Dzieła od młotka
Kto robi dzisiaj historyczne szable, kordelasy i karabele? Jest w Wodzisławiu taki człowiek. Nazywa się Kazimierz Kmiecik. Wodzisławianin jest zakochany w metalu. Z blachy potrafi wyczarować prawdziwe cuda: kopalnię w miniaturce, napis z kilkumetrowych liter, historyczne szable, dżentelmena w cylindrze i z fajką, ozdobne świeczniki i kwietniki. Nigdy nie robię dwa razy tej samej rzeczy, nawet do historycznych wzorów dodaję coś swojego. Rękodzieło jest niepowtarzalne - mówi o sobie pasjonat.
Kopalniany twórcaPan Kazimierz ma w ręku kilka fachów, które przydały mu się w życiu. Z zawodu jest mechanikiem samochodowym, blacharzem pojazdowym, spawaczem i ślusarzem. Przez szesnaście lat prowadził swój warsztat, dwadzieścia lat pracował na kopalni „1 Maja” (obecnie już nieistniejącej), potem jeszcze na rok zatrudnił się w POM-ie. Od grudnia ubiegłego roku jest na emeryturze. Dzisiaj pan Kazimierz wspomina stare czasy na kopalni. Już wtedy, oprócz pracy zawodowej, zajmował się tworzeniem w metalu. Z blachy wycinał postaci górników, misternie kształtował miniaturę kopalni, wykuwał żyrandole i tak zwane „czekanki” - wyklepywane na płycie ołowiowej obrazy, przedstawiające pracę górników. Prace Kazimierza Kmiecika ozdabiały salę NOT-u. Jego dziełem były także symbole minionej epoki: Order Sztandaru Pracy oraz olbrzymi napis z metalowych liter: PZPR. Order miał 2,5 metra średnicy, w środku był robotnik, który w ręku trzymał sztandar i młotek - wspomina pan Kazimierz. Z kolei napis PZPR wykonany był z 1,5 mm blachy i rurek calowych, miał około 3 metrów wysokości.
Za order, który przez kilkanaście lat można było oglądać na niskim dachu budynku administracji, wodzisławski górnik dostał w nagrodę list gratulacyjny (został w nim nazwany towarzyszem, mimo że nigdy nie należał do partii) oraz wycieczkę statkiem „Batory” do Leningradu. Ówcześni notable często korzystali z twórczej pracy pana Kazimierza, który na ich zlecenie wiele razy wykonywał metalowe ozdoby i rzeźbił w graficie.
Złota rączka
I tak, od metalowych postaci górników i kopalnianych symboli wodzisławski pasjonat doszedł do płatnerstwa. Od swojego chrzestnego dostałem kiedyś mosiężną rękojeść starej szabli. Zacząłem szukać w książkach informacji i dowiedziałem się, że takie szable nosili oficerzy w latach 1917-18 - wspomina pan Kazimierz. Sam dorobił lśniącą klingę i tak się zaczęło. Wkrótce w jego warsztacie powstały kolejne szable, kordelasy, karabele i maczety. Wykuwałem broń białą dla siebie i dla innych. Nie wiem dokładnie, ile tego było, ale pewnie uzbroiłbym nimi całą drużynę - uśmiecha się Kazimierz Kmiecik.
Nad jedną szablą pracuje średnio dwa miesiące po dziesięć godzin dziennie! W swoim warsztacie spędza wiele czasu. Kuje metal pod palnikiem acetylenowym, szlifuje, toczy na małej tokarce, kształtuje młotkiem, pilnikami, graweruje rylcami misterne wzory. Żadna z szabli, która wyszła z jego rąk nie jest taka sama. Żadna do końca nie odpowiada też historycznemu wzorowi. Zawsze coś dodaję od siebie, lubię innowacje - mówi pasjonat. Pochwy dwóch karabeli, które zachował w domu, ozdobił rubinami i topazami. Kamienie wyciągnął ze starych pierścionków żony. Jak ma pomysł, to przesiaduje w warsztacie do późna w nocy. Nieraz nie śpi, bo obmyśla nowe projekty. To jego pasja, którą odbieram bardzo pozytywnie. Podobają mi się przedmioty, które mąż wykonuje - mówi pani Krystyna, żona pasjonata. Pokazuje piękny, wykonany przez męża świecznik i żyrandol. To tylko niewielka cześć przedmiotów, które wykonują „złote ręce” Kazimierza Kmiecika.
Pani Krystyna w sumie trzydzieści trzy lata przepracowała w wodzisławskim sanepidzie. Kmiecikowie wychowali dwoje synów: starszego Krzysztofa i młodszego Adriana.
Iza Salamon