Zadłużona miłość
Rozkochał w sobie Justynę, naciągnął na 14 kredytów, pieniądze wziął i zniknął z jej życia.
Ponoć pierwszą miłość zapamiętuje się do końca życia, ale 28–letnia Justyna Wyrębek będzie chciała o swojej jak najszybciej zapomnieć. W najbliższych miesiącach będzie to niemożliwe. Została z 50 tys. zł do spłacenia i widmem komornika. Choć pracuje zawodowo, wątpliwe, by jej mała pensja wystarczyła na raty.
Wymiana telefonów
Do poznania się dwójki doprowadziła sąsiadka. Powiedziała Justynie, że zna fajnego faceta, który chciałby ją poznać. Wzięła ich numery telefonów, wymieniła, zdzwonili się i poznali. Krótko potem Bartek poprosił ją o pierwszą pożyczkę. Pieniądze miały być mu potrzebne dla bardzo chorego dziadka. Spieszyło mu się, tłumaczył dziewczynie, że sam próbuje załatwić kredyt, ale czeka na potwierdzenie o zarobkach i to potrwa. Obiecał, że pieniądze odda raz dwa. Justyna zgodziła się. I tak godziła się na drugi, trzeci kredyt, piąty, czternasty, i to w ciągu dwóch i pół miesiąca. Z jednego kredytu kupił samochód, na siebie i na nią. Naciągnął ją też na osiem telefonów komórkowych. Obiecywał oddać pieniądze, kiedy tylko dostanie 75 tys. zł kredytu, o który się starał. Zapewniał, że ją kocha, że nie opuści. Ale kontakt z nim się urywał.
Zdolność kredytowa
Justyna pracuje w jednym z rybnickich hipermarketów. Zarabia około 800 zł. Tymczasem przy każdej kolejnej pożyczce banki uznawały, że ma zdolność kredytową. Inna sprawa, że nie brała dużych sum, po dwa, trzy tysiące. Największy kredyt był na około 8 tys. zł.
Narkotyki w kawie?
Narkotyki w kawie?
– Zakochana, jakaś otumaniona, zgłupiała na całej linii – podsumowuje córkę jej matka. – Całkiem nie wiem, jak to się stało. Po fakcie się dowiedziałam, że ma ponoć dziewczynę narkomankę – mówi Justyna. – Przed każdą wizytą w banku chodzili na kawę. Wielce prawdopodobne, że dosypywał jej czegoś do kawy i ona otumaniona szła potem do banku i załatwiała, co chciał – dodaje matka.
Oficjalnie sielanka
Rodzina Justyny nic nie wiedziała o jej rosnącym zadłużeniu. Za to kontakty kwitły. Odwiedzali się wzajemnie, młodzi i ich rodzice. Bartek był do rany przyłóż. Wszystkim służył pomocą, deklarował, że wszystko pozałatwia, nawet prawo jazdy Justynie. Radlinianka przyznała się mamie we wrześniu.
Policja i prokuratura
– Jak stałam, musiałam sobie usiąść – wspomina jej matka. Justyna zgłosiła sprawę policji. Okazało się, że policjanci z komisariatu w Radlinie znali Bartka. – Był notowany za oszustwa – przyznaje st. sierż. Marta Czajkowska, rzecznik prasowy wodzisławskiej policji. Zgłoszenie Justyny trafiło do Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu, która umorzyła sprawę. – Prokurator nie dopatrzył się znamion przestępstwa – mówi krótko Witold Janiec, prokurator rejonowy w Wodzisławiu. Justyna odwołała się od decyzji o umorzeniu. Odwołanie rozpatrzy sąd w Wodzisławiu.
Co robić?
Justyna zastanawia się, co robić. Nie wyobraża sobie spłaty wszystkich pożyczek, od których rosną cały czas odsetki. Dowiedziała się, że Bartek w podobny sposób wystawił inną kobietę. Jej rodzina ani myśli jednak zgłaszać sprawy organom ścigania. Zamierzają szybko spłacić kredyt i zapomnieć o wszystkim. Tymczasem prokurator Janiec mówi, że gdyby zgłosiło się więcej kobiet i opisały sposób działania mężczyzny, niewykluczone, że można by dopatrzyć się tu czynu zabronionego. – Podstawą byłoby ustalenie sposobu, w jaki mężczyzna pozyskiwał pieniądze od kobiet, czy celowo wprowadzał je w błąd. Prokurator jeszcze raz rozpatrzyłby sprawę poszkodowanej mieszkanki Radlina – przyznaje prokurator rejonowy. Póki co sugeruje, że dla Justyny Wyrębek najlepszym sposobem odzyskania pieniędzy będzie wytoczenie procesu cywilnego.
Próbowaliśmy skontaktować się z Bartkiem. Bezskutecznie.
Tomasz Raudner
(imię mężczyzny zostało zmienione)
(imię mężczyzny zostało zmienione)