Po kasę obowiązkowo!
Przez wiele tygodni spora część taksówkarzy zwlekała z kupnem kasy fis-kalnej, gdyż liczyła, że Ministerstwo Finansów pod wpływem protestów ugnie się i wycofa z pomysłu instalowania urządzeń. Niestety, przeliczyli się. Resort obowiązek utrzymał.
Okazało się, że producenci kas fiskalnych nie nadążają z ich produkcją. Urządzenie to kupiłem 6 grudnia. Było wyprodukowane dwa dni wcześniej, co obrazuje jak wielkie jest zapotrzebowanie - mówi jeden z wodzisławskich taksówkarzy. Informacje te potwierdza Bronisław Pilarski z Orzesza, sprzedający kasy fiskalne. Jeśli ktoś zgłosi się dzisiaj, to może liczyć na odbiór kasy pod koniec lutego lub na początku marca. Tak odległe terminy spowodowane są tym, że ministerstwo zbyt późno podjęło decyzję - mówi B. Pilarski. W tej sytuacji resort finansów w indywidualnych przypadkach zgodził się na przesunięcie w czasie obowiązku korzystania z kas w taksówkach. Kierowcy, którzy nie mają urządzeń, ale zobowiążą się w swoim Urzędzie Skarbowym do ich zainstalowania, będą mogli jeździć jeszcze przez trzy miesiące na starych zasadach. Okazuje się, że całkiem nieźle z problemem tym poradzili sobie taksówkarze w Wodzisławiu. Jest ich tutaj ponad 50 i tylko kilka osób nie zainstalowało jeszcze wymaganego urządzenia.
Nie oznacza to jednak, że propozycja ministra finansów przypadła im do gustu. To jest nieporozumienie. Wprowadzenie kas fiskalnych tłumaczono ukróceniem zarobku emerytom, którzy jeżdżą na taksówce, jednak w praktyce się to nie sprawdzi. Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie podatku, na przykład w wysokości 200 czy 300 zł - twierdzi Andrzej Grajewski, jeden z wodzisławskich taksówkarzy. Koszt jednego urządzenia po zainstalowaniu wynosi prawie 2,5 tys. zł, z czego połowę tej sumy taksówkarze mają otrzymać z powrotem. Póki co, nikt pieniędzy nie odebrał. W Urzędzie Skarbowym taksówkarze usłyszeli, że mają one dotrzeć do nich 25 dni od daty złożenia wniosku i nie trzeba dysponować kontem bankowym, bowiem dotrą one przekazem pocztowym. To teoria. W praktyce termin ten się wydłuża. Kiedy rozmawialiśmy z taksówkarzami nikt zwrotu połowy poniesionych kosztów jeszcze nie otrzymał choć w wielu przypadkach przewidziany termin dawno minął.
Nie oznacza to jednak, że propozycja ministra finansów przypadła im do gustu. To jest nieporozumienie. Wprowadzenie kas fiskalnych tłumaczono ukróceniem zarobku emerytom, którzy jeżdżą na taksówce, jednak w praktyce się to nie sprawdzi. Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie podatku, na przykład w wysokości 200 czy 300 zł - twierdzi Andrzej Grajewski, jeden z wodzisławskich taksówkarzy. Koszt jednego urządzenia po zainstalowaniu wynosi prawie 2,5 tys. zł, z czego połowę tej sumy taksówkarze mają otrzymać z powrotem. Póki co, nikt pieniędzy nie odebrał. W Urzędzie Skarbowym taksówkarze usłyszeli, że mają one dotrzeć do nich 25 dni od daty złożenia wniosku i nie trzeba dysponować kontem bankowym, bowiem dotrą one przekazem pocztowym. To teoria. W praktyce termin ten się wydłuża. Kiedy rozmawialiśmy z taksówkarzami nikt zwrotu połowy poniesionych kosztów jeszcze nie otrzymał choć w wielu przypadkach przewidziany termin dawno minął.
(raj)