Nie ma mocnych
Od czterech lat jedna z mieszkanek domaga się usunięcia chwastów z sąsiedniego pola. Wielokrotnie interweniowała w tej sprawie w miejscowym Urzędzie Gminy. Okazuje się, że miejscowe władze są w tej sprawie bezradne, bowiem nie istnieją jasne reguły prawne nakazujące uporządkowanie gruntów.
Jadwiga Kotula nie dowierza, że nikt nie jest w stanie jej pomóc. Co roku chwasty niszczą moje uprawy. Ponadto wydaję sporo pieniędzy na środki chemiczne zapobiegające degradacji pszenżyta i rzepaku - mówi zdenerwowana. Dodaje ponadto, że w 2002 r. uprawy zostały doszczętnie zniszczone, bowiem zużyty do ich pielęgnacji środek chemiczny wszystkie wypalił. Jak to możliwe, że nie można z tym nic zrobić? Jeśli człowiek nie zapłaci podatku to jest ścigany, natomiast gdy ktoś niszczy włas-ność drugiego, okazuje się, że nie ma na niego mocnych. J. Kotula interweniowała w Urzędzie Gminy już 10 marca 1999 r. Dwa tygodnie później urzędnicy przeprowadzili wizję lokalną w terenie i potwierdzili obawy mieszkanki. Niesolidnego właściciela sąsiedniego pola zobowiązali do uporządkowania terenu. Z uwagi na brak reakcji, wizję powtórzono 5 maja. Stwierdzono występowanie na polu kilku rodzajów chwastów i nakazano je usunąć do 31 sierpnia. Na nic się to zdało, więc kolejne upomnienie wys-łano we wrześniu tego samego roku. Tym razem czas na uporządkowanie terenu ograniczono do 7 dni. W piś-mie czytamy ponadto, że w przypadku niewykonania wymienionych obowiązków w podanym terminie, zostanie wszczęte postępowanie egzekucyjne. Niestety, w dalszym ciągu chwasty mają się dobrze i nic nie wskazuje na to, że zostaną usunięte. Właściciel od lat przebywa za granicą a osoba płacąca podatki za wspomniane grunty nie czuje się zobowiązana do ich uporządkowania. Najważniejszym problemem są jednak przepisy prawne, regulujące kwestie usuwania chwastów, a właściwie ich brak. Jak mówi Piotr Karpiel z referatu geodezji i budownictwa miejscowego magistratu, nie istnieje rozporządzenie wojewody regulujące te sprawy i miejscowe władze są w tej kwestii bezradne. W tym czasie zmieniły się przepisy i nie ma możliwości skutecznego egzekwowania prawa - dodaje wójt Jerzy Grzegoszczyk. Podobny problem istnieje również przy ul. 1 Maja. Rozmawiałem na ten temat ze strażnikami gminnymi i okazuje się, że niewiele możemy zdziałać, co najwyżej poprosić właściciela o usunięcie chwastów. Za takowe uznaje się rośliny degradujące glebę, a udowodnienie, że tak właśnie jest, nie jest łatwe. Należy przeprowadzić kosztowne badania, które niekoniecznie muszą potwierdzić nasze przypuszczenia. Ponadto właściciel może odwołać się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i w dalszym ciągu pozostać bezkarnym - wyjaśnia J. Grzegoszczyk. Podobne problemy mają pozostałe gminy. Tak na przykład w Gorzycach walka z chwastami trwa od kilku lat. Po uchyleniu rozporządzenia wojewody, nakazującego ich usuwanie, władze gminy zwróciły się do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Roślin i Nasiennictwa z nadzieją na rozwiązanie problemu. Niestety, urzędników odesłano do artykułu 15 ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych, na podstawie którego nie można karać osób zanieczyszczających cudze pole. W takiej sytuacji, zbulwersowanej mieszkance Mszany, pozostaje skierowanie sprawy przeciwko właścicielowi zachwaszczonego pola do sądu z powództwa cywilnego.
(raj)