Od żuru chłop z muru
Wychodzisz za mąż, a nie umiesz gotować? To już nie jest problem. Na rynku wydawniczym pojawiła się nowa książka Marka Szołtyska „Kuchnia śląska”. Znajdziesz w niej mnóstwo przepisów, m.in. na kluski, kołocz, szpajza. Nie wiesz co podarować w prezencie ciotce, starce albo młodej mężatce - kup jej tę pozycję. Książka jest jeszcze ciepła, można rzec jak świeże bułeczki.
Książka „Kuchnia śląska” została napisana z myślą o mieszkańcach Śląska i całej Polski, którzy zainteresowani śląską kulturą chcą lepiej poznać tradycje śląskiego stołu. Dla lepszego wyobrażenia potraw oraz wszelkich czynności związanych z ich przygotowywaniem i odpowiednim podaniem na stół zamieszczono w tej książce bardzo dużo dawnych i współczesnych zdjęć. Jeżeli nawet ktoś z uporem będzie twierdził, że śląska kuchnia jest mało ciekawa, że jest pełna kartofli i skwarek, kapusty i mąki, to jednak musi uznać jej oryginalność. Oryginalność ta wyraża się nie tylko przez poszczególne potrawy, takie jak kluski, rolady czy kołocz, ale przez dawno ustalone i powszechnie przestrzegane zasady, takie jak np.: czornych klusek nie podaje się do gulaszu, a kotletów nie je się z biołymi kluskami. Kuchnia śląska ma też swój rytm tygodniowy i roczny. Przykładowo makówki robi się na wilijo, a rolady na niydzielny łobiod. Podobnie nikt na Śląsku nie będzie jadł kotletów w piątek, śledzi w sobotę a klusek na parze w niedzielę. Rytmu tego żadna śląska gospodyni nie odważy się nigdy zakłócić. Ta dbałość o tradycje i zasady sprawia, że śląska kuchnia jest bardzo nieufna wobec nowości kulinarnych i szczelnie zamknięta na obce wpływy. To stanowi o jej słabości - bo w sumie oryginalnych potraw nie ma zbyt wiele (w porównaniu np. z kuchnią włoską czy węgierską), ale to stanowi też o jej sile, bo dzięki temu przetrwała i długo jeszcze będzie istnieć - tłumaczy autor Marek Szołtysek. Kuchnia śląska jest zjawiskiem ciągle żywym, bo w każdą niedzielę przynajmniej milion mieszkańców Śląska zjada na obiad kluski. Twierdzenie to opieram na moich osobistych badaniach, jakie przeprowadzam w śląskich szkołach podczas spotkań autorskich. Gdy się wówczas pytam: „Kto z was jadł w ostatnią niedzielę kluski?”, to zgłasza się około 75% uczniów. Kiedy natomiast pytam: „Kto z was nigdy w życiu nie jadł klusek, rolad i modrej kapusty?”, to wszyscy się śmieją, bo przecież to niemożliwe, by mieszkając na Śląsku nie mieć nigdy okazji tego skosztować, a czasami tylko dla żartów zgłosi się jakiś jeden czy drugi klasowy dowcipniś. Ale oczywiście nie tylko niedzielne obiady są wciąż popularne, lecz także gotowanie żuru, makówek, kołocza na urodziny czy wiele innych potraw.
Nie wydaje się, by współcześnie żywotność śląskiej kuchni, czyli przyrządzanie oryginalnych śląskich potraw było zagrożone wymarciem. Powstają nawet śląskie restauracje, zajazdy a ludzie na wesela czy komunie obowiązkowo zamawiają śląskie jedzenie. Zdarza się nawet, że restauracje poza Śląskiem serwują śląskie jodło. Jest natomiast problem z nazewnictwem śląskich potraw, które zaczynają podlegać stopniowej polonizacji. Przykładowo zamiast tradycyjnej i poprawnej formy „kołocz”, mówi się dziwacznie „kołacz” lub nie daj Boże „placek”, zamiast „kiszka” - mówi się „kefir” lub „kwaśne mleko”.
Książka „Kuchnia śląska” oprócz podawania przepisów kulinarnych bardzo wiele miejsca poświęca zagadnieniom kultury stołu, bo przecież je się także „oczami” i „sercem”. Żeby więc śląskie jedzenie lepiej smakowało, trzeba o nim dużo wiedzieć. Dobrze jest, gdy jemy w odpowiednio zaaranżowanym „śląskim” wnętrzu, na pięknie wykrochmalonym śląskim serwecie wyszywanym w niebieskie i granatowe chabry. Kultura bowiem potrzebuje dobrego jedzenia a jedzenie potrzebuje wysokiej kultury. Wszystko to znajdziesz na Śląsku, tylko musisz chcieć to dostrzec.
W książce znajdziesz więc przepisy tradycyjnych śląskich potraw wraz ze zdjęciami, przedstawiającymi kolejne etapy ich przyrządzania. Ale i nie tylko, wiele miejsca poświęcono też kulturze śląskiego stołu, są gwarowe modlitwy przed jedzeniem i teksty o śląskich serwetach, biksach, głodzie, świniobiciu, kropelniczce... Książka ma pomagać w zachowaniu pięknych tradycji śląskiego stołu, ma zachęcać do jedzenia i ma być nauką nawet dla tych, którzy potrafią ugotować tylko herbatę i przyrządzić jajecznicę. Natomiast bardziej wtajemniczeni znajdą tu wyjątkowe przepisy np. na świyncelnik, bachora, szpajzę von Raczek, fazana w galotach, siemieniotkę, dziki szałot, kołocz, ciaper-kapustę.
Kolorowy album formatu A4 z twardą oprawą zawiera 112 stron i około 500 zdjęć. Cena 29,90 zł.
(przyg. amk)