Na pogrzebie kota
Nad Gangesem był świadkiem palenia ludzkich zwłok, na Bali z kolei przyglądał się pogrzebowi kota. Podróżuje od kilkunastu lat i jak twierdzi, największe wrażenie zrobił na nim Madagaskar. „To absolutna egzotyka, inny świat. Nie jest to kraj dla turystów, tylko dla takich wariatów jak ja” - przekonuje Tomasz Rośniak, który wiele lat spędził w Wodzisławiu. W ubiegłym tygodniu w miejscowym muzeum otwarto wystawę jego fotografii.
Palcem po mapie
Podróżnik i fotografik od dwudziestu trzech lat mieszka w Kanadzie. Wyjechał tam już jako licealista, jednak po kilku latach wrócił do kraju. Tęskniłem za przyjaciółmi, rodziną i bratem. Szybko jednak zorientowałem się, że popełniłem błąd. Skończyłem technikum budowlane i próbowałem ponownie wyjechał już na dobre. Pomógł mi w tym okres Solidarności. Rok spędziłem w Wiedniu i stamtąd dotarłem do Kanady. Zacząłem życie za oceanem raz jeszcze - mówi podróżnik. W Kanadzie pracował w szpitalu i zaczął studiować architekturę. Po trzecim roku odszedł z uczeni. Musiałem zapewnić byt rodzinie - tłumaczy. Założył firmę budowlaną, która prężnie się rozwijała i zaczęła przynosić poważne dochody. Dzisiaj, dzięki stabilności finansowej, może podróżować po całym świecie. Jak mówi, marzył o tym od dzieciństwa. Zaczęło się od ostrej reprymendy rodziców, kiedy jako młody chłopak, bez ich zgody wybrał się na przejażdżkę. Wsiadłem w pierwszy pociąg do Katowic, gdy tam dotarłem, na dworcu przejechałem się schodami ruchomymi i wróciłem do domu. Tu zdrowo ober-wałem. To mnie jednak nie zniechęciło, zawzięcie starałem się zwiedzać inne kraje. Niestety, było mi to dane tylko palcem na mapie. Kiedy wyjeżdżałem na kolonie to po powrocie opowiadałem kolegom, że zwiedziłem Włochy czy Bułgarię. Po prostu zmyślałem jak tam było - wspomina Tomasz Rośniak.
Podróżnik i fotografik od dwudziestu trzech lat mieszka w Kanadzie. Wyjechał tam już jako licealista, jednak po kilku latach wrócił do kraju. Tęskniłem za przyjaciółmi, rodziną i bratem. Szybko jednak zorientowałem się, że popełniłem błąd. Skończyłem technikum budowlane i próbowałem ponownie wyjechał już na dobre. Pomógł mi w tym okres Solidarności. Rok spędziłem w Wiedniu i stamtąd dotarłem do Kanady. Zacząłem życie za oceanem raz jeszcze - mówi podróżnik. W Kanadzie pracował w szpitalu i zaczął studiować architekturę. Po trzecim roku odszedł z uczeni. Musiałem zapewnić byt rodzinie - tłumaczy. Założył firmę budowlaną, która prężnie się rozwijała i zaczęła przynosić poważne dochody. Dzisiaj, dzięki stabilności finansowej, może podróżować po całym świecie. Jak mówi, marzył o tym od dzieciństwa. Zaczęło się od ostrej reprymendy rodziców, kiedy jako młody chłopak, bez ich zgody wybrał się na przejażdżkę. Wsiadłem w pierwszy pociąg do Katowic, gdy tam dotarłem, na dworcu przejechałem się schodami ruchomymi i wróciłem do domu. Tu zdrowo ober-wałem. To mnie jednak nie zniechęciło, zawzięcie starałem się zwiedzać inne kraje. Niestety, było mi to dane tylko palcem na mapie. Kiedy wyjeżdżałem na kolonie to po powrocie opowiadałem kolegom, że zwiedziłem Włochy czy Bułgarię. Po prostu zmyślałem jak tam było - wspomina Tomasz Rośniak.
Otwarte groby piratów
Zdjęcia wykonywał już podczas pierwszej podróży, jednak do ich jakości nie przywiązywał żadnej wagi. Fotografia była jedynie dodatkiem. Wraz z kolejnymi wyjazdami i poznawaniem wielu pięknych miejsc stała się ona elementem nadrzędnym, dzięki któremu wodzisławianin uwiecznił szczególne chwile, piękne miejsca oraz spotkanych ludzi. Na ich twarzach widziałem wypisaną historię życia. Szczególne wrażenie robiły na mnie dzieci na Madagaskarze. To niezwykłe miejsce. Któregoś dnia wynająłem autobus by dotrzeć do Tamasiny. W dżungli złapaliśmy gumę i musieliśmy tam przenocować. Nad głową szybowały latające psy - tak mówi się o ogromnych nietoperzach o prawie metrowej rozpiętości skrzydeł. Warto tutaj dodać, że są one przysmakiem tubylców. Gdy dotarliśmy w końcu do Tamasiny zatrzymaliśmy się w hotelu, gdzie panowały koszmarne warunki. Rano otworzyliśmy oczy i znaleźliśmy się w raju. Obłędnie niebieskie niebo, bezkresny ocean, piękne plaże i palmy. Popłynęliśmy na wyspę św. Marii, będącą niegdyś rewirem piratów. Oglądaliśmy tam ich otwarte groby z widocznymi szkieletami - wspomina podróżnik.
Pierwszym krajem na jego podróżniczym szlaku była jednak Brazylia. Udał się tam w 1989 r. Tydzień spędził na wyspie zamieszkanej przez Indian, gdzie wraz z tubylcami pracował przy manioku, pływał i polował na piranie oraz aligatory. Ku swojemu zdziwieniu został poczęs-towany... polską wódką. W tamtych czasach była chyba najtańsza i dlatego zalała cały świat, nie ominąwszy dżungli nad Amazonką. Indianie dostawali ją w wyniku handlu wymiennego za mięso, kawę i maniok. Poza wódką dostawali słodką wodę i świece - tłumaczy T. Rośniak.
Zdjęcia wykonywał już podczas pierwszej podróży, jednak do ich jakości nie przywiązywał żadnej wagi. Fotografia była jedynie dodatkiem. Wraz z kolejnymi wyjazdami i poznawaniem wielu pięknych miejsc stała się ona elementem nadrzędnym, dzięki któremu wodzisławianin uwiecznił szczególne chwile, piękne miejsca oraz spotkanych ludzi. Na ich twarzach widziałem wypisaną historię życia. Szczególne wrażenie robiły na mnie dzieci na Madagaskarze. To niezwykłe miejsce. Któregoś dnia wynająłem autobus by dotrzeć do Tamasiny. W dżungli złapaliśmy gumę i musieliśmy tam przenocować. Nad głową szybowały latające psy - tak mówi się o ogromnych nietoperzach o prawie metrowej rozpiętości skrzydeł. Warto tutaj dodać, że są one przysmakiem tubylców. Gdy dotarliśmy w końcu do Tamasiny zatrzymaliśmy się w hotelu, gdzie panowały koszmarne warunki. Rano otworzyliśmy oczy i znaleźliśmy się w raju. Obłędnie niebieskie niebo, bezkresny ocean, piękne plaże i palmy. Popłynęliśmy na wyspę św. Marii, będącą niegdyś rewirem piratów. Oglądaliśmy tam ich otwarte groby z widocznymi szkieletami - wspomina podróżnik.
Pierwszym krajem na jego podróżniczym szlaku była jednak Brazylia. Udał się tam w 1989 r. Tydzień spędził na wyspie zamieszkanej przez Indian, gdzie wraz z tubylcami pracował przy manioku, pływał i polował na piranie oraz aligatory. Ku swojemu zdziwieniu został poczęs-towany... polską wódką. W tamtych czasach była chyba najtańsza i dlatego zalała cały świat, nie ominąwszy dżungli nad Amazonką. Indianie dostawali ją w wyniku handlu wymiennego za mięso, kawę i maniok. Poza wódką dostawali słodką wodę i świece - tłumaczy T. Rośniak.
Dzieci tulą się do krowy
Brazylia była pierwsza, a zaraz potem zafascynowany dotychczasowymi przeżyciami udał się do Azji Południowo-Wschodniej. Tam odwiedził m.in. Singapur, Malezję, Tajlandię, potem ruszył do Indii. To właśnie zdarzenia, których doświadczył w tych krajach nauczyły go innego spojrzenia na rzeczywistość. Już po pierwszej podróży wróciłem jako inny człowiek. To co my tu uważamy za naturalne, w innych częściach świata już takie oczywiste nie jest - mówi podróżnik. Często myślimy, że to czy tamto musimy mieć. Tymczasem w Indiach ludzie mieszkają pod mostem, ma ulicach, dzieci wychowują się bez rodziców. Przytulają się do krowy. Obserwując ten świat nauczyłem się innego patrzenia na otaczającą mnie rzeczywistość. Mimo tego, że wielu znajomych często narzeka, zawsze stawiam sobie przed oczy problemy ludzi poznanych podczas kolejnych wypraw. My mamy wszystko co potrzebne do życia, opiekę medyczną, a tam widziałem ludzi umierających bez żadnej pomocy, głodujących, brudnych, ale mimo to potrafiących uśmiechać się na widok drugiego człowieka - dodaje T. Rośniak. Wspomina on również o wielu innych sytuacjach, które wywarły na nim niezatarte wrażenie. Miał okazję z bliska przyjrzeć się wierze tubylców. Jak mówi, odznaczają się oni radykalizmem religijnym, który rzadko spotyka w swoim otoczeniu. Brał udział w paleniu ludzkich zwłok nad świętą rzeką Ganges. Na Bali z kolei oglądał procesję idącą z pogrzebem kota. Kiedy wyraziłem swoje zdziwienie, kierowca wożący mnie po okolicy stwierdził, że można by tego kota wyrzucić na śmietnik, ale może w następnym wcieleniu to my urodzimy się właśnie kotem.
Brazylia była pierwsza, a zaraz potem zafascynowany dotychczasowymi przeżyciami udał się do Azji Południowo-Wschodniej. Tam odwiedził m.in. Singapur, Malezję, Tajlandię, potem ruszył do Indii. To właśnie zdarzenia, których doświadczył w tych krajach nauczyły go innego spojrzenia na rzeczywistość. Już po pierwszej podróży wróciłem jako inny człowiek. To co my tu uważamy za naturalne, w innych częściach świata już takie oczywiste nie jest - mówi podróżnik. Często myślimy, że to czy tamto musimy mieć. Tymczasem w Indiach ludzie mieszkają pod mostem, ma ulicach, dzieci wychowują się bez rodziców. Przytulają się do krowy. Obserwując ten świat nauczyłem się innego patrzenia na otaczającą mnie rzeczywistość. Mimo tego, że wielu znajomych często narzeka, zawsze stawiam sobie przed oczy problemy ludzi poznanych podczas kolejnych wypraw. My mamy wszystko co potrzebne do życia, opiekę medyczną, a tam widziałem ludzi umierających bez żadnej pomocy, głodujących, brudnych, ale mimo to potrafiących uśmiechać się na widok drugiego człowieka - dodaje T. Rośniak. Wspomina on również o wielu innych sytuacjach, które wywarły na nim niezatarte wrażenie. Miał okazję z bliska przyjrzeć się wierze tubylców. Jak mówi, odznaczają się oni radykalizmem religijnym, który rzadko spotyka w swoim otoczeniu. Brał udział w paleniu ludzkich zwłok nad świętą rzeką Ganges. Na Bali z kolei oglądał procesję idącą z pogrzebem kota. Kiedy wyraziłem swoje zdziwienie, kierowca wożący mnie po okolicy stwierdził, że można by tego kota wyrzucić na śmietnik, ale może w następnym wcieleniu to my urodzimy się właśnie kotem.
(raj)