Sędziowie uratowali punkt Jagielloni?
2:0, a potem dwa karne, dwa czerwone kartoniki i Odra dopisuje tylko punkt.
Odra prowadziła już 2:0 w arcyważnym meczu z Jagiellonią Białystok, ale dwa rzuty karne i dwie czerwone kartki pokazane zawodnikom Odry przez arbitra meczu Daniela Stefańskiego, przesądziły o remisie. Podział punktów sprawia, że wodzisławskiemu klubowi będzie bardzo trudno opuścić spadkową strefę.
Przez kilkanaście minut pierwszej połowy kibice obu drużyn oglądali słabe spotkanie. Odra co prawda starała się rozgrywać piłkę, ale niewiele z tego wynikało. Jagiellonia, która dość niespodziewanie rozpoczęła mecz bez Tomasza Frankowskiego i Kamila Grosickiego, najlepszych swoich napastników, nie stworzyła nawet pół sytuacji bramkowej. Dość bezpłciowe spotkanie nabrało rumieńców w 39 min kiedy pięknym lobem Daniel Bueno pokonał Grzegorza Szamotulskiego. Kilka minut później już w doliczonym czasie I części spotkania na 2:0 powinien podwyższyć Piotr Piechniak, ale w dobrej sytuacji uderzył nieczysto. Co się odwlecze… Już na początku II połowy doskonałym podaniem obsłużony został Bueno, którego pierwszy strzał z 5 metra Szamotulski zdołał jeszcze obronić, ale przy dobitce był bezradny. Kibice Odry przecierali oczy ze zdumienia. Ich drużyna po raz pierwszy w sezonie zdobyła w meczu drugiego gola.
Karny z kapelusza
Wydawało się, że ekipa debiutującego w ekstraklasie trenera Marcina Brosza bez problemu będzie kontrolować mecz, ale wówczas do akcji włączył się arbiter spotkania. Najpierw dość nieoczekiwanie wyrzucił z placu gry Łukasza Pielorza, który faulował wychodzącego na czystą pozycję zawodnika gości (obaj zawodnicy pracowali w tej sytuacji rękami). – Nie wiem czy był faul, ale nawet gdyby był to przecież było to pierwsze przewinienie Łukasza, za które od razu wyleciał z boiska – nie krył wątpliwości Jacek Kuranty. Kilka chwil później w 59 min arbiter popełnił ewidentną pomyłkę. Krzysztof Markowski faulował zawodnika Jagielloni przed polem karnym. Sędzia Stefański najpierw wskazał rzut wolny, po czym zmienił decyzję i wskazał na „wapno”. Telewizyjne powtórki sytuacji pokazały, że faul był pół metra przed linią pola karnego. Prezent arbitra pewnie wykorzystał, wprowadzony na plac gry kilka minut wcześniej Frankowski. Od tego momentu, grająca w osłabieniu Odra została zepchnięta do obrony. Na tyle skutecznej, że goście nie bardzo potrafili zagrozić bramce Michała Buchalika. Tragedia wydarzyła się w 90 min. Zupełnie bezsensownie w polu karnym zachował się Jacek Kowalczyk. Defensor Odry, wyskakując do piłki zagrał ręką. Arbiter wskazał na 11 metr i Frankowski po raz drugi pokonał Buchalika. Kowalczyk za zagranie ręką zobaczył drugą żółtą kartkę i nieco wcześniej niż koledzy z drużyny powędrował do szatni.
Wyzerować rozpalone głowy
Po ostatnim gwizdku sędziego chyba tylko dzięki interwencji trenerów Odry na środku boiska nie doszło do rękoczynów. Kilku piłkarzy Odry miało bowiem sporo uwag do pracy arbitra, szczególnie w kontekście pierwszego rzutu karnego. Załamany kapitan zespołu Marcin Malinowski na prośbę o pomeczowy komentarz rzucił tylko: – To sędzia niech dziś udzieli wywiadu. Pracy sędziego nie chciał oceniać trener Brosz. – Myślę, że od tego są w klubie inne osoby. Ja chcę skupić się na grze. Musimy zrobić wszystko, by „wyzerować” głowy tych chłopaków, bo czeka nas bardzo ważny mecz z Polonią – powiedział opiekun Odry. – Jagiellonia zdecydowanie była dziś do ogrania. Czy były karne czy nie, ten mecz powinniśmy wygrać – powiedział zaraz po meczu Jan Woś.
Sędzia pod eskortą
Kibice byli innego zdania. Za stratę 2 punktów obarczali głównie sędziego. W efekcie sędzia zawodów musiał opuszczać miasto pod eskortą policji. Kibice bowiem jeszcze długo po zakończeniu meczu pod klubowym budynkiem krzyczeli „Złodzieje!” pod adresem sędziowskiej trójki i czekali aż arbitrzy wyjdą na zewnątrz do swoich samochodów.
Artur Marcisz