Wystarczy dobre słowo
Co by tu zrobić dla poprawienia sobie nastroju? Przydałaby mi się z kimś miła pogawędka. Przyjemnie by było usłyszeć od kogoś: „Świetnie dziś pani wygląda!” czy coś w tym rodzaju. Do fryzjera! To pomaga!
– Ależ pani ma te włosy niepodatne! Z takich włosów nic się już nie da zrobić? – przystąpiła do podnoszenia mojego samopoczucia młoda fryzjerka, nakładając mi odżywkę na włosy.
Przeprosić lub błagać o jakie takie uczesanie, czy może po prostu wyjść, by nie przysparzać kłopotu? Ale wychodzić na zimno z mokrą głową? Nie! To już lepiej wypić kielich goryczy do dna, skoro w takim tempie profesjonalna ocena stanu moich włosów wpędza mnie w coraz głębszy – tak zwany – dół.
Fryzjerka – nie przestając się słownie pastwić nade mną - po upływie czterdziestu minut wymodelowała mi na głowie coś, nad czym sama nie zdołała ukryć zachwytu:
– Z takich niepodatnych włosów taka fryzura! Kto by pomyślał!
Siląc się na uśmiech, odrzekłam skromnie, że to nie zasługa moich włosów, tylko jej znakomitego rzemiosła... W myślach jednak złorzeczyłam:
– Już nigdy do ciebie nie przyjdę, młoda jędzo, bo nie umiesz być dla mnie miła, dla mnie, swojej klientki, co z tego, że jednorazowej klientki, ale bądź co bądź! Zwolniłabym cię natychmiast za to gadanie o moich niepodatnych włosach, gdyby to był mój zakład! - opluwałam wredną fryzjerkę, by chociaż w wyobraźni wziąć odwet za zniewagi, jakie mnie z jej strony spotkały.
Przesadzam? Bo ciskam się o głupie włosy? Jestem przewrażliwiona? Nie potrafię prawdzie spojrzeć w oczy? Owszem! I popełniam jeszcze inny poważny błąd: w moim wieku (60 plus VAT – informacja tylko dla tych, którzy po raz pierwszy czytają mój felieton) – powinnam być wierna jednej fryzjerce, która dla stałej klientki zawsze bywa uprzejma, powinnam chodzić ciągle do tego samego zakładu, a nie gdzie popadnie – to tu to tam…
O ileż jednak uboższy byłby wtedy mój świat!
Zgodnie z postanowieniem, że do tej młodej wrednej już nie pójdę, udałam w jakiś czas potem – do innej młodej, do całkiem innego – rzecz jasna – zakładu. Tak jak poprzednio – bynajmniej nie o fryzurę mi chodziło! Tylko o wprawienie się w dobry humor związany z zewnętrznym wizerunkiem mojej osoby. A przy okazji o studium nad pozornie mało istotnymi umiejętnościami interpersonalnymi fryzjerki – jakby to ujął psycholog.
Słowo daję, nie zmyślam i nie przechwalam się. Fryzjerka
z niebywałym artyzmem układająca moje włosy, odezwała się do mnie tak:
– Wie pani co? Chciałabym kiedyś wziąć udział w konkursie fryzjerskim! Pani ma takie podatne włosy! Zgodziłaby się pani zostać moją modelką?
Konkursu może nie być! Wcale nie muszę zostać modelką! Wystarcza mi, gdy ktoś świadczący mi usługę dodaje do niej jeszcze słowo, dobre słowo… To tak niewiele … I tak dużo…
Dorota Nowak - reżyser Teatru Wodzisławskiej Ulicy, w 1998 r.
otrzymała tytuł Reżysera Roku w Teatrze Amatorskim