Mają swój dom
Rodzina powodzian z Gdańska-Oruni, która zamieszkała w Gorzyczkach uzyskała na własność dom, który wybudowało dla nich Stowarzyszenie „Serce przy sercu” z Turzy Śląskiej. Sporządzony zos-tał akt notarialny a kwotę potrzebną do sfinansowania sprzedaży przekazał Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Gdańsku.
Działkę budowlaną nasza gmina przekazała za darmo - mówi Krystyna Durczok wójt Gorzyc. Sami doświadczyliśmy powodzi w 1997 r. i wówczas otrzymaliśmy pomoc z całego kraju. Gdy inni potrzebowali pomocy mieliśmy okazję, żeby się w ten sposób odwdzięczyć. Domek dla powodzian z Gdańska wybudowało Stowarzyszenie „Serce przy sercu”, my pomagaliśmy w załatwieniu wielu spraw administracyjnych, takich jak pozwolenie na budowę.
Po wielkiej powodzi w 1997 r. w gminie Gorzyce powstały domki dla osób, które straciły dach nad głową. Wybudowała je Fundacja „Atlas”. Gdy w 2001 r. klęską powodzi dotknięte zostały inne rejony Polski - m.in. Gdańsk - utworzone w Turzy Śląskiej Stowarzyszenie „Serce przy sercu” postanowiło wybudować domek dla jednej z rodzin powodzian. Działkę budowlaną w Gorzyczkach uzyskano z gminy za darmo i rozpoczęto zbieranie pieniędzy i materiałów budowlanych na tę inwestycję. O możliwości zamieszkania w Gorzyczkach dowiedzieli się państwo Wiśniewscy z Gdańska-Oruni za pośrednictwem Fundacji „Atlas”. Zdecydowali się przeprowadzić na drugi koniec Polski. Józef Wiśniewski pracował kiedyś w zakładach tłuszczowych w Gdańsku i tam po raz pierwszy zetknął się z Gorzyczkami, firma ta swoją produkcję wysyłała do „Mirany”. Nigdy nie przypuszczał, że po kilku latach wraz z rodziną trafi do tej miejscowości na drugim końcu Polski.
Państwo Wiśniewscy w Gdańsku-Oruni mieszkali w zaadaptowanym budynku gospodarczym w ogródku rodziców. Został on zniszczony przez powódź a rodzina nie otrzymała żadnego odszkodowania. Początkowo państwo Wiśniewscy zostali umieszczeni w domu studenckim w Brzeźnie a potem - po rozpoczęciu roku akademickiego - zamieszkali w hotelu robotniczym na Przymorzu. Mieli tam do dyspozycji dwa pokoje, kuchnia i łazienki były wspólne na jednym piętrze. Po powodzi niewiele uratowało się z ich dobytku. Woda stała w mieszkaniu przez tydzień, wszystko przemokło. Budynki w Oruni zniszczone przez powódź zostały wyburzone. Gdy otrzymali propozycję przeprowadzki do Gorzyczek nie zastanawiali się zbyt długo. W Gdańsku zostawili rodzinę i znajomych, ale nie mieli tam żadnych perspektyw dla siebie. Józef Wiśniewski stracił pracę w zakładach tłuszczowych jeszcze przed powodzią, a mimo starań nie udawało się uzyskać mieszkania od władz miasta. Teraz są już na swoim, rodzina zaaklimatyzowała się na Śląsku spotykając tu wielu życzliwych ludzi. Dzieci chodzą do szkół na Kolonii Fryderyk i w Turzy a najstarsza córka uczy się w liceum w Wodzisławiu.
Początkowo po przyjeździe na Śląsk mieszkali w Turzy w niezamieszkałym domu udostępnionym przez jedną z rodzin. Józef Wiśniewski pracował przy budowie domku w Gorzyczkach - wtedy stały tylko mury - trzeba było ułożyć dach i przystąpić do prac wykończeniowych. Roboty się przedłużały. Rodzina Wiśniewskich mogła się przeprowadzić do Gorzyczek w lipcu ubiegłego roku. Niedawno natomiast załatwiono formalności związane z przekazaniem im tego domku na własność.
Teraz jesteśmy już na swoim - mówi Anna Wiśniewska. W Turzy też mieszkało się dobrze, ale jednak to nie było u siebie. Mamy dobrych sąsiadów, którzy w razie potrzeby nie odmawiają pomocy. Możemy na nich liczyć, są mili i uprzejmi. Czujemy się już jak u siebie.
(jak)
Po wielkiej powodzi w 1997 r. w gminie Gorzyce powstały domki dla osób, które straciły dach nad głową. Wybudowała je Fundacja „Atlas”. Gdy w 2001 r. klęską powodzi dotknięte zostały inne rejony Polski - m.in. Gdańsk - utworzone w Turzy Śląskiej Stowarzyszenie „Serce przy sercu” postanowiło wybudować domek dla jednej z rodzin powodzian. Działkę budowlaną w Gorzyczkach uzyskano z gminy za darmo i rozpoczęto zbieranie pieniędzy i materiałów budowlanych na tę inwestycję. O możliwości zamieszkania w Gorzyczkach dowiedzieli się państwo Wiśniewscy z Gdańska-Oruni za pośrednictwem Fundacji „Atlas”. Zdecydowali się przeprowadzić na drugi koniec Polski. Józef Wiśniewski pracował kiedyś w zakładach tłuszczowych w Gdańsku i tam po raz pierwszy zetknął się z Gorzyczkami, firma ta swoją produkcję wysyłała do „Mirany”. Nigdy nie przypuszczał, że po kilku latach wraz z rodziną trafi do tej miejscowości na drugim końcu Polski.
Państwo Wiśniewscy w Gdańsku-Oruni mieszkali w zaadaptowanym budynku gospodarczym w ogródku rodziców. Został on zniszczony przez powódź a rodzina nie otrzymała żadnego odszkodowania. Początkowo państwo Wiśniewscy zostali umieszczeni w domu studenckim w Brzeźnie a potem - po rozpoczęciu roku akademickiego - zamieszkali w hotelu robotniczym na Przymorzu. Mieli tam do dyspozycji dwa pokoje, kuchnia i łazienki były wspólne na jednym piętrze. Po powodzi niewiele uratowało się z ich dobytku. Woda stała w mieszkaniu przez tydzień, wszystko przemokło. Budynki w Oruni zniszczone przez powódź zostały wyburzone. Gdy otrzymali propozycję przeprowadzki do Gorzyczek nie zastanawiali się zbyt długo. W Gdańsku zostawili rodzinę i znajomych, ale nie mieli tam żadnych perspektyw dla siebie. Józef Wiśniewski stracił pracę w zakładach tłuszczowych jeszcze przed powodzią, a mimo starań nie udawało się uzyskać mieszkania od władz miasta. Teraz są już na swoim, rodzina zaaklimatyzowała się na Śląsku spotykając tu wielu życzliwych ludzi. Dzieci chodzą do szkół na Kolonii Fryderyk i w Turzy a najstarsza córka uczy się w liceum w Wodzisławiu.
Początkowo po przyjeździe na Śląsk mieszkali w Turzy w niezamieszkałym domu udostępnionym przez jedną z rodzin. Józef Wiśniewski pracował przy budowie domku w Gorzyczkach - wtedy stały tylko mury - trzeba było ułożyć dach i przystąpić do prac wykończeniowych. Roboty się przedłużały. Rodzina Wiśniewskich mogła się przeprowadzić do Gorzyczek w lipcu ubiegłego roku. Niedawno natomiast załatwiono formalności związane z przekazaniem im tego domku na własność.
Teraz jesteśmy już na swoim - mówi Anna Wiśniewska. W Turzy też mieszkało się dobrze, ale jednak to nie było u siebie. Mamy dobrych sąsiadów, którzy w razie potrzeby nie odmawiają pomocy. Możemy na nich liczyć, są mili i uprzejmi. Czujemy się już jak u siebie.
(jak)