Podstępny telefon
Jedna z mieszkanek Wodzisławia jest oburzona działaniem tutejszych strażników miejskich. Jak mówi nie zrobili nic by pomóc zbłąkanemu i rannemu zwierzęciu. Działanie strażników zaskoczyło również nas, bowiem jeden z nich aby załagodzić sprawę i uzyskać dodatkowe informacje, w rozmowie ze wspomnianą mieszkanką podszył się pod naszego dziennikarza.
21 grudnia zbłąkana sarna, po przeskoczeniu kilku ogrodzeń, dostała się do jednej z posesji w Kokoszycach. Musieliśmy szybko działać, bowiem z minuty na minutę wyglądała coraz gorzej, obijała się o ogrodzenie i raniła. Zadzwoniliśmy po Straż Pożarną. Tam postanowiono skontaktować się ze Strażą Miejską. Funkcjonariusze tej ostatniej przybyli na miejsce i stwierdzili, że nie mają odpowiedniej siatki i nie mogą nic zrobić. Kazali poczekać do godz. 22.00, gdy ruch na drodze będzie mniejszy i wypuścić zwierzę. Przecież to nonsens, ona była strasznie wyczerpana i by nie przetrwała - tłumaczy właścicielka posesji. Zachowanie sarny budziło niepokój, więc mieszkańcy ponownie skontaktowali się ze Strażą Pożarną. Tym razem strażacy natychmiast pojawili się na miejscu, wydostali sarnę i przenieśli do pobliskiego parku. Niestety nie była ona w stanie stać o własnych siłach, więc po konsultacji z Arkadiuszem Bieńkiem, sarnę przewieziono do prowadzonego przez niego „Mini zoo” w Bukowie. Bardzo chciałabym podziękować strażakom za działanie i uratowanie zwierzęcia. Gdyby nie oni oraz działanie pana Bieńka pewnie by nie przetrwało najbliższych godzin. Niestety, nic dobrego nie mogę powiedzieć o strażnikach miejskich, którzy zachowali się nieodpowiedzialnie. To przykre - dodaje mieszkanka. Komendant Straży Miejskiej w Wodzisławiu Andrzej Wuwer uważa z kolei, że działanie podjęte przez jego pracowników było słuszne. Z doświadczenia wiem, że rozwiązanie, które proponowaliśmy jest najwłaściwsze. Nie dysponujemy odpowiednim sprzętem niezbędnym na tego typu sytuacje. Apelowaliśmy do mieszkańców, aby zachowali spokój i nie płoszyli zwierzęcia - nie posłuchali - tłumaczy A. Wuwer.
O dziwo, jednemu z pracowników Straży Miejskiej sprawa wydała się na tyle poważna, że postanowił interweniować. Podając się za naszego dziennikarza zadzwonił do właścicielki posesji, która całą sprawę zgłosiła naszej redakcji. Już od samego początku coś mi nie pasowało - mówi kobieta. Ten pan zachwalał działania Straży Miejskiej i działanie jej pracowników. Przedstawił się jako dziennikarz Nowin Wodzisławskich. Mój aparat telefoniczny wyposażony jest w identyfikator numerów. Zadzwoniłam pod ten ukazany na wyświetlaczu i ku mojemu zdziwieniu zamiast redakcji odezwała się Straż Miejska - dodaje.
Informację o „dziwnym” telefonie potwierdza Zdzisław Chamiga, zastępca komendanta wodzisławskiej Straży Miejskiej. Tłumaczy on pracownika twierdząc, że ten jedynie nawiązał do rozmowy z dziennikarzem.
Wyjaśnienia te nas nie przekonują. Po pierwsze dziwi fakt zaistnienia samej rozmowy, po drugie nie wiadomo dlaczego zapytany o swoje dane, strażnik podał nazwisko dziennikarza. Sprawą zajął się wiceprezydent miasta Jan Zemło. Obiecał szybką interwencję i natychmiastowe wyjaśnienie sprawy.
Rafał Jabłoński