Nigdy nie przestałem być Polakiem
Kiedy na początku lat 80–tych w śląskich kopalniach zaczęły tworzyć się struktury Solidarności, wśród pierwszych związkowców był Ewald Kudla, rodowity radlinianin, wówczas mieszkający w Jastrzębiu. Nasz bohater zakładał Solidarność w KWK „XXX–lecia PRL” (obecna KWK „Pniówek”). Był wiceprzewodniczącym zakładowego komitetu strajkowego podczas strajków w 1980 i 1981 roku. – Stres, napięcie, puste sklepowe półki – opowiada o przyczynach swojej działalności.
Sąd kapturowy
Po drugim strajku został aresztowany. Pamięta jak dziś, to było 5 stycznia 1982 roku. 23 lutego zapadł wyrok – 2 lata w zawieszeniu na lat 5. Do tego dochodziło pozbawienie praw obywatelskich na dwa lata. Po wyjściu z aresztu pan Ewald chciał wrócić do kopalni. Przy bramie zakładowej powiedziano mu, że ma zakaz wstępu na teren zakładu. Dopiero po jakimś czasie dostał wezwanie. Od tego czasu żywot na kopalni zmienił się diametralnie. Czarę goryczy przepełniło umieszczenie go na stanowisku pracy obok pracownika, który na Kudlę donosił. – Praca z kapusiem była najgorsza – przekonuje.
Wilczy bilet
Związkowiec zaczął myśleć o wyjeździe za granicę. Wybór padł na Szwecję. Okazało się, że ówczesne władze wystawiły wyjeżdżającym paszport z jednorazowym pozwoleniem przekroczenia granicy bez prawa powrotu. – Jeszcze nie wyjechałem a już za krajem tęskniłem, mimo to musiałem opuścić Polskę i zrzec się polskiego obywatelstwa – opowiada o swoim dramacie.
Działalność polonijna
Pan Ewald (oraz Wiesław Matusiak i Józef Fluder – także szykanowani związkowcy) wyjechał z całą rodziną jeszcze w 1982 roku. Na miejscu został zakwaterowany w obozie przejściowym w Oxelösund. Potem przeniósł się do Kalamru, gdzie dostał pracę w fabryce samochodów Volvo. Jak sam przyznaje, był zaskoczony poziomem szwedzkiej opieki socjalnej. Od początku niczego mu nie brakowało. Oprócz ojczyzny. Za tą tęsknił każdego dnia. Dlatego zaangażował się w działalność polskich organizacji charytatywnych, które organizowały pomoc dla pogrążonej w odmętach stanu wojennego Polski. Stał się znaną postacią w lokalnym środowisku. Jego działalnością zainteresowała się szwedzka prasa, która chętnie pisała o polskich działaczach solidarnościowych.
Obywatelstwa nie zwrócą
Po zmianach, do których doszło w Polsce pod koniec lat 80-tych, pan Ewald zaczął myśleć o powrocie do Polski. Oczywiście jeszcze w 1989 roku odwiedził rodzinę w kraju. Wówczas też poczynił pierwsze starania o przywrócenie obywatelstwa. I tu srodze się zawiódł. – Okazało się, że mogę tylko zwrócić się o ponowne nadanie obywatelstwa. A ja przecież zawsze byłem Polakiem, więc niczego mi nie trzeba nadawać. Chciałem po prostu przywrócenia obywatelstwa, do którego zrzeczenia ówczesna władza mnie zmusiła – wyjaśnia Kudla. Niestety prawo nie przewiduje przywrócenia obywatelstwa. Za kolejnych prezydentów okazywało się to niemożliwe.
–Każą mi złożyć papiery o nadanie obywatelstwa i czekać 2,5 roku. – A taki piłkarz Roger, który za wiele dla naszego kraju nie zrobił, otrzymał obywatelstwo od ręki. To mnie trochę boli, bo ja przecież jakąś tam cegiełkę włożyłem w budowę wolnej Polski – mówi pan Ewald. Dlatego postanowił, że dopóki nie będzie możliwości przywrócenia obywatelstwa, dopóty on starał się o jego przywrócenie nie będzie.
Polska lepsza niż kiedyś
Ewald Kudla podczas pobytu w kraju zatrzymuje się u znajomych w Radlinie. Pod koniec roku chce wrócić do kraju na stałe. Niestety już bez żony, która w Szwecji zachorowała na raka i tam zmarła. Wielu młodych Polaków mogłoby się uczyć od niego patriotyzmu. Czy żałuje, że jego losy potoczyły się w ten sposób? – Nie żałuję. Mamy przecież wolną Polskę. Może nie wszystko poszło w niej w dobrym kierunku, ale na pewno Polska jest teraz lepsza niż była 20–30 lat temu. Denerwują mnie ludzie, którzy twierdzą, że za komuny było lepiej. Zawsze wtedy im mówię, żeby zamknęli oczy i przypomnieli sobie te puste półki i szarą rzeczywistość. My Polacy nie doceniamy tego co udało nam się osiągnąć – kończy rozmowę pan Ewald.
Artur Marcisz