Życie jest nadzieją
Ks. Zygmunt Bednarek, proboszcz z parafii w Radlinie-Głożynach, zawsze ma przy sobie aparat fotograficzny. Pstryka zdjęcia przy każdej okazji. Dzieciom, dorosłym, nowożeńcom, górnikom, nauczycielom. Parafianie lgną do swojego duszpasterza, który emanuje radością życia, dobrocią i chęcią pomocy, mimo że sam jest na wpół kaleką. Dokładnie jedenaście lat temu radliński kapłan uległ poważnemu wypadkowi, kiedy śpieszył z olejami świętymi do poszkodowanych w innym wypadku. Cudem przeżył.
Tego dnia spotkał swoją śmierć. Ks. Zygmunt Bednarek, proboszcz w parafii pw. Niepokalanego Serca Maryi w Radlinie-Głożynach, do końca swojego życia nie zapomni dramatycznych wydarzeń sprzed kilku lat. Było to dokładnie 16 września 1993 roku. Wracałem z Kurii Metropolitalnej do swojej parafii w Głożynach. Miałem jeszcze odprawić mszę wieczorną. Wyjeżdżając z Katowic, na trasie zauważyłem wypadek. Kilka minut wcześniej zderzyły się tam trzy samochody - wspomina radliński kapłan. Z potrzeby serca i obowiązku kapłańskiego zatrzymał swoje auto po prawej stronie drogi, włączył światła awaryjne i z olejami świętymi udał się do poszkodowanych w kraksie. Wtedy niespodziewanie uderzył w niego jadący z ogromną prędkością samochód. Siła uderzenia wyrzuciła kapłana w górę. Spadł na szosę i stracił przytomność.
Dostał nowe życie
Do szpitala w Katowicach trafił w strasznym stanie. Miałem kilkanaście złamań kości, prawie wszystkie z przemieszczeniami albo otwarte, potężny wstrząs mózgu, kilkakrotnie naruszoną i pękniętą podstawę czaszki i wewnętrzny wylew krwi - wymienia liczne obrażenia ks. Bednarek. Był już właściwie po drugiej stronie. Lekarze w ostatniej chwili zastosowali elektrowstrząsy i przywrócili go do życia. Niemal tak samo, jak Jezus Łazarza. I serce na nowo zaczęło bić - opowiada o swojej tragedii radliński proboszcz.
Wspomina, że przeżył jedenaście poważnych operacji, w tym dwa przeszczepy i jedną transplantację. Leżał w szpitalu ponad rok. Wrócił do życia okaleczony. Obecnie porusza się o lasce. Na skutek zerwania nerwów ocznych, na jedno oko nie widzi, a drugim widzi podwójnie, Humor i pogoda ducha nie opuszczają go jednak ani na chwilę. Kiedy obudziłem się po dwudziestu czterech dniach śpiączki, stwierdziłem, że leżę w bardzo porządnym szpitalu, gdyż na ścianie zobaczyłem aż dwa krzyże! - wspomina.
Wzrok do dzisiaj płata mu figle. Zamiast jednego auta na ulicy, zdarza się, że ksiądz Bednarek widzi dwa i to sunące obok siebie. To jeszcze nic, bo spotkałem kiedyś człowieka, któremu dwoiło się w pionie, to znaczy widział auto nad autem - śmieje się szczerze kapłan.
Proboszczem w Radlinie-Głożynach jest od ponad dwudziestu lat. Przyszedł tutaj na Gwiazdkę, w przededniu wigilii Bożego Narodzenia. Teraz udzielam już ślubów dziewczynom, które kiedyś chrzciłem - mówi. Pochodzi z Tychów. Chodził tam do Liceum Ogólnokształcącego im. Leona Kruczkowskiego.
Krwiodawca był fotografem
Ks. Bednarek zawsze ma przy sobie aparat fotograficzny. Robi zdjęcia na odpustach, koncertach, na różnych spotkaniach i uroczystościach. Później wkleja fotografie i szczegółowo opisuje w kronice parafialnej albo w swoich prywatnych albumach, których uzbierało się już dwadzieścia cztery tomy. Lubię zaskakiwać i pstrykać zdjęcia znienacka, bo takie spontaniczne i niepozowane są najlepsze - uśmiecha się figlarnie duszpasterz. Kiedy tak z pasją fotografuje, nikomu, kto go nie zna, nie przyjdzie do głowy, że pasjonat widzi tylko połowicznie na jedno oko! Przeżyłem trzy transfuzje krwi i pasję robienia zdjęć mam chyba po jednym z dawców. Bo teraz czuję, jak to hobby buszuje w moich żyłach - żartuje ksiądz.
Tak naprawdę jednak fotografuje od dziecka. Najpierw zwykłym Druhem, który dostał na komunię , a potem radziecką Smieną. Na pół roku przed wypadkiem kupił sobie Minoltę. Właśnie wybierał się z pielgrzymką do Ziemi Świętej, Pierwsze zdjęcie nowym aparatem zrobił w Galilei. Kolejne m.in. na Pustyni Judzkiej, którą przemierzył całą pieszo, a także w Grobie Łazarza. Wtedy nawet przez myśl mu nie przeszło, że niebawem sam będzie współczesnym Łazarzem, którego po tragicznym wypadku Bóg na nowo powoła do życia.
Najbardziej dumny jest jednak nie ze swoich zdjęć, ale z tych, które zrobił mu podczas audiencji u papieża Arturo Mari, światowej sławy fotografik Ojca Świętego.
Dzisiaj jestem okaleczony, niepełnosprawny i osłabiony. Idę z inwalidzką laską przez życie, ale gdybym jeszcze raz miał się urodzić i wybrać nową drogę życia, to chciałbym zostać kapłanem. Tak, znowu kapłanem, choćbym wiedział, że na tej drodze czeka mnie ten straszny wypadek - wyznaje ks. Bednarek.
Iza Salamon