Krzysiek się nie poddaje
Krzysiek Kosider z Marklowic ma 19 lat. Od dziecka z werwą jeździł na rowerze. Ponad dwa lata temu wraz z grupą kilku kolegów budował w lesie skocznię do jazdy na dircie. Wcześniej już dwa lata trenował ekstremalną jazdę. Niestety, jeden nieudany skok dramatycznie przesądził o jego dalszym życiu. Spadł z roweru. Piąty kręg roztrzaskał się na części. Chłopak powrócił do rzeczywistości już na wózku, ze sparaliżowanymi rękami i nogami.
Na torcie nie było świeczek
– To były ferie zimowe, 22 lutego 2007 roku – wspomina. – Była ładna pogoda, jeździliśmy na rowerach. Kiedy upadłem, czułem bezwład i wiedziałem tylko tyle, że do chwili przyjazdu pogotowia nie mogę się poruszać – dodaje. Niedawno Krzysiek miał urodziny, ale nie było świeczek na urodzinowym torcie. – Niestety nie umiałbym ich zdmuchnąć. Nie umiem też kichnąć ani odkaszlnąć. A to z powodu częściowo porażonej przepony - mówi o sobie młody marklowiczanin.
Zostali tylko rodzice
Trudno oddać słowami, co przeżył. Co przeżyli jego rodzice, bracia, babcia. Od szpitala w Orzepowicach i Piekarach, przeszedł długą drogę rehabilitacji. Nim usiadł na wózek, półtora miesiąca leżał bezwładnie w Górnośląskim Centrum Rehabilitacji w Reptach. Po szesnastu tygodniach wrócił do domu świadomy tego, że rehabilitacja tak naprawdę dopiero się zaczęła. Nie dostał jednak żadnych wskazówek do dalszych ćwiczeń i zostałby sam, gdyby nie rodzice, Danuta i Marian Kosidrowie. Zdani sami na siebie, niemal całkowicie na własny koszt, zajęli się rehabilitacją Krzyśka. - Jak zdarzył się ten wypadek, akurat nabyłem prawa emerytalne i bez zastanowienia przeszedłem na emeryturę, żeby móc opiekować się synem– wspomina tata Krzyśka, emerytowany górnik kopalni „Jas-Mos”.
Nie chciał siedzieć w domu
Myli się jednak ten, kto sądzi, że dramatyczny wypadek na rowerze odizolował Krzysztofa od życia. Nic podobnego. Już w Reptach po raz pierwszy usłyszał o Fundacji Aktywnej Rehabilitacji i o tym, jakie sporty można uprawiać na wózku. - Po roku czasu przyjechał do mnie do domu instruktor, Mirek Kapelan z Katowic, również rugbysta trenujący w Ostrawie. Jest to człowiek z podobnym porażeniem jak ja – wspomina Krzysiek Kosider. – Pojechałem z tatą i Mirkiem na pierwszy trening do Ostrawy i tak to się zaczęło. Treningi, zawody, zgrupowania – dodaje. Na jednym z turniejów spotkał Tomasza Szkwarę, obecnego prezesa Stowarzyszenia Sportu Osób Niepełnosprawnych, w Raciborzu, również rugbystę, który zachęcił go do trenowania w drużynie Sitting Bulls w Katowicach. Obecnie Krzysiek trenuje w obu drużynach. Na treningi dwa razy w tygodniu wozi go tata.
Jeszcze wsiądzie na rower
- Ogromnie sobie cenię znajomość z jednym z pierwszych, niepełnosprawnych rugbystow w Polsce, Sławkiem Sękowskim (założyciel drużyny Sitting Bulls oraz były prezes SSON), który zmarł w lutym tego roku – wspomina 19-latek. - To on zobaczył w mnie dobrego zawodnika, to dzięki niemu oraz SSON dostałem wózek do gry w rugby – wspomina wzruszony. Na co dzień ćwiczy pod okiem rehabilitantki i ojca, ma także nauczanie domowe. Przed wypadkiem uczył się w wodzisławskim Zespole Szkół Technicznych, w klasie technik elektronik. – Szkoła do dzisiaj bardzo mi pomaga. Jestem jej bardzo wdzięczny – mówi Krzysztof. Obecnie jest w drugiej klasie technika informatyka. Chciałby zdać maturę, skończyć studia, może nawet zagrać w kadrze narodowej. Uczy się, trenuje. - To zasługa jego wytrwałości – mówią rodzice. – Rodziców też – uśmiecha się Krzysiek.
A rower po wypadku wciąż stoi w garażu. – Wierzę, że Krzysiek jeszcze na niego wsiądzie – mówi ze wzruszeniem tata, Marian Kosider.
Iza Salamon