Jeszcze zatańczę na studniówce
Tomek Opioł ma 17 lat. Jego dramat rozpoczął się jesienią 2006 r. Przypadkowo uderzył się w kolano. Najpierw tylko bolało. Nikt nie przywiązywał do tego większej wagi. Kontuzje młodym ludziom pełnym energii przytrafiają się przecież dość często. Dopiero, kiedy w miejscu uderzenia pojawił się guz, Tomek trafił do lekarza. Miała wystarczyć maść przeciwbólowa. Niestety ból się nasilał. Lekarz pierwszego kontaktu skierował nastolatka do ortopedy. Tutaj pierwsze diagnozy nie były takie niepokojące. Na podstawie zdjęcia rentgenowskiego postawiono diagnozę – krwiak. Był luty 2007 roku. Zaaplikowano kolejne medykamenty, które nie przynosiły żadnej poprawy. Kolejne zdjęcie wykonano w maju. Lekarz uspokajał ciągle, że to tylko krwiak. Tomek z bólu nie umiał już chodzić. Rodzice zmienili ortopedę. Był już czerwiec. Tym razem diagnoza brzmiała jak wyrok.
– Doktor powiedział, że mam guza kości piszczelowej i że nogi nie da się już uratować. W jednej chwili zawalił mi się cały świat – opowiada Tomek.
To nie był sen
Od tego czasu wszystko potoczyło się szybko. Najpierw chłopiec trafił na kilka tygodni na oddział chirurgii onkologicznej w Katowicach. Tutaj dostał pierwszą dawkę medykamentów. Wakacje spędził w szpitalnym łóżku przyjmując kolejne serie chemioterapii. Na październik wyznaczono termin amputacji.
– Najgorsze było to, że po chemii kolano przestało boleć. Czułem się osłabiony, ale myślałem po co będą mi odcinali nogę, skoro jest lepiej. Nie mogłem uwierzyć w to, co mnie miało czekać – wspomina nastolatek.
Zabieg wykonano w Warszawie 14 października ubiegłego roku. Lekarze amputowali Tomkowi nogę powyżej lewego kolana.
– Przez pierwsze dni nie dochodziło do mnie, że nie mam już nogi. Jeszcze tliła się we mnie nadzieja, ze to tylko koszmarny sen, z którego zaraz się obudzę – mówi Tomek.
Końcowe odliczanie
Niestety, nastolatek musiał zaakceptować nową sytuację. Łatwo nie było. Zmagał się z depresją. Nie pomagali szpitalni psychologowie. Wsparcie dały mu osoby, które podobnie jak on walczyły z nowotworem.
– Poznałem starszego o kilka lat Darka z Bytomia. Miał tę samą chorobę. Też stracił nogę. Dzięki niemu udało mi się pozbierać i znaleźć siły na rehabilitację po amputacji. Wpłynął na mnie, żebym zaczął chodzić bez kul. Tylko poruszał się za pomocą protezy – dodaje chłopiec.
Początki nie były łatwe, bo kikut, nim przystosował się do protezy, bardzo bolał. Teraz jest już dużo lepiej. Najgorsza jest jednak chemioterapia. Tomek przyjął już 13 z 15 cykli tego typu leczenia. Większość czasu spędza w szpitalu. Niedługo kolejne badania, które stwierdzą czy choroba się cofnęła.
– Odliczam już czas. Chciałbym wrócić w końcu do szkoły. Mam taką fajną klasę – mówi Tomek.
Życzliwych nie brakuje
Chłopiec jest uczniem Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Pszowie. Z powodu choroby musiał zweryfikować swoje plany na przyszłość. Chciał zostać lakiernikiem samochodowym. Teraz uczy się w cyklu indywidualnym w liceum w klasie o profilu zarządzanie informacją. Choć swoich kolegów nie zdążył dobrze poznać, rówieśnicy o nim pamiętają.
– Odwiedzają mnie, kiedy tylko mogą. Nie jestem sam. To fantastyczni ludzie. Pamięta o mnie także pani dyrektor Grażyna Szweda, a w szkole organizują różne akcje, żeby mi pomóc – opowiada.
Tomek spotkał się już z życzliwością wielu osób. Dzięki pomocy jastrzębskiej Fundacji do Walki z Chorobami Cywilizacji, która nagłośniła jego historię, udało się zebrać rodzinie trochę środków na leczenie chłopca.
– Ostatnio odbyły się dwa koncerty w Rybniku i Rydułtowach. Do akcji włączyli się także studenci PaństwowejWyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu. Nie znam nawet tych osób, ale chciałbym im bardzo podziękować za wszystko, co dla mnie robią – mówi Tomek.
Pomoc potrzebna
Młody mieszkaniec Pszowa ciągle potrzebuje wsparcia na leczenie i rehabilitację. Domowy budżet nie wytrzymuje dojazdów do szpitala i zapewnienia odpowiedniej diety. Aby chłopiec szybko odzyskał siły po wycieńczającej chemioterapii, potrzebne są kosztowne odżywki. Potrzebna jest także profesjonalna proteza. Koszt takiego sprzętu sięga nawet 100 tys. zł.
– Podobną miał Jaś Mela. Dzięki takiemu sprzętowi mógłbym znowu biegać, jeździć na motorze i prowadzić życie jak moi rówieśnicy. Może uda się jakoś uzbierać pieniądze. Tak naprawdę to będę martwił się później. Na razie modlę się, aby wyniki końcowe były dobre. Mam nadzieję, że jeszcze zatańczę na swojej studniówce – mówi Tomek.
Justyna Pasierb