Walczą o swój dom
Budynek, o którym mowa przez 14 lat stał niezamieszkały. Właściciel przebywa w Niemczech, więc postanowił go wynająć. Mówiłem o tym po cichu w gronie znajomych. Kiedy zwrócił się do mnie jeden z mężczyzn i mówił, że nie ma gdzie mieszkać to się zgodziłem. Przy kolejnej wizycie mieliśmy podpisać umowę. W czerwcu 2001 r. sfinalizowaliśmy sprawę. Myślałem, że jest to umowa przedwstępna - mówi Zygfryd Szczuka, ówczesny właściciel budynku (później przepisał go żonie). Najemca domu twierdzi z kolei, że o umowie przedwstępnej nie było mowy. Po co mi taki dokument? Przedstawiłem właścicielowi normalną umowę, on miał trzy dni aby jej treść skonsultować z żoną i prawnikiem, a dzisiaj wojuje - twierdzi najemca.
Zmiana warunków
Sporna umowa podpisana na 10 lat bez możliwości wcześniejszego jej wypowiedzenia określa, że osoba wynajmująca powinna wykończyć budynek, przy czym koszty zaliczone zostaną w poczet czynszu. Wartość tych prac powinna wynieść minimum 30 tys. zł. W przypadku wcześniejszego rozwiązania umowy przez właściciela budynku, zobowiązuje się on zwrócić najemcy podwójną wartość remontów, czyli 60 tys. zł. Konflikt rozpoczął się już po miesiącu, kiedy właściciele przedstawili drugą umowę - nigdy nie została ona podpisana. Dokument ten daje możliwość kompletnego ingerowania w nasze życie, ci państwo mieliby wówczas o wszystkim decydować, nawet o tym, jak mamy pomalować pokój. Ponadto koszt remontu podniesiono do 40 tys. zł i dodatkowo nakazano nam płacić 400 zł czynszu miesięcznie. Takich warunków nie możemy przyjąć - mówi kobieta mieszkająca w spornym domu.
Wejście przez komin
W tej sytuacji właścicielka budynku - Anna Szczuka, skierowała sprawę do sądu. Domaga się natychmiastowego opuszczenia budynku przez jego lokatorów. O ewentualnym odszkodowaniu, jej zdaniem nie może być mowy. Przecież ten dom niszczeje. Jak można pozwolić, żeby właściciel nie miał dostępu do swojej własności? Oni nie chcieli nas nawet wpuścić za bramę. Przecież tak być nie może, gdzie jest sprawiedliwość? - mówi A. Szczuka. Okazało się jednak, że w sądzie nic nie udało się zwojować. Ostatecznie, w czerwcu tego roku, Sąd Apelacyjny w Katowicach nie przychylił się do żądań właścicieli. Pozostaje jeszcze kwestia działki. Sąd zdecydował, że musimy mieć do niej swobodny dostęp. Ponadto najemca zapomniał o tym, że do domu musi jakoś dojść. Skoro nie ma prawa poruszać się na naszym terenie, to się pytam, jak osoba ta wejdzie do domu, chyba z nieba przez komin - twierdzi właścicielka domu. W ubiegłym tygodniu wraz z mężem, w obecności naszego dziennikarza, próbowała wejść do budynku - nie została wpuszczona. Nie ma o tym mowy, ta rozmowa jest daremna - usłyszała po raz kolejny z ust najemcy. W tej sytuacji kobieta zamierzała wezwać policję. Mam prawo wejść do mojego domu. Mogę dokonać w nim przeglądu stanu technicznego i zapoznać się ze sposobem użytkowania budynku. Potwierdził to również prawnik - twierdzi Anna Szczuka. Ostatecznie opuściła ona posesję, jednak nie zamierza rezygnować z odzyskania budynku.
Rafał Jabłoński