Mandatów więcej niż włosów
Są nieodłącznym elementem uroków podróży autobusami. Dla jednych są przekleństwem, szczególnie tych, którzy poczuli już ciężar mandatu na własnej skórze, dla drugich zwykłymi pracownikami. Aby poznać dokładnie pracę kontrolera autobusowego postanowiliśmy spędzić z nimi jeden dzień w pracy. Towarzyszyliśmy pani Teresie, która pracuje w tym zawodzie od 23 lat i panu Januszowi, z siedmioletnim stażem pracy. Gdy dzieci poszły do szkoły zaczęłam szukać pracy, chciałam przyjąć się na pół etatu, ale jedna z pań już tam pracujących namówiła mnie na cały i tak zostało - mówi pani Teresa. Pan Janusz trafił do tej pracy po kilku latach bezrobocia, dostał „cynk”, że jest taka praca i od tego czasu kontroluje autobusy.
DZIEŃ Z ŻYCIA KANARA
Spotykamy się po godzinie 14:00 przed budynkiem dworca autobusowego w Wodzisławiu. Kierujemy się od razu na peron, by przeprowadzić pierwszą kontrolę. Wsiadamy do autobusu linii 216, w tym autobusie wszyscy pasażerowie posiadają ważne bilety, ale zadaniem pana Janusza jest również sprawdzenie kierowcy. Często tak się zdarza, że wszyscy mają bilety - mówi pan Janusz zapalając kolejnego papierosa. To jest ciężka praca. Nie każdy może ją wykonywać. Trzeba być kulturalnym, ale stanowczym i nie dać się zastraszyć i sprowokować.
Nadjeżdża kolejny autobus, którym mamy jechać. W 202 znajdują się pierwsi pasażerowie bez biletów, większość z nich nie stawia oporu i kulturalnie przyjmuje zasłużone mandaty. Niestety dwóch z nich trzeba wysadzić na kolejnym przystanku, wysiadają używając chamskich odzywek. Oni mają więcej mandatów niż pan włosów na głowie, a tym co oni mówią nie należy się przejmować - informuje mnie pan Janusz. Autobusem dojeżdżamy do Rydułtów, gdzie po krótkiej przerwie wsiadamy do autobusu linii 203. Od razu w ręce pani Teresy i pana Janusza wpadają gapowicze. Piotr i Daniel są dobrymi kolegami, obydwaj solidarnie podróżują bez biletu. Tłumaczą się, że to tylko kilka przystanków, a do tego, że jutro wyjeżdżają na wakacje do Wisły. Pani Teresa zgadza się więc pójść im na rękę i wystawić tylko jeden bilet gotówkowy. Wypuszcza Daniela by ten udał się do domu po pieniądze, a w autobusie zostaje Piotr, który jako zabezpieczenie otrzymuje telefon komórkowy kolegi. To mój pierwszy raz kiedy mnie złapali - denerwuje się. W tym czasie w ręce pana Janusza wpada szesnastoletnia Kasia. Jadę tylko do babci, jeden przystanek - tłumaczy. Musi jednak zapłacić karę, otrzymuje mandat kredytowy za 80 zł. Oni zaz-wyczaj mówią, że jadą jeden przystanek i zawsze pierwszy raz, tę śpiewkę znam na pamięć - mówi pan Janusz. Po spisaniu Kasi przychodzi czas na chłopaka, którego złapała pani Teresa. Arek ma 14 lat, jest uczniem wodzisławskiego gimnazjum, matka jest bezrobotna, a ojciec pracuje dorywczo, widać od razu, że sytuacja materialna jego rodziny nie jest najlepsza. Przestraszony i zestresowany młody człowiek tym razem dostaje tylko upomnienie. Są sytuacje kiedy nie wystawiamy mandatu. Jeżeli ja bym mu wystawił mandat, to dla tej rodziny byłby ogromny cios finansowy - mówi pan Janusz. Mam nadzieję, że upom-nienie go nauczy. Nie stawiamy też mandatów bezdomnym, gdyż oni już spadli na samo dno. Niżej już nie można. To nie miałoby sensu, bo i tak nie ściągniemy mandatu, za to od razu wypraszamy ich z pojazdu. Jeżeli jednak chodzi o młodych ludzi i obecnie niepracujących, to oni zapłacą, jeśli nie teraz, to wystarczy że kiedyś w przyszłości podejmą pracę, wtedy komornik zajmie im wypłatę i wszystkie należności razem z odsetkami zos-taną ściągnięte. Im wydaje się, że zos-taną bezkarni.
TELEFON DO RODZICÓW
Do autobusu wsiadają kolejni gapowicze. Przed kontrolą chce ich ustrzec jeden z pasażerów, ale za późno, obydwoje zostają odprawieni z karami po 80 zł. Na następnym przys-tanku, przy osiedlu Orłowiec, wsiada Daniel, którego pani Teresa wypuściła by ten przyniósł 50 zł, żeby zapłacić mandat gotówkowy. Przekazuje pieniądze kontrolerowi i wychodzi z autobusu używając wulgaryzmów i pogróżek. Autobus rusza dalej. W Wodzisławiu kontrolerzy postanawiają przeprowadzić jeszcze raz kontrolę i trafiają na trzynastoletniego Darka, chłopak ma ważny bilet, ale nie skasowany. Tłumaczy się, że zapomniał. Jedziesz już pół godziny z Rydułtów i zapomniałeś skasować bilet? Jesteś już duży skoro idziesz do pierwszej klasy gimnazjum - zwraca się do niego pani Teresa, wypisując mandat, niestety, okazuje się, że chłopak nie ma żadnego dokumentu, więc pani Teresa jest zmuszona dzwonić do rodziców. Wyciąga służbowy telefon komórkowy i dzwoni pod numer, który podał chłopak. Ojciec, który odbiera telefon tłumaczy, że syn zapomniał skasować bilet, w końcu potwierdza dane syna. Od jakiegoś czasu wszyscy mamy służbowe komórki, jest to bardzo wygodne, kiedyś musieliśmy zabierać cały autobus na posterunek lub wysiadać z gapowiczami, co nie zawsze było bezpieczne - mówi pani Teresa.
Dojeżdżamy do dworca w Wodzisławiu i udajemy się do pokoju służbowego, na półgodziną przerwę. W małym i nienajładniejszym pokoiku pracownicy MZK, którym towarzyszę opowiadają mi więcej o swojej pracy, sypiąc jak z rękawa anegdotami. Dos-tałam kiedyś karę za jazdę bez biletu. Jeździłam z córką od jednego do drugiego lekarza, w pewnym momencie weszła kontrola, zapłaciłam i na nic zdały się moje wyjaśnienia, że się śpieszyłam i nie zdążyłam kupić biletu - mówi pani Teresa.
Ja osobiście nie jeżdżę autobusami poza godzinami pracy. Mam samochód i to jest mój główny środek lokomocji - mówi pan Janusz. Do naszych obowiązków należy również kontrolowanie autobusów, ich czystości, punktualności, czy kierowcy mają bilety do sprzedaży, także lustrujemy stan czys-tości przystanków. Najgorzej jest gdy musimy ukarać kierowcę, to jest przecież kolega z pracy. My także podlegamy karom, jeżeli pasażer zgłosi się do biura i złoży skargę, a jest ona uzasadniona, to ponosimy w takich przypadkach odpowiedzialność. Najczęściej jest to odebranie premii - tłumaczy pani Teresa.
KUBECZEK ZA MANDACIK?
Kończy się przerwa. Kolejnym zadaniem jakie muszą wypełnić pani Teresa i pan Janusz to sprawdzenie autobusów. W tym celu muszą przejść wszystkie perony i odpisać godziny przyjazdów autobusów, by sprawdzić ich punktualność. Będziemy chyba musieli napisać specjalny raport jeżeli chodzi o bilety, ponieważ kierowcy nie wożą biletów całodobowych, albo mają tylko 1 lub 2 sztuki, zaś zainteresowanie tymi biletami wzrasta coraz bardziej - zauważa pan Janusz. Wsiadamy do kolejnego autobusu. Tym razem jest to linia E-3 kierunek Rybnik. W tym autobusie znajduje się trzech gapowiczów. Jedną z nich jest kobieta, która jedzie na odwyk, bez biletu. Pan Janusz prosi ją, aby wysiadła na najbliższym przystanku, ale ta nie zgadza się. Dojeżdża do Placu Wolności w Rybniku. To są takie wyjątkowe sytuacje kiedy należy być człowiekiem i zrozumieć innych. Informacje w dowodzie były nieciekawe, ta kobieta w 1989 została zwolniona z kopalni „1 Maja” i od tego czasu nigdzie nie pracowała, a to mówi wszystko - tłumaczy pan Janusz. Pani Teresa trafia natomiast na Wojtka, jechał mając bilet za 2,5 zł czyli zaniżony. Jest on pracownikiem jednej z państwowych firm, próbuje przekupić „kanarów” firmowym kubkiem. Pani Teresa jest nieustępliwa. Nie opłaca się brać łapówek. Można stracić pracę za 20 zł, a o pracę teraz ciężko, bezrobocie jest wysokie. My wykonujemy swoją pracę i za to nam płacą, więcej nie potrzebujemy - mówi pan Janusz. Dojeżdżamy do Wodzisławia gdzie kończą na dzisiaj pracę nasi bohaterowie, którzy tym autobusem jadą dalej do Jastrzębia, gdzie mieszkają.
Praca niełatwa, wręcz nieprzyjemna. Nie boję się. Jeszcze nie miałam żadnych ekscesów, tylko kilku krzyczało za mną pod moim blokiem „kanar”. Ale najważniejsze to by nie dać się sprowokować - mówi pani Teresa.
(dg)