Amerykańscy żołnierze zagrali szlagiery z Broadway’u
To było bez wątpienia wydarzenie roku. W piątek 23 października w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji wystąpiła Orkiestra Koncertowa Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych pod batutą majora Matthewa S. Henry’ego.
Hala pękała w szwach. Choć posiada 300 miejsc siedzących, popisy amerykańskich żołnierzy podziwiało prawie 600 osób. Dwugodzinny występ składał się z dwóch części. Orkiestra zaczęła od standardów muzyki poważnej, stopniowo przechodziła do repertuaru lekkiego. Był Broadway, był jazz i blues, były wreszcie piosenki ze starych amerykańskich filmów wyśpiewane przez dwie solistki.
Profesjonalnie i na luzie
Widzowie nie chcieli wypuścić muzyków z sali. Trzy razy wywoływali ich na bis. Ale koniec koncertu nie oznaczał końca spotkania z orkiestrą. Muzycy wyszli na hol, rozmawiali z mieszkańcami, pozowali do wspólnych zdjęć. Na sam koniec częstowali się ogromnym tortem w barwach polskich i amerykańskich, ufundowanym przez piekarnię Sobala.
Występ w Radlinie był etapem krótkiej trasy koncertowej orkiestry w Polsce. Prócz Radlina muzycy wystąpili jedynie w Nowym Sączu, Bydgoszczy i Toruniu. Żołnierze honorują w ten sposób 90–lecie nawiązania stosunków polsko – amerykańskich. Do nas przyjechali na zaproszenie Forum Firm Miasta Radlin. – To, że udało się zorganizować ten koncert zawdzięczamy chyba tylko bardzo dobrym kontaktom Tomasza Brzozy, prezesa Forum Firm z B.O. Nasemanem, Konsulem Generalnym USA w Krakowie – mówi Witold Łupiński z MOSiR w Radlinie.
Żołnierska dyscyplina
Przed koncertem pracownicy ośrodka musieli zamienić typową salę gimnastyczną w koncertową. Przez trzy dni wygłuszali ściany i sufit, dokładali siedzeń. Pracowali m.in. nocą, byle nie zakłócić codziennych zajęć w sali. Słowa podziękowania kierują do Urzędu Gminy Marklowice, który pożyczył materiały do wygłuszenia. To pozwoliło zaoszczędzić sporo pieniędzy. Muzycy przyjechali autokarem. Sprzęt dotarł w dwóch tirach. Żołnierze sami nosili instrumenty, wzmacniacze, itd. Rozładunek tirów trwał 25 minut. Tyle samo czasu zajęło muzykom posprzątanie po sobie. – Byli niesamowicie zorganizowani. Każdy wiedział, co ma robić. Nie było przy tym żadnego gwiazdorzenia. Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie, by muzycy jakiejś polskiej orkiestry mieli rozkładać sprzęt – mówi Witold Łupiński.
Tomasz Raudner