Kolejny głos w sprawie głośnego festiwalu
Pozwolę sobie być nieco niekulturalną i dorzucić swoje trzy grosze do dyskusji na temat festiwalu reggae, który odbył się w moim rodzinnym mieście.
Na początku chciałam zaznaczyć, że Wodzisław obserwuję już od dawna, gdyż nieustannie do niego wracam. Już w szkole średniej, do której uczęszczałam w Rybniku, mieszkając jednocześnie tam, gdzie znajduje się „południowa brama Polski”, miałam okazję przyglądać się Mojemu Miastu z zewnątrz, a więc poniekąd obiektywnie. Przez okres wakacji przebywam właśnie tu, a że z wiekiem coraz więcej się dostrzega, chciałam podzielić się moją refleksją na temat festiwalu, patrząc z nieco innej niż te wcześniejsze perspektywy. I nie chodzi o to, że nie chcę, by miasto się rozwijało. Wręcz przeciwnie. Bardzo chcę. Ale nie w ten sposób. Nie za każdą cenę. I nie o to chodzi, że oceniam ludzi po wyglądzie czy po stroju. Wręcz przeciwnie. Też jestem, byłam młoda i mam za sobą dużo doświadczeń. Ale chyba lepszej jakości.
Wierzę, że człowiek nie może być obojętny. I że nie wolno myśleć krótkowzrocznie. Skutki mogą być zgubne.
Po tym wstępie przejdźmy jednak do meritum. Otóż aspekt głośnej muzyki, a więc zakłócania ciszy nocnej został już przez mieszkańców poruszony, a „głupawa impreza dla ćpunów” oceniona negatywnie.
Ja byłam świadkiem picia ALKOHOLU przez osoby nieletnie w miejscach publicznych, przede wszystkim zaś braku reakcji, a więc traktowania sprawy z „przymrużeniem oka” przez służby miasta, przede wszystkim Straż Miejską. Ot, taka mała dyspensa dla nieletnich na okres festiwalu. 15-letni syn moich znajomych dostał taką butelką po piwie w głowę, przez czyjąś nieuwagę powiedzmy. Opatrzono go doraźnie, nawet nie dzwoniąc do rodziców. W parku miejskim co krok rzygający 12, 13, 14-latkowie. Nikogo to nie dziwi. Taki element krajobrazu wodzisławskiego na czas festiwalu.
To wszystko nazwałabym brakiem wyobraźni, ale niebezpiecznym brakiem, także odpowiedzialności. Bo ktoś ten alkohol musiał przecież sprzedawać. A przecież istnieje Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, a przecież sierpień to podobno miesiąc trzeźwości. Jak ma się do sprawy funkcjonowanie miejskiej Rady do Spraw Rodziny? Jak widać przyzwolenie społeczne robi swoje. Nikt o tym aspekcie sprawy nawet nie wspomniał.
Tak właśnie wyglądają imprezy „kulturalne” Wodzisławia, powiew nowości i przemian, po prostu rozwój. Nie wiadomo w jakim kierunku i co dokładnie, ale ważne, że się rozwija, a w mieście i o mieście robi się głośno. Nieważne już nawet, co się mówi... A wcale nie mówi się dobrze.
Imię i nazwisko autorki do wiadomości redakcji