Nie chcą podwyższonego przejścia
Dwa tygodnie temu naczelnik wydziału komunikacji i transportu Arkadiusz Łuszczak odwiedził Lubomię i na spotkaniu z tutejszymi urzędnikami zapoznał się z sytuacją na ulicy Jana Nepomucena. Tydzień później do Urzędu Gminy w Lubomi wpłynęły propozycje, które mają poprawić bezpieczeństwo na drodze. Wiążą się one głównie z ograniczeniem prędkości pojazdów, które przejeżdżają przez ulicę Jana Nepomucena.
– I chodzi nam nie tylko o postawienie znaków ograniczających prędkość, ale wręcz o fizyczne ograniczenie prędkości poprzez wydzielenie na drodze przejść dla pieszych – wyjaśnia Arkadiusz Łuszczak, naczelnik wydziału komunikacji.
Nie dogadali się
Jego pomysł nie przypadł jednak do gustu urzędnikom z Lubomi. – Przejścia dla pieszych są jak najbardziej wskazane, ale nie w takiej formie jaką proponuje pan naczelnik – uważa Maria Fibic, zastępca wójta. Szczególnie nie spodobała jej się propozycja umieszczenia w pobliżu skrzyżowania ulic Jana i Polnej tzw. podwyższonego przejścia dla pieszych na kostce brukowej. Żeby wjechać na takie przejście, konieczne jest wyhamowanie pojazdu do minimalnej prędkości. Władzom się to nie podoba, bo nie dość, że jest to droga inwestycja, która kosztować może nawet 30 tys. zł, to także według urzędników niepotrzebna. – Proponowane przejście znajduje się tuż przy zakręcie, więc kierowcy i tak w tym miejscu zwalniają. Natomiast długie proste odcinki ulicy Jana w dalszym ciągu będą niezabezpieczone. Wydaje nam się, że starostwo nie do końca zrozumiało problem, który trzeba tam rozwiązać – tłumaczy Fibic i dodaje, że spodziewała się raczej propozycji dotyczących zmuszenia kierowców do zaprzestania zatrzymywania się na wąskiej ulicy.
Krok zbyt radykalny
Kierowcy, mimo dostępu do wolnych miejsc przy punktach handlowych, parkują na wąskiej drodze. Ograniczają pole manewru innym użytkownikom ruchu i znacznie pogarszają widoczność. Naczelnik wydziału komunikacji uważa jednak, że postulowane przez gminnych urzędników ustawienie zakazu zatrzymywania się w obu kierunkach to zbyt rygorystyczny krok. – Uderzyłby również we właścicieli posesji, którzy tylko na chwilę chcą wyskoczyć z samochodu i wziąć coś z domu. Oni również musieliby stosować się do tego znaku i za każdym razem wjeżdżać na swoje posesje – wyjaśnia Arkadiusz Łuszczak.
Jak zapewniają przedstawiciele powiatowego Wydziału Ruchu Drogowego, propozycje, które złożyli gminie na poprawę bezpieczeństwa to początek rozmów.
(art)