Tajemnice pokoju nr 10
Wszystko wskazuje na to, że dwa lata temu Leszek Piątkowski, obecny radny i Paweł Kołodziej, obecny przewodniczący Rady Miasta w Pszowie, zawarli niekorzystną dla miasta umowę najmu lokalu w Zakładzie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Reprezentowali oni wówczas Ruch na Rzecz Praworządności i Rozwoju Miasta Pszów (obecnie Praworządność i Rozwój). Niedawno została ujawniona kopia tego dokumentu. Gdzie jest oryginał? Prawdopodobnie został po kryjomu zniszczony.
Z ujawnionej niedawno kopii umowy wynika, że dwa lata temu Ruch na Rzecz Praworządności i Rozwoju Miasta Pszów (obecnie opozycyjna w radzie miejskiej Praworządność i Rozwój) wynajął w Zakładzie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej pokój nr 10. Zawarta umowa była niekorzystna dla miasta, gdyż najemca zastrzegł sobie po pierwsze: odszkodowanie w wysokości 500 złotych miesięcznie za każdy miesiąc w przypadku zerwania umowy przez ZGKiM lub w sytuacji uniemożliwienia dysponowania lokalem. Po drugie: najemca (czyli da facto miasto) miał zapewnić członkom pszowskiego stowarzyszenia prawo do bezpłatnego dysponowania lokalem, korzystania z telefonu, kserokopiarki oraz toalety.
Nigdy nie podpisywaliśmy żadnych podobnych umów - zarzeka się Piatkowski. Franciszek Stawinoga, były szef ZGKiM potwierdził jednak, że takie pismo podpisywał i to przy zamkniętych drzwiach. Nikt nie wie, co się stało z dokumentem później. Umowa nie została jednak formalnie rozwiązana, a więc obowiązuje do dziś.
Nigdy nie podpisywaliśmy żadnych podobnych umów - zarzeka się Piatkowski. Franciszek Stawinoga, były szef ZGKiM potwierdził jednak, że takie pismo podpisywał i to przy zamkniętych drzwiach. Nikt nie wie, co się stało z dokumentem później. Umowa nie została jednak formalnie rozwiązana, a więc obowiązuje do dziś.
Gdzie jest oryginał?
Według kopii umowy w wynajmowanym od ZGKiM pomieszczeniu miała się mieścić redakcja „Pszowika” albo inne biuro. „Decyzja o terminie oficjalnego rozpoczęcia działalności należy do najemcy, choćby przez długi okres nie wykorzystywał najętego lokalu. Niekorzystanie przez najemcę z lokalu nie uprawnia wynajmującego do domniemania rezygnacji z lokalu” - czytamy w kopii. I wszystko wskazuje na to, że umowa ta obowiązuje do dziś bo nikt oficjalnie jej nie rozwiązał!
Po ujawnieniu kopii dokumentu Ryszard Zapał, burmistrz miasta, zwrócił się do Franciszka Stawinogi, do niedawna szefa ZGKiM, z prośbą o wyjaśnienie w jakich okolicznościach została zawarta kontrowersyjna umowa. Już trzy dni później były kierownik złożył pisemne oświadczenie w tej sprawie. Potwierdził, że taka umowa istniała. „W miesiącu lutym 2002 pan Leszek Piątkowski przy zamkniętych drzwiach wręczył mi do podpisania przygotowaną umowę najmu pomieszczenia nr 10 w ZGKiM wraz z pismem podpisanym przez ówczesnego burmistrza miasta - Bogusława Szymczyka, akceptującym zwarcie umowy, które stanowiło integralną całość umowy” - pisze F. Stawinoga.
Dalej były szef ZGKiM zaświadcza, że podpisał pismo w dwóch egzemplarzach. Wszystkie papiery zabrał następnie L. Piątkowski, który miał je przekazać wraz z pismem od burmistrza do księgowości.
Według kopii umowy w wynajmowanym od ZGKiM pomieszczeniu miała się mieścić redakcja „Pszowika” albo inne biuro. „Decyzja o terminie oficjalnego rozpoczęcia działalności należy do najemcy, choćby przez długi okres nie wykorzystywał najętego lokalu. Niekorzystanie przez najemcę z lokalu nie uprawnia wynajmującego do domniemania rezygnacji z lokalu” - czytamy w kopii. I wszystko wskazuje na to, że umowa ta obowiązuje do dziś bo nikt oficjalnie jej nie rozwiązał!
Po ujawnieniu kopii dokumentu Ryszard Zapał, burmistrz miasta, zwrócił się do Franciszka Stawinogi, do niedawna szefa ZGKiM, z prośbą o wyjaśnienie w jakich okolicznościach została zawarta kontrowersyjna umowa. Już trzy dni później były kierownik złożył pisemne oświadczenie w tej sprawie. Potwierdził, że taka umowa istniała. „W miesiącu lutym 2002 pan Leszek Piątkowski przy zamkniętych drzwiach wręczył mi do podpisania przygotowaną umowę najmu pomieszczenia nr 10 w ZGKiM wraz z pismem podpisanym przez ówczesnego burmistrza miasta - Bogusława Szymczyka, akceptującym zwarcie umowy, które stanowiło integralną całość umowy” - pisze F. Stawinoga.
Dalej były szef ZGKiM zaświadcza, że podpisał pismo w dwóch egzemplarzach. Wszystkie papiery zabrał następnie L. Piątkowski, który miał je przekazać wraz z pismem od burmistrza do księgowości.
Gazetka pod obstrzałem
W tym czasie na łamach lokalnych gazet ukazały się artykuły o nielegalnym redagowaniu gazety „Pszowik” na terenie ZGKiM. Po krótkim czasie pan L. Piątkowski oznajmił mi, że w wyniku wyjaśnień złożonych w prokuraturze zawartą umowę należy traktować jako niebyłą i nie wiążącą strony. Zaznaczam, że do czasu pełnienia przeze mnie funkcji kierownika zakładu stowarzyszenie nie korzystało z pomieszczenia - dodał Franciszek Stawinoga.
Przypomnijmy, że na początku lutego 2002 roku były burmistrz Bogusław Szymczyk odpowiadał na pytania jednego z radnych: „Gazeta „Pszowik” nigdy nie była i nie jest finansowana, ani w żaden inny sposób utrzymywana za pieniądze gminne. Nikt z Zarządu Miasta nie podpisał jakiejkolwiek umowy z tą gazetą, ani też nie został do tego upoważniony” - pisał burmistrz.
Tymczasem sama gazeta w jednym z numerów sprzed dwóch lat umieściła informację, że jest związana umową o nieodpłatne publikowanie informacji o działalności Urzędu Miasta i jego jednostek. Burmistrz przyznał, że wydawca korzysta z miejskiego skanera i pomieszczenia ale w zamian za publikowanie informacji miejskich. Jest to sytuacja komfortowa, w której gmina nie wydając przysłowiowej złotówki może lepiej informować mieszkańców o tym, co się dzieje w mieście - dodał Bogusław Szymczyk, ówczesny gospodarz miasta. Przypomnijmy też, że kilka miesięcy temu wodzisławski sąd uznał go winnym w sprawie niesprawiedliwe rozstrzygniętego przetargu, co spowodowało straty w wysokości 45 tysięcy złotych na szkodę miasta. #nowastrona#
W tym czasie na łamach lokalnych gazet ukazały się artykuły o nielegalnym redagowaniu gazety „Pszowik” na terenie ZGKiM. Po krótkim czasie pan L. Piątkowski oznajmił mi, że w wyniku wyjaśnień złożonych w prokuraturze zawartą umowę należy traktować jako niebyłą i nie wiążącą strony. Zaznaczam, że do czasu pełnienia przeze mnie funkcji kierownika zakładu stowarzyszenie nie korzystało z pomieszczenia - dodał Franciszek Stawinoga.
Przypomnijmy, że na początku lutego 2002 roku były burmistrz Bogusław Szymczyk odpowiadał na pytania jednego z radnych: „Gazeta „Pszowik” nigdy nie była i nie jest finansowana, ani w żaden inny sposób utrzymywana za pieniądze gminne. Nikt z Zarządu Miasta nie podpisał jakiejkolwiek umowy z tą gazetą, ani też nie został do tego upoważniony” - pisał burmistrz.
Tymczasem sama gazeta w jednym z numerów sprzed dwóch lat umieściła informację, że jest związana umową o nieodpłatne publikowanie informacji o działalności Urzędu Miasta i jego jednostek. Burmistrz przyznał, że wydawca korzysta z miejskiego skanera i pomieszczenia ale w zamian za publikowanie informacji miejskich. Jest to sytuacja komfortowa, w której gmina nie wydając przysłowiowej złotówki może lepiej informować mieszkańców o tym, co się dzieje w mieście - dodał Bogusław Szymczyk, ówczesny gospodarz miasta. Przypomnijmy też, że kilka miesięcy temu wodzisławski sąd uznał go winnym w sprawie niesprawiedliwe rozstrzygniętego przetargu, co spowodowało straty w wysokości 45 tysięcy złotych na szkodę miasta. #nowastrona#
Redakcja w domu
Tymczasem Leszek Piątkowski zaprzecza istnieniu umowy. Uważa, że w Pszowie trwa personalna wojna burmistrza z radnymi, którzy mają inne poglądy. To wojna z gazetą, która obnaża jego oblicze i z osobami, których stanowiska w miejskich instytucjach chciałby obsadzić swoimi ludźmi - mówi pszowski radny. Nie są ważne wyniki pracy, lecz polityczne oddanie. Niektórym marzy się chyba Rosja Putina. To co wymyślono teraz to kolejna z obrzydliwych bitew, oparta na całkowitych bzdurach. Taka umowa nigdy nie istniała, nikt jej nigdy nie widział. A chyba powinien, skoro ta podróba miała być kiedyś oryginałem? Ja też musiał-bym ją widzieć, bo jest tam mój wpreparowany podpis! Średnio rozgarnięty komputerowiec zmontuje coś takiego w 15 minut - dodaje.
Dlaczego więc nie protestował, kiedy zobaczył rzekomą kserokopię umowy? Jak to nie protestowałem? Otworzyłem szeroko oczy, powiedziałem swój komentarz, popukałem się palcem po głowie i tyle. Co mogłem więcej zrobić? - odpowiada L. Piątkowski. Żal tylko tego miasta, bo pana burmistrza Rada Miejska musi ciągle gonić do roboty. Nie ma na nią czasu, bo poświęca go na tego rodzaju intrygi. A zamknięcie ust niewygodnemu „Pszowikowi” stało się chyba jego fobią - zarzuca L.Piątkowski.
Zaprzecza też pogłoskom, jakoby „Pszowik” był redagowany w jego miejscu pracy, czyli w pomieszczeniu należącym do miasta. To również bzdura. Jak można redagować gazetę w czasie innej pracy? To jest niemożliwe, przecież to wymaga skupienia i czasu. Takie bzdury mogą mówić tylko ludzie, którzy nie mają o tej pracy pojęcia. Zresztą z polecenia burmistrza zabierany był do Urzędu Miasta mój zakładowy komputer w poszukiwaniu w nim „Pszowika”. Oczywiście tam go być nie mogło. Gdzie to robię? Oczywiście w domu - odpowiada L. Piątkowski. Wyjaśnia też, że podawany w stopce redakcyjnej adres „Pszowika” z samą ulicą Traugutta bez numeru pozostał po byłej redakcji w domu kultury, który mieści się na tej właśnie ulicy. Nie zmieniam adresu, bo przecież nie podam swojego prywatnego. Nie mógłbym czegoś takiego zrobić mojej żonie i dzieciom, żeby w niewielkim mieszkaniu ogłaszać redakcję - kończy rozmowę Leszek Piątkowski.
Tymczasem Leszek Piątkowski zaprzecza istnieniu umowy. Uważa, że w Pszowie trwa personalna wojna burmistrza z radnymi, którzy mają inne poglądy. To wojna z gazetą, która obnaża jego oblicze i z osobami, których stanowiska w miejskich instytucjach chciałby obsadzić swoimi ludźmi - mówi pszowski radny. Nie są ważne wyniki pracy, lecz polityczne oddanie. Niektórym marzy się chyba Rosja Putina. To co wymyślono teraz to kolejna z obrzydliwych bitew, oparta na całkowitych bzdurach. Taka umowa nigdy nie istniała, nikt jej nigdy nie widział. A chyba powinien, skoro ta podróba miała być kiedyś oryginałem? Ja też musiał-bym ją widzieć, bo jest tam mój wpreparowany podpis! Średnio rozgarnięty komputerowiec zmontuje coś takiego w 15 minut - dodaje.
Dlaczego więc nie protestował, kiedy zobaczył rzekomą kserokopię umowy? Jak to nie protestowałem? Otworzyłem szeroko oczy, powiedziałem swój komentarz, popukałem się palcem po głowie i tyle. Co mogłem więcej zrobić? - odpowiada L. Piątkowski. Żal tylko tego miasta, bo pana burmistrza Rada Miejska musi ciągle gonić do roboty. Nie ma na nią czasu, bo poświęca go na tego rodzaju intrygi. A zamknięcie ust niewygodnemu „Pszowikowi” stało się chyba jego fobią - zarzuca L.Piątkowski.
Zaprzecza też pogłoskom, jakoby „Pszowik” był redagowany w jego miejscu pracy, czyli w pomieszczeniu należącym do miasta. To również bzdura. Jak można redagować gazetę w czasie innej pracy? To jest niemożliwe, przecież to wymaga skupienia i czasu. Takie bzdury mogą mówić tylko ludzie, którzy nie mają o tej pracy pojęcia. Zresztą z polecenia burmistrza zabierany był do Urzędu Miasta mój zakładowy komputer w poszukiwaniu w nim „Pszowika”. Oczywiście tam go być nie mogło. Gdzie to robię? Oczywiście w domu - odpowiada L. Piątkowski. Wyjaśnia też, że podawany w stopce redakcyjnej adres „Pszowika” z samą ulicą Traugutta bez numeru pozostał po byłej redakcji w domu kultury, który mieści się na tej właśnie ulicy. Nie zmieniam adresu, bo przecież nie podam swojego prywatnego. Nie mógłbym czegoś takiego zrobić mojej żonie i dzieciom, żeby w niewielkim mieszkaniu ogłaszać redakcję - kończy rozmowę Leszek Piątkowski.
Trzeba to wyjaśnić
W oświadczeniu złożonym przed kilkoma dniami Leszek Piątkowski stwierdził: Nie przypominam sobie, aby stowarzyszenie „Praworządność i Rozwój” zawarło jakąkolwiek umowę z gminą Pszów, ani z którąkolwiek jej jednostek organizacyjnych. Dla władz miasta sprawa wcale nie jest zakończona. Sprawę trzeba wyjaśnić do końca. Przecież w państwie prawa nie może tak być, że umowa przestaje obowiązywać, bo ktoś ją po prostu zniszczył - odpowiada na to Ryszard Zapał - burmistrz.
W oświadczeniu złożonym przed kilkoma dniami Leszek Piątkowski stwierdził: Nie przypominam sobie, aby stowarzyszenie „Praworządność i Rozwój” zawarło jakąkolwiek umowę z gminą Pszów, ani z którąkolwiek jej jednostek organizacyjnych. Dla władz miasta sprawa wcale nie jest zakończona. Sprawę trzeba wyjaśnić do końca. Przecież w państwie prawa nie może tak być, że umowa przestaje obowiązywać, bo ktoś ją po prostu zniszczył - odpowiada na to Ryszard Zapał - burmistrz.
Iza Salamon