Napad na drodze
To był mecz kolejki. Lider tabeli - wodzisławska Odra rozgrywała kolejne wyjazdowe spotkanie z warszawską Legią - Mistrzem Polski sezonu 2001/2002. Mecz był bardzo ciekawy, ale niestety bez bramek. Gdy arbiter główny po raz ostatni sięgnął po gwizdek i zasygnalizował koniec spotkania, kilkudziesięciu kibiców z Wodzisławia wsiadło do czekającego poza bramą stadionu na ul. Łazienkowskiej autobusu. Po chwili przed maską autokaru zjawił się patrol policji, który konwojował kibiców 15 kilometrów za Warszawę. Wtedy nikt nawet nie dopuszczał do głowy myśli, że dalej grozi im jakieś niebezpieczeństwo. O tym co stało się 60 kilometrów za Warszawą opowiedział nam Stanisław Pelka, kierowca autobusu.
To było około godziny 21. Jechaliśmy trasą E8 Warszawa - Katowice. Byliśmy już w Rawie Mazowieckiej, 60 km od Warszawy, niedaleko wiaduktu nad tą trasą. W pewnym momencie z wielką siłą w przednią szybę uderzyła chyba cegła lub kamień. Zjechałem na pobocze, aby sprawdzić co się stało. Wtedy się zaczęło. Grupka około 40, uzbrojonych po zęby w kije basebolowe, brechy, kątowniki, łańcuchy, pseudokibiców Legii zaatakowało autobus. Najpierw wybito całą przednią szybę, a później także tylnią i boczne. Wtargnęli do pojazdu i demolowali co się tylko dało. Próbowano także podpalić autobus. Któryś z kibiców zauważył płomienie pod pojazdem i szybko gaśnicą stłumił pożar. Nie doszło do walki wręcz. Wszystko trwało ok. 5 minut.
Najbardziej ucierpiał autobus. Straty wyceniłem na 6 tys. zł. Nikomu na szczęście nic się nie stało. Jeden z kibiców na chwilę stracił przytomność. Poza tym skradziono mi wszystkie dokumenty oraz gotówkę za ten kurs. Natychmiast zadzwoniłem po policję, która zjawiła się na miejscu dopiero po 40 minutach. Na szybko spisali protokół. Oni sami się bali. Zrobili co mieli zrobić, wsiedli do radiowozu i zmykali czym prędzej. Twierdzili, że to moja sprawa, że to ja muszę zapewnić klientom bezpieczeństwo podczas jazdy. Co mieliśmy robić? Poskładaliśmy się jakoś i rankiem o 9.00 po ponad 12 godzinach jazdy dojechaliśmy do Wodzisławia.
Po porażce się dostało
Także po spotkaniu z Górnikiem Zabrze 4 października kilku wracających z meczu wodzisławskich kibiców zostało niegroźnie pobitych. Wracali wszyscy razem pod eskortą policji z Zabrza pociągiem relacji Katowice - Wodzisław. Kilku z nich nie jechało aż do stacji głównej w Wodzisławiu, lecz wysiedli stację wcześniej - w Radlinie II. Gdy weszli w ul. Chrobrego na ich drodze stanęło kilku rosłych mężczyzn, którzy po chwili bez powodu zaczęli ich okładać pięściami i kopać po całym ciele. Na szczęście nikomu nic groźnego się nie stało. Skończyło się na drobnych potłuczeniach.
Marcin Macha