Ma to po ojcu
50 lat temu kupił jednego kanarka, a gdy ptaków w jego domu zaczęło energicznie przybywać, za połowę emerytury nabył dla nich klatki. Zygmunt Bura nie należy do żadnego związku, jednak jego hodowla jest imponująca.
Ciągły jazgot ponad 20 skrzydlatych stworzeń porozstawianych w jednym pomieszczeniu już nie przeszkadza domownikom. Co mam zrobić? On tak jest za tymi ptakami, że jedynie rozwód może mnie od nich uwolnić - żartuje Maria, żona zapalonego hodowcy. Dodaje również, że zdążyła się przyzwyczaić i często sama zajmuje się kanarkami. Oczywiście hodowla nie jest tania i wymaga sporo czasu. Co miesiąc gos-podarze kupują 10 kg paszy i za nim trafi ona do klatek jest specjalnie przygotowywana. Na tym nie poprzestają. Jadłospis jest znacznie bardziej urozmaicony. Pojawiają się marchewki, jajka, a nawet biszkopty. Niezbędnym składnikiem menu jest również tzw. murzynek. Ta pasza wzmacnia ich śpiew - mówi pan Zygmunt. Nie pokazuje on wyhodowanych przez siebie okazów na różnego rodzaju wystawach. Jak mówi, nie chodzi o to by się nimi chwalić, ale żeby mieć satysfakcję z samego ich posiadania. Mój ojciec też miał takie hobby. Kochał ptaki i miał ich w domu bardzo dużo. Zabrali go na wojnę i ślad po nim zaginął, jednak to mam po nim - dodaje wodzisławski hobbysta. Ma on nadzieję, że uda się przekazać ptaki kolejnym pokoleniom. Liczy na wnuki, które być może będą kontynuowały wielopokoleniową tradycję.
(raj)