Doceniony po kilkudziesięciu latach
Robert Grzybek odznaczenie od ministra obrony narodowej odebrał 21 lutego podczas ostatniej sesji Rady Miasta. Swoją przeszłością pan Robert nie lubi się chwalić.
– Inni zasłużyli się bardziej ode mnie tylko niestety nie dożyli tych wszystkich awansów – mówi.
Jego przygoda z AK rozpoczęła się 1940 roku. Był łącznikiem. W dzień normalnie pracował, nocami brał udział w akcjach. Niewielu wiedziało czym się zajmuje. Po wojnie jego zaangażowania w obronę ojczyzny władza nie doceniała. Został wrogiem ówczesnego systemu.
Skorzytsał z amnestii
W kwietniu 1946 roku cudem udało mu się uniknąć aresztowania.
– Ktoś z naszej grupy musiał sypnąć. Ubecy wcześnie rano wpadli do kamienicy, gdzie mieszkałem. Nim dotarli do mieszkania udało mi się przedostać na gzyms budynku. Stałem tam kilka godzin nim poszli. Potem nie miałem już wyjścia, musiałem uciekać – opowiada pan Robert.
Dzięki pomocy rodziny wyjechał do Szczecina.
Kilku jego kolegów ze Ślaska, którzy nie mieli tyle szczęścia co on zostało skazanych na karę śmierci. Inni spędzili po kilkanaście lat w więzieniu. Tęsknota za rodzinnymi stronami była jednak tak duża, że w 1947 roku skorzystał z powszechnej amnestii i ujawnił się.
– Pojechałem do Katowic. Na UB oprócz mnie było jeszcze 400 innych osób. Nie mieliśmy nawet pewności, że wyjdziemy z tego budynku – wspomina.
Ciągle aktywny
W Rydułtowach zamieszkał rok później razem z żoną. Akowska przeszłość wiele razy mu ciążyła. Z tego powodu został zdegradowany z kierowniczego stanowiska. Dziś tych złych rzeczy stara się nie pamiętać. W mieście znany jest jako aktywny działacz klubu sportowego Naprzód. Udziela się także w wodzisławskim kole Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Stara się, aby młodsze pokolenia wciąż pamiętały o ludziach, którzy kiedyś oddali swoje życie dla ojczyzny.
(j.sp)