Nie odejdą i basta
Nic nie dały negocjacje byłego wójta Krzyżanowic Wilhelma Wolnika i wojewody śląskiego. Większość mieszkańców Nieboczów nie chce się wyprowadzać. Inwestycję mogłaby wesprzeć Unia Europejska, bo Polski na nią nie stać, ale na razie wizja wsparcia z Brukseli szybko odpływa. To stawia pod znakiem zapytania budowę zbiornika Racibórz w najbliższych latach.
Wykup gruntów po cenach wskazanych przez rzeczoznawców wybranych przez samych mieszkańców i wybudowanie nowego kościoła, jeśli powstałaby nowa wioska dla nieboczowian - to oferta ze strony państwa, które chcąc przystąpić do budowy zbiornika „Racibórz” musi stać się właścicielem terenów we wsi Nieboczowy. By tak się stało dobrą wolę muszą wykazać jej mieszkańcy. Ci w większości, niestety, przeprowadzać się nie chcą. Forsują swój wariant społeczny, czyli korektę przebiegu obwałowań, które okalałyby wieś. Na jego realizację nie chce się zgodzić państwo, bo jest droższy a pojemność zbiornika byłaby mniejsza.
Z mieszkańcami najpierw próbował rozmawiać były poseł i wójt Krzyżanowic, obecny radny powiatowy Wilhelm Wolnik. Zorganizowano spotkanie, ale nic to nie dało. Wolnik usłyszał, że ma sobie budować zbiornik w Krzyżanowicach. Z dalszych pertraktacji zrezygnował. Po nim do Nieboczów pojechał sam wojewoda Lechosław Jarzębski. Też nic nie wskórał. Większość nieboczowian nie chce się wyprowadzać. W ankiecie, przeprowadzonej przez pracowników Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, ponad 80 proc. mieszkańców opowiedziało się przeciw opuszczeniu swej wsi za odszkodowaniem.
Z mieszkańcami najpierw próbował rozmawiać były poseł i wójt Krzyżanowic, obecny radny powiatowy Wilhelm Wolnik. Zorganizowano spotkanie, ale nic to nie dało. Wolnik usłyszał, że ma sobie budować zbiornik w Krzyżanowicach. Z dalszych pertraktacji zrezygnował. Po nim do Nieboczów pojechał sam wojewoda Lechosław Jarzębski. Też nic nie wskórał. Większość nieboczowian nie chce się wyprowadzać. W ankiecie, przeprowadzonej przez pracowników Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, ponad 80 proc. mieszkańców opowiedziało się przeciw opuszczeniu swej wsi za odszkodowaniem.
Uzyskanie dofinansowania budowy zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny z Unii Europejskiej jest mało realne wobec niezgody na przeprowadzkę - ocenia wojewoda (PAP). Warunkiem uzyskania unijnego wsparcia było przesłanie do końca marca do Ministerstwa Środowiska i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska peł-nej dokumentacji dotyczącej inwestycji. Jest to niemożliwe, bo nadal nie ma decyzji lokalizacyjnej, której wójt gminy Lubomia nie może wydać ze względu na brak zgody mieszkańców Nieboczów na przesiedlenie.
Kłopoty z wykupem gruntów stawiają pod znakiem zapytania realizację inwestycji. Projektowany już od ponad stu lat zbiornik, teraz przy wsparciu Unii Europejskiej, miał w końcu szansę powstać. Uchroni przed powodzią cały górny i środkowy bieg Odry, takie miasta jak Racibórz, Opole i Wrocław. Nadodrzańskim samorządom bardzo więc zależy na tym obiekcie, którego budowa kosztować będzie grubo ponad pół miliarda złotych. W obecnym stanie nie wiadomo jednak co będzie dalej. Zbiornik miał być pierwszym polskim projektem wspartym przez Unię.
Przypomnijmy, że przygotowania do budowy zbiornika „Racibórz” zostały omówione, 2 lutego, podczas spotkania w Katowicach ministra środowiska, wojewody oraz samorządowców z nadodrzańskich gmin. Prace przygotowawcze idą zbyt wolno - uznali wówczas uczestnicy dyskusji, do której doszło z inicjatywy senatora Adama Graczyńskiego. Mam obawy co do przebiegu prac, pozwalających na rozpoczęcie budowy zbiornika. Przebieg spotkania moje obawy potwierdził. Należy do 30 kwietnia 2004 r. przygotować wniosek do Unii Europejskiej o finansowanie zbiornika oraz dokonać niezbędnych uzgodnień z mieszkańcami gminy Lubomia. Uzgodnienia przebiegają zbyt wolno, nieprofesjonalnie, bez właściwego nadzoru. Wobec impasu w trakcie spotkania zaproponowałem powołanie zespołu negocjacyjnego - składającego się z ekspertów z wielu dziedzin. Działalność zespołu winna ukończyć rozwiązywanie problemu do końca kwietnia 2004 r. - mówił wówczas senator.
Wojewoda śląski powołał zes-pół, który miał wykonać niezbędne uzgodnienia, ale jedynym efektem jego pracy jest ujawnienie kłopotów, jakie napotka państwo przy budowie zbiornika. Na pewno na tej sprawie zaciążyły błędy, popełnione w przeszłości. Możliwość pozyskania środków z Unii Europejskiej pojawiła się dopiero 1,5 miesiąca temu, od tej pory robiliśmy wszystko, żeby doszło do porozumienia. Niestety, nie udało się. Myślę, że jakiś następny wojewoda i tak przeprowadzi wywłaszczenie, a warunki finansowe będą znacznie mniej korzystne niż teraz, kiedy była nadzieja na pieniądze z Unii Europejskiej - komentuje dziś Lechosław Jarzębski (PAP).#nowastrona#
Kłopoty z wykupem gruntów stawiają pod znakiem zapytania realizację inwestycji. Projektowany już od ponad stu lat zbiornik, teraz przy wsparciu Unii Europejskiej, miał w końcu szansę powstać. Uchroni przed powodzią cały górny i środkowy bieg Odry, takie miasta jak Racibórz, Opole i Wrocław. Nadodrzańskim samorządom bardzo więc zależy na tym obiekcie, którego budowa kosztować będzie grubo ponad pół miliarda złotych. W obecnym stanie nie wiadomo jednak co będzie dalej. Zbiornik miał być pierwszym polskim projektem wspartym przez Unię.
Przypomnijmy, że przygotowania do budowy zbiornika „Racibórz” zostały omówione, 2 lutego, podczas spotkania w Katowicach ministra środowiska, wojewody oraz samorządowców z nadodrzańskich gmin. Prace przygotowawcze idą zbyt wolno - uznali wówczas uczestnicy dyskusji, do której doszło z inicjatywy senatora Adama Graczyńskiego. Mam obawy co do przebiegu prac, pozwalających na rozpoczęcie budowy zbiornika. Przebieg spotkania moje obawy potwierdził. Należy do 30 kwietnia 2004 r. przygotować wniosek do Unii Europejskiej o finansowanie zbiornika oraz dokonać niezbędnych uzgodnień z mieszkańcami gminy Lubomia. Uzgodnienia przebiegają zbyt wolno, nieprofesjonalnie, bez właściwego nadzoru. Wobec impasu w trakcie spotkania zaproponowałem powołanie zespołu negocjacyjnego - składającego się z ekspertów z wielu dziedzin. Działalność zespołu winna ukończyć rozwiązywanie problemu do końca kwietnia 2004 r. - mówił wówczas senator.
Wojewoda śląski powołał zes-pół, który miał wykonać niezbędne uzgodnienia, ale jedynym efektem jego pracy jest ujawnienie kłopotów, jakie napotka państwo przy budowie zbiornika. Na pewno na tej sprawie zaciążyły błędy, popełnione w przeszłości. Możliwość pozyskania środków z Unii Europejskiej pojawiła się dopiero 1,5 miesiąca temu, od tej pory robiliśmy wszystko, żeby doszło do porozumienia. Niestety, nie udało się. Myślę, że jakiś następny wojewoda i tak przeprowadzi wywłaszczenie, a warunki finansowe będą znacznie mniej korzystne niż teraz, kiedy była nadzieja na pieniądze z Unii Europejskiej - komentuje dziś Lechosław Jarzębski (PAP).#nowastrona#
Koncepcja zbiornika przyjmuje założenia z lat 70., kiedy to tempo budowy uzależniono od eksploatacji kruszywa w obrębie przyszłej czaszy, a jako wiodącą funkcję zbiornika uznano ochronę przeciwpowodziową. To wyraźnie jest powiązane z budową autostrad. Bez nich bowiem masy żwiru zalegające w dolinie Odry na wysokości powiatu raciborskiego nie będą nikomu potrzebne. Zanim doczekamy się autostrad, powstanie zbiornik suchy, czyli obwałowania zdolne pomieścić masy wody w czasie wylewów. Zbiornik wodny to melodia przyszłości, a kanał Odra-Dunaj (jakżeby wzrosła ranga Raciborza jako miasta portowego na takim szlaku) na razie chyba jedynie pozostanie fabułą różnych scenariuszy wykorzystania transportu rzecznego. Póki co, jeśli poprawi się jakość wody w Odrze, możliwe będzie realizowanie funkcji rekreacyjnych i uruchomienie elektrowni wodnej. Koncepcja budowy zakłada więc trzy etapy: I - zakończona już budowa Polderu Buków (oddany do użytku we wrześniu 2002 r.), etap II - budowa zbiornika suchego Racibórz Dolny (w ciągu najbliższych 10 lat) i etap III - budowa zbiornika wielozadaniowego „mokrego” (za ok. 40-50 lat, po zakończeniu eksploatacji kruszyw). Długość obwałowań według wariantu rządowego-podstawowego wyniesie 22,35 km, a powierzchnia czaszy 26 km kw. Wariant społeczny zakłada budowę 31,64 km obwałowań i 23 km kw. czaszy. Pojemność rezerwy powodziowej zbiornika wg projektu podstawowego wyniesie 185 mln m sześc., zaś wedle wariantu społecznego - 154 mln m sześc. Paradoksalnie ten drugi wariant jest droższy. Gdyby bowiem zbiornik został budowany według projektu podstawowego, to powstałby w ciągu 4-5 lat (budowa rozpoczęłaby się w 2006 r. i zakończyła w 2010 r.), a koszt inwestycji wyniósłby 593 mln zł. W przypadku realizacji wariantu społecznego, budowa trwałaby 6 lat (rozpoczęłaby się w 2006 r., a zakończyła w 2011-2012 r.) przy kosztach rzędu 636 mln zł. W wariancie podstawowym lepsza jest też funkcja przeciwpowodziowa. Zbiornik może wtedy zapewnić bezpieczne przeprowadzenie fal powodziowych przez Racibórz i w znacznym stopniu zmniejszyć zagrożenie powodziowe w rejonie Opola i Wrocławia. Obliczenia wykazały, że maksymalne przepływy Odry w Raciborzu można obniżyć dzięki temu do przepływu 1625 m sześc./s (ponad 3 tys. m sześc. na sek. w 1997 r.), czyli bardzo bezpiecznego. Już dziś obwałowania miasta są w stanie wytrzymać przepływ około 2,5 tys. m sześc.
Nasz komentarz
W 1997 roku wystarczyłoby chyba jedno słowo, by mieszkańcy Nieboczów zechcieli przenieść się w inne miejsce i umożliwić budowę zbiornika. Wcześniej przecież, przy budowie polderu Buków, wysiedlono całą wieś Odra. Wtedy był zapał i klimat społeczny, a nie było pieniędzy, a teraz jest odwrotnie - są pieniądze, ale jest problem natury społecznej. Jak mówi radny Wilhelm Wolnik wystarczyły pierwsze promienie słońca po wielkiej wodzie sprzed siedmiu lat, by obraz tamtego kataklizmu nabrał innego kształtu w świadomości decydentów i nieboczowian. Ci pierwsi myśleli, że jak załatwią wszystkie sprawy formalne, to wystarczy wysłanie jednego doświadczonego samorządowca z dobrą opinią, by tzw. problem społeczny mieć z głowy. Tymczasem W. Wolnik, okazał się bitnym rycerzem, ale osamotnionym w zdobywaniu twierdzy. Historia pokazuje, że obrońcy nieraz sami je opuszczali, ale po skutecznych negocjacjach. Urzędnicy państwowi o tym ostatnim elemencie zapomnieli. Jeszcze w lutym tego roku okazało się bowiem, że na razie chcemy budować zbiornik i, niestety, tylko chcemy, ale nie możemy, bo nikt wcześniej nie przewidział, że z wysiedleniem będzie taki rwetes. Trudno dziwić się mieszkańcom Nieboczów, że nie chcą opuszczać swoich rodzinnych stron i grobów najbliższych, które zaleje woda. Nie można od nich wymagać wyrażenia powszechnej zgody na jednym zebraniu wiejskim. Nie tędy droga. To, co zrobiono przejaskrawia konflikt, ujawnia ignorancję władzy. A władza jak wiadomo się zmienia. Jedna odchodzi zostawiając problem drugiej. Oby tylko tej zmiany warty nie poprzedziła wielka powódź. A jak poprzedzi, to kto będzie winny? Pewnie mieszkańcy Nieboczów, bo w powszechnej opinii widać jedynie ich upór.
W 1997 roku wystarczyłoby chyba jedno słowo, by mieszkańcy Nieboczów zechcieli przenieść się w inne miejsce i umożliwić budowę zbiornika. Wcześniej przecież, przy budowie polderu Buków, wysiedlono całą wieś Odra. Wtedy był zapał i klimat społeczny, a nie było pieniędzy, a teraz jest odwrotnie - są pieniądze, ale jest problem natury społecznej. Jak mówi radny Wilhelm Wolnik wystarczyły pierwsze promienie słońca po wielkiej wodzie sprzed siedmiu lat, by obraz tamtego kataklizmu nabrał innego kształtu w świadomości decydentów i nieboczowian. Ci pierwsi myśleli, że jak załatwią wszystkie sprawy formalne, to wystarczy wysłanie jednego doświadczonego samorządowca z dobrą opinią, by tzw. problem społeczny mieć z głowy. Tymczasem W. Wolnik, okazał się bitnym rycerzem, ale osamotnionym w zdobywaniu twierdzy. Historia pokazuje, że obrońcy nieraz sami je opuszczali, ale po skutecznych negocjacjach. Urzędnicy państwowi o tym ostatnim elemencie zapomnieli. Jeszcze w lutym tego roku okazało się bowiem, że na razie chcemy budować zbiornik i, niestety, tylko chcemy, ale nie możemy, bo nikt wcześniej nie przewidział, że z wysiedleniem będzie taki rwetes. Trudno dziwić się mieszkańcom Nieboczów, że nie chcą opuszczać swoich rodzinnych stron i grobów najbliższych, które zaleje woda. Nie można od nich wymagać wyrażenia powszechnej zgody na jednym zebraniu wiejskim. Nie tędy droga. To, co zrobiono przejaskrawia konflikt, ujawnia ignorancję władzy. A władza jak wiadomo się zmienia. Jedna odchodzi zostawiając problem drugiej. Oby tylko tej zmiany warty nie poprzedziła wielka powódź. A jak poprzedzi, to kto będzie winny? Pewnie mieszkańcy Nieboczów, bo w powszechnej opinii widać jedynie ich upór.
(waw)