Opuściły rodzinne piekło
Powiatowy Specjalistyczny Ośrodek Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie znajduje się przy ul. Wałowej (budynek byłego szpitala). Działa od siedmiu miesięcy i może jednorazowo pomieścić 14 osób. Obowiązuje tutaj zakaz odwiedzin, więc mają one zagwarantowany spokój, ponadto opiekę psychologiczną i pedagogiczną. Całkowity koszt ich pobytu finansowany jest z budżetu państwa. Miesięcznie wynosi około 25 tys. zł. Kobiety nie płacą za posiłek i pobyt w ośrodku. Jeśli wymaga tego sytuacja, otrzymują ubrania i kosmetyki. Także matki nie muszą się martwić o dzieci. Na miejscu są wszelkie przybory niezbędne do ich pielęgnacji. W zamian lokatorki udzielają się przy sprzątaniu czy przygotowywaniu posiłków.
– Wiele kobiet trafia do nas bez środków do życia. Są finansowo uzależnione od męża, który w tym przypadku stał się źródłem przemocy – mówi Celina Uherek-Biernat, kierowniczka ośrodka.
Wiedzą co to cierpienie
Przez pół roku przez ośrodek przewinęło się 30 osób – 15 kobiet i 15 dzieci (w wieku od roku do 15 lat). Najmłodsza z kobiet to 18-letnia Bułgarka objęta programem handlu ludźmi. Mieszkały tutaj także trzy 21-latki. Najstarsza lokatorka ma 65 lat. Jedną noc spędziła tutaj także 83-latka.
Wszystkie do ośrodka trafiają na skraju wytrzymałości psychicznej. Przez wiele lat żyły w „rodzinnym piekle”, dręczone, bez prawa do własnego zdania i swobodnego podejmowania decyzji. Bardzo często były jedynie przedmiotem niezbędnym do zaspokajania potrzeb seksualnych mężów, ojców ich dzieci czy innych partnerów życiowych. Część z nich zdobyła się na odwagę i sama zapukała do drzwi ośrodka, inne przywiozła tutaj policja. Kolejna awantura domowa z alkoholem w roli głównej przelała czarę goryczy. Nie wytrzymały.
Przyszła tutaj ponownie
Kobiety w ośrodku mogą przebywać jedynie trzy miesiące. W szczególnych sytuacjach ich pobyt może być przedłużony o kolejne 90 dni. Po tym okresie wracają do środowiska, z którego chwilowo wyszły. Te którym się poszczęściło, rozpoczynają samodzielne życie w wynajętym mieszkaniu lub u boku rodzeństwa czy rodziców. Niestety zdarzyło się, że po opuszczeniu ośrodka jedna z kobiet wróciła w to miejsce ponownie. U boku męża wytrzymała jedynie dwa miesiące.
Wstydzą się opuścić dom
Osób będących w podobnej sytuacji jest oczywiście znacznie więcej. Lokatorki wodzisławskiego ośrodka to jedynie „reprezentantki” kobiet doświadczających przemocy. Skala zjawiska jest dużo większa.
– Kobiety nie decydują się na odejście od męża i opuszczenie domu z wielu powodów. Obawiają się, że sąd doszuka się zaniedbań wychowawczych i odbierze im dzieci, do tego dochodzi wstyd i obawa przed tym, że nie będą miały do czego wracać. Nie bez znaczenia jest uzależnienie finansowe od mężczyzny. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich kobiet. Połowa z naszych podopiecznych to są osoby pod tym względem samodzielne – wyjaśnia Celina Uherek-Biernat.
Dzieci najważniejsze
Priorytetem w działalności ośrodka jest zagwarantowanie bezpieczeństwa dzieci. Tutaj mogą liczyć na spokój i opiekę. Stąd wychodzą do szkoły czy do przedszkola. Mają spokój. Niestety tylko przez pewien czas. Pewnie nie raz będą świadkami wydarzeń nie mieszczących się w niewinnej jeszcze wyobraźni.
Wodzisławski Powiatowy Specjalistyczny Ośrodek Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie jest jedną z trzech tego typu placówek w województwie śląskim. Dwie pozostałe znajdują się w Chorzowie i Świętochłowicach. W całej Polsce działa ich 12. Planuje się powołanie do życia dwudziestu kolejnych.
Rafał Jabłoński