Siostrzenica była najlepsza bo...
Dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 Stefania Furman zasiadała w komisji konkursowej wybierającej referenta. Kandydatem była jej siostrzenica. Jeden z naszych czytelników uważa, że złamała ona prawo i można w tym przypadku mówić o protekcji.
– Sprawdzałam tę sprawę wcześniej, ponieważ mogłam przypuszczać, że wobec mnie padną podejrzenia – mówi Stefania Furman. – Prawo nie zostało złamane, ponieważ ustawa zabrania zasiadania w komisji osobie, która jest spokrewniona z kandydatem do drugiego stopnia włącznie. Moja siostrzenica to pokrewieństwo w trzecim stopniu – dodaje pani dyrektor.
Sprawa moralnie wątpliwa
Naruszenia prawa nie dostrzega także burmistrz Rydułtów Kornelia Newy. Co do postępowania dyrektorki ma jednak wątpliwości.
– Wprawdzie nie możemy mówić o złamaniu prawa, ale z punktu widzenia moralnego sprawę oceniam negatywnie. Wolałabym, aby pani dyrektor w przyszłości tak nie postępowała – mówi pani burmistrz.
(Nie)równe szanse
Zwyciężczyni konkursu w SP 2 pracuje już od 5 września 2005 r. Do 4 marca odbywała tutaj staż opłacany przez Powiatowy Urząd Pracy, natomiast kolejne miesiące, aż do końca 2006 r., zastępowała pracownicę przebywającą na urlopie zdrowotnym. Czy mogło to zaważyć na wyniku konkursu?
– Dotychczasowa praca tej pani w urzędzie nie miała żadnego wpływu na decyzję komisji. Były tylko dwie kandydatury. Druga pani jest mieszkanką Lysek i komisja uznała, że ma mniejsze kompetencje. Wybór był kolegialny – mówi Stefania Furman.
Urzędnik zaspał
Pani dyrektor zaprzecza także jakoby konkurs został celowo przesunięty (osoba zatrudniona w szkole miała rzekomo oczekiwać na rozstrzygnięcie innego konkursu z jej udziałem).
– Sprawa się przesunęła z prozaicznego powodu. Informację, która musi być opublikowana w Biuletynie Informacji Publicznej wysyłam do pracownika urzędu przed świętami. Okazało się, że zapomniał o tym i na BiP trafiła ona później. Należało w tym momencie wydłużyć okres składania dokumentów i rozstrzygnąć konkurs dziewiątego stycznia – tłumaczy pani dyrektor. Jej siostrzenica zatrudniona będzie na 1/4 etatu.
Komentarz
Nie brakuje głosów, że ogłaszanie konkursów na stanowiska urzędnicze to nieporozumienie. Przeciwnicy obowiązujących zasad są zdania, że dyrektor, wójt, burmistrz czy prezydent powinien mieć prawo swobodnego doboru pracowników, a dobra współpraca ze „swoimi ludźmi” byłaby z korzyścią dla wszystkich. Jest jeden problem. Nie zezwala na to prawo. Po feralnym naborze na stanowisko podinspektora ds. strategii i rozwoju w Urzędzie Gminy Gorzyce i podejrzeniach wysuwanych w kierunku prezydenta Wodzisławia, który zamierza zatrudnić asystenta, widać, że konkursy budzą coraz więcej kontrowersji. Obawy co do stronniczości pojawiły się także w rydułtowskiej szkole. Mieszkańcy coraz baczniej śledzą zasady naboru, wyciągają wnioski i informują media. Okazuje się, że w wielu przypadkach (nie wszystkich) podejrzenia są zasadne i powinny być publicznie napiętnowane.
Rafał Jabłoński
(raj)