Laurka na święto miasta
Nie tylko dlatego, że za naszym przykładem poszły moje dzieci (są w tym znacznie lepsze). Powód jest zupełnie inny. Do wykonania laurki, a właściwie napisania, skłoniła mnie postawa ludzi, którzy znacznie częściej poddawani są krytyce (sam wielokrotnie to robiłem i pewnie nieraz będę czynił) niż doceniani i chwaleni. Postawa i zaangażowanie urzędników, pracowników instytucji miejskich, organizacji pozarządowych, a także pozostałych mieszkańców Wodzisławia. To dzięki nim w mieście coś pękło. Coś się zmieniło. Organizując Dni Wodzisławia na niespotykanym do tej pory poziomie udowodnili, że nie ma rzeczy niemożliwych. Tegoroczne święto miasta było niewątpliwie największą imprezą w historii Wodzisławia.
Okazało się, że msza święta inaugurująca to wydarzenie nie musi być nudną ceremonią pozbawioną akcentów lokalnego patriotyzmu. Że może być autentycznym przeżyciem zapadającym na długo w pamięci. Nagle miejscowy rynek stał się za mały, by wszystkich pomieścić. Przyszło blisko trzydzieści tysięcy osób – szalejących miłośników dobrej muzyki. Właśnie dla nich przygotowano dodatkowe kursy autobusów i zorganizowano nietypowe przedsięwzięcia, m.in. zdjęcie wykonane uczestnikom zabawy specjalną techniką z wysokości 30 metrów (za tydzień w formie plakatu w naszej gazecie).
Mozolną pracę organizatorów widać było na każdym kroku. A było co robić. Przez trzy dni w Wodzisławiu odbywały się dziesiątki przedsięwzięć kulturalnych, sportowych i rekreacyjnych. Pewnie idealnie nie było, ale z pewnością profesjonalnie, ciekawie i wyjątkowo świątecznie.
W poniedziałkowy poranek, gdy emocje opadły, zastanawiałem się, co takiego się wydarzyło? Jak do tego doszło? Dlaczego pracownicy urzędu i innych instytucji z kopyta ruszyli do pracy, nadrobili stracony czas i w iście sprinterskim tempie przygotowali świetną imprezę. Nie tylko tę, ale wiele innych ją poprzedzających. Czy to sprawka Kiecy?
Prezydent Wodzisławia sam mógłby jedynie co najwyżej zaprosić kilka zespołów, wydrukować plakaty i ze sceny przemówić do mieszkańców. Myślę, że to sprawka ludzi mu podległych, którymi potrafił pokierować, własnym przykładem dał impuls do pracy i przekonał ich, że warto podejmować wyzwania. Pogoda dopisała i się udało.
Słodko? Jak nigdy. Tak właśnie wyobrażam sobie laurkę. Ociekającą lukrem, pochwałami i podziękowaniami. Jestem przekonany, że to właśnie należy się wszystkim osobom zaangażowanym w przygotowanie Dni Wodzisławia. Ludziom, którzy nie czekają na dodatkową zapłatę, tylko robią swoje. Ta praca ma sens. Jestem pewien, że mieszkańcy to docenią.
Rafał Jabłoński
redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich