu zgonu – wspomina pan Dariusz. Jak mówi, akt zgonu już był wypisany, dowód osobisty pocięty, pogrzeb miał się odbyć w kościele w Jastrzębiu Górnym. – Z tego co mówiła nam rodzina, pan Józef mógł już nie żyć od godz. 7.00 – dodaje Dariusz Wysłucha.
Zbadali go w trumnie
Przy domu zmarłego na pracowników firmy pogrzebowej czekało kilka osób z rodziny. –Przenieśliśmy ciało do trumny, przykryliśmy prześcieradłem i już chcieliśmy nakładać wieko, kiedy zapytałem, czy zmarły ma przy sobie jakieś złoto, biżuterię – relacjonuje wydarzenia sprzed sylwestra właściciel firmy pogrzebowej z Połomi. Wtedy ktoś z rodziny powiedział, że zmarły ma zegarek, który mógłby sobie syn zostawić na pamiątkę, ktoś inny zajrzał do kieszeni i wtedy z gardła zmarłego wydostał się dziwny dźwięk, jakby chrapliwe sapnięcie. – Zapytałem, czy on na pewno nie żyje – opowiada pan Dariusz. Rozpiął jeszcze ubranie pod szyją, żeby sprawdzić, czy zmarły ma na sobie medalik, o którym też wspominała rodzina. – I kiedy szukałem łańcuszka, wyczułem puls. Powiedziałem: przecież on żyje – wspomina Dariusz Wysłucha z Połomi. Złapał za komórkę i wykręcił numer na pogotowie.
Chodzi, rozmawia
Tymczasem jak sprawdziliśmy w jastrzębskim szpitalu, uznany wcześniej za zmarłego mieszkaniec Jastrzębia Zdroju przebywa na oddziale internistycznym, gastrologiczno – wewnętrznym i jego stan jest stabilny. Chodzi po korytarzu, rozmawia. – Jest na bieżąco diagnozowany. Więcej informacji nie mogę udzielić – powiedziała nam Alicja Brocka, rzecznik jastrzębskiego szpitala.
Iza Salamon
Oświadczenie Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego
We wtorek, 29 grudnia, około godziny 9.00, dyspozytor Stacji Pogotowia Ratunkowego w Jastrzębiu Zdroju odebrał wezwanie do nieprzytomnego, 76-letniego mężczyzny. (…)
Na miejsce od razu wyjechał zespół ratownictwa medycznego z doświadczoną lekarką. Posiada ona specjalizację II st. z anestezjologii i reanimacji. Okazało się, że pacjent jest bez oddechu, bez akcji serca, ciało ma wychłodzone, z cechami śmierci. Po dokładnym badaniu lekarka stwierdziła zgon. 3 godz. później dyspozytor odebrał po raz drugi wezwanie pod ten sam adres. Tym razem dzwonił pracownik zakładu pogrzebowego. Poinformował, że u mężczyzny, dla którego zamówiono usługę pochówkową, wyczuł zauważalne prawdopodobnie oznaki życia. Natychmiast do pacjenta wyjechał ponownie ten sam zespół ratownictwa medycznego. Mężczyźnie wykonano EKG, które wykazało elektryczną akcję serca (bicie serca 20-30 razy na minutę). Stwierdzono też śladowe oznaki krążenia. Lekarka znowu podjęła reanimację krążeniowo-oddechową i bezzwłocznie zdecydowała o odwiezieniu pacjenta z cechami życia do najbliższego szpitala. Dyrekcja Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach po szczegółowym zapoznaniu się z dokumentacją medyczną oraz wyjaśnieniami lekarki, która stwierdziła zgon 76-letniego pacjenta w Jastrzębiu Zdroju w dniu 29 grudnia (a po 3 godzinach u pacjenta wyczuła śladowe oznaki życia) oświadcza, że w postępowaniu zespołu ratownictwa medycznego podejmującego interwencję nie dopatrzyła się błędu w sztuce medycznej. U pacjenta najprawdopodobniej nastąpiło zatrzymanie krążenia i oddechu w mechanizmie zaburzeń przewodnictwa w układzie bodźco - przewodzącym serca, co wraz z okolicznościami zdarzenia zadecydowało o stwierdzeniu zgonu. To pierwszy taki przypadek w historii WPR w Katowicach.