Szpital ma się coraz lepiej
Kiedy w lutym tego roku stanowisko dyrektora w zadłużonym na osiem milionów szpitalu obejmowała Bożena Capek nikt nie wierzył, że podoła wyprowadzeniu placówki z opresji. Szpital przypominał tonący okręt. Dziś zobowiązania wymagalne, czyli takie, których termin płatności już minął, wynoszą 1 700 000 zł, choć jeszcze 10 miesięcy sięgały 4 mln złotych. Wynik finansowy za ten okres zamknął się najniższą od lat stratą 430 tys. Sukcesem jest także to, że zadłużenie szpitala udało się utrzymać na tym samym poziomie i nie ma tendencji wzrostowej.
– Jeszcze w lutym podpisałam z ZUS-em warunkowy układ ratalny i od kwietnia, co miesiąc, spłacam zaległości z lat poprzednich. Rata wynosi 40 tys. To spore obciążenie, ale powoli wychodzimy na prostą – mówi dyrektorka szpitala. Przyznaje, że na bieżąco pilnuje kosztów. Co miesiąc ordynatorzy oddziałów otrzymują sprawozdanie finansowe kosztów m.in. usług medycznych.
– Dzięki takim raportom mamy czytelną sytuację i wiemy, gdzie można szukać oszczędności. Ale chcę zaznaczyć, że ja nie mówię lekarzom, co mają robić. Ja jestem tylko od administrowania i organizacji pracy – tłumaczy Bożena Capek.
Przynosi to chyba wymierne skutki, bo dzięki temu szpital stać na zakup nowego sprzętu i aparatury medycznej. Nowe lampy są na traktach operacyjnych, oddział intensywnej opieki medycznej wzbogacił się o kardiomonitor. Aktualnie trwa także procedura przetargowa na zakup defibrylatora dwufazowego. Oddział położniczy z kolei dostał nowe łóżko porodowe i histeroskop. W pełni skomputeryzowano szpitalne laboratorium.
Pod koniec listopada zostanie oddana do użytku nowoczesna winda. Już bez dodatkowej obsługi, bo jeszcze w lutym stary dźwig obsługiwały dwie panie zatrudnione w placówce na etacie. Ruszą także prace remontowe w pracowni rentgenowskiej związane z uruchomieniem nowego aparatu RTG. Udało się w końcu stworzyć także archiwum szpitalne. Wyremontowano kuchnię, unowocześniono pralnię i jeszcze w tym roku rozpoczną się prace adaptacyjne dodatkowych pomieszczeń dla oddziału rehabilitacyjnego. Niektórzy zastanawiają się czy warto to wszystko robić, skoro istnieje zagrożenie, że lecznica znajdzie się na ministerialnej liście placówek do zamknięcia.
– Nikt tej listy nie widział. Staram się o tym nie myśleć, bo nawet jeśli istnieje, to czy miałam w związku z tym przez 10 miesięcy nic nie robić? – pyta Bożena Capek.
I jakby na przekór wszystkiemu dyrektorka ma już gotowe plany rozbudowy głównego budynku szpitala. Przyznaje jednak, że gdyby nie pracownicy sama nic by nie zrobiła.
– Najgorsze jest to, że z tymi środkami finansowymi, które mam do dyspozycji nie jestem w stanie wynagrodzić moich pracowników za ich trudną i ciężką pracę. To jest ogromny dyskomfort chyba dla każdego szefa szpitala – dodaje pani dyrektor.
(j.sp)