Wszystko przez pająka
Jak sam mówi, być podziwianym to główny cel jego gry aktorskiej i z tym zamierzeniem pojechał do Krakowa by spróbować swoich sił. Niestety, w telewizyjnym „Debiucie”, po przejściu trzech szczebli, jurorzy nie dali się poder-wać... z krzeseł.
Kamili Witaszak jest wodzisławianinem, a pierwsze kroki jako aktor stawiał już w szkole podstawowej, uczestnicząc w konkursach recytatorskich. Od dziewięciu lat tańczy również w Formacji Tańca Towarzyskiego „Spin”, a od niedawna uczy się śpiewu pod okiem Aleksandry Stano z Żor. Jak sam mówi, właśnie śpiew wychodzi mu najgorzej, a myśląc o szkole teatralnej musiał w tej dziedzinie zasięgnąć porad specjalisty. Do Teatru Wodzisławskiej Ulicy trafił dwa lata temu i od razu rozpoczął od mocnego uderzenia - zagrał Piłata w przedstawieniu „Tylko w Jerozolimie”. Dorota Nowak, reżyser TWU, podkreśla, że poważne wyzwania wychodzą na dobre młodym artystom i jest to jedyny sposób na to, aby dogłębnie poznali oni swoje możliwości. Należy stawiać im wymagania ponad ich siły, a wówczas często okazuje się, że doskonale dają sobie z tym radę - podkreśla D. Nowak. Kamil jeszcze wielokrotnie był obsadzany w różnych rolach, a prawdziwym strzałem w dziesiątkę była „Rzeźnia” Sławomira Mrożka. Jego gra nie ogranicza się jedynie do przedstawień stricte teatralnych, bowiem wraz z przyja-ciółmi z „ulicznego teatru” bierze udział w różnego rodzaju happeningach. Zawsze miałem pozytywną szajbę, niezużytą energię, a także wiele pomysłów. Niestety, nie do wszystkich dociera ten sposób przekazu i często moje zachowanie jest uważane za nienormalne - mówi Kamil. Uważa ponadto, że jeżeli publiczność nie reaguje i do tego co się dzieje na scenie podchodzi z dystansem, należy coś z tym zrobić, sprowokować widzów, bowiem w aktorstwie chodzi głównie o to, aby być podziwianym i nie należy tego ukrywać. Aktorstwo i taniec to nie jedyne jego zajęcie, od dzieciństwa lubi majsterkować. Już w przedszkolu składałem samochody, które musiały eksplodować - mówi. Nie ukrywa również, że doświadczenie pirotechniczne wykorzystuje również na scenie. Niemal do każdej roli przygotowuje coś specjalnego. Podobnie było w programie telewizji Polsat „Debiut”. Tam wystąpił w roli strażaka, któremu niespodziewanie zapalił się hełm. Swój udział w programie długo ukrywał, jak się jednak okazało nieskutecznie. Już w pierwszym dniu przesłuchań w Krakowie, ku swojemu zdziwieniu, spotkał Annę Dudę, koleżankę z TWU. Tutaj na pierwszym etapie rywalizacji, spośród kilku tysięcy kandydatów wybrano dwusetkę. Natomiast po drugim dniu castingu zostało 30 osób, w tym Kamil i Ania. Kolejny etap zorganizowano w Warszawie. Przed przyjazdem do stolicy każdy z nich otrzymał kolejne zadania, z których byli później „rozliczani”. Należało wyuczyć się sześciu wierszy, opanować do perfekcji autoprezentację oraz zinterpretować sytuację zamieszczoną na wylosowanym kuponie. W pierwszym dniu nie powiodło się Ani i odpadła, natomiast Kamil miał trzy dni na przygotowanie kolejnych ćwiczeń. Nie było to łatwe, bowiem przed nim żmudne przygotowania, mało czasu, a do Wodzisławia wrócił z zaawansowaną grypą. Już od pierwszych przesłuchań w „Debiucie” Kamil był bacznie obserwowany przez kamery. Tam zwracali uwagę na wszystko. Kamera odprowadzała mnie nawet do ubikacji. Prawdopodobnie właśnie w ten sposób sprawdzali moją reakcję. Przetrzymywali mnie kilka godzin. Mówili, że już wchodzę, później zmieniali decyzje i tak na okrągło. Nawet, kiedy spałem na korytarzu, to zainteresowanie nie ustawało. Nie wiem, po co to wszystko. Może chcieli stworzyć wrażenie, że jestem jednym z pewniaków i sprawdzić, czy mi woda sodowa do głowy nie uderzy? Jedna z ekip Polsatu przyjechała tutaj do Wodzisławia i zbierali materiał. Nagrywali w domu, w szkole, na basenie, na boisku - wszędzie - mówi K. Witaszak. Niestety, dobrze zapowiadająca się przygoda z telewizją zakończyła się dość niespodziewanie, a wszystkiemu winien był... pająk. Każdy z uczestników kolejnej fazy warszawskich przesłuchań musiał się wcielić w postać wybranego przez siebie pajęczaka lub owada, a także wygłosić monolog kiszącego się ogórka. Przez kilkanaście godzin Kamil pod okiem D. Nowak z TWU ćwiczył zarówno pierwsze jak i drugie zadanie. Wszystko było dopracowane do perfekcji, jednak na konsultacjach przed występem dowiedziałem się, że na tym etapie nie można „zaczepiać” jurorów. To zbiło mnie z tropu, jednak ostatecznie otrzymałem na to ciche przyzwolenie. Kiedy powiedziałem konsultantce, co chcę zrobić, w pełni to zaakceptowała - nawet był nastawiona do tego entuzjastycznie. Niestety, kiedy wszystko się zaczęło (po kilku godzinach przesłuchań) komisja nie miała najmniejszej ochoty do współ-pracy. Ja - pająk, miałem wobec nich ambitne plany i chciałem zrobić mini show. Ci jednak nie dali się poderwać z krzeseł - podsumowuje swoją przygodę w „Debiucie” Kamil.
Rafał Jabłoński