Jak Willi z Bolkiem
Przez rok w jednej chałupie
W 1945 roku z maleńkiej wioski pod Głuchołazami rodzina Elsnerów musiała uciekać przed frontem do Czech. Jednak ze względu na nieprzychylność południowych sąsiadów, którzy bali się Rosjan, po kilku tygodniach zmuszeni byli wrócić do domu. Tam jednak czekała na nich niespodzianka. W czasie ich tułaczki, przydział ich gospodarstwa otrzymali przesiedleni z Podola Stachowowie a na Elsnerów czekało wysiedlenie z ich rodzinnego domu. W ten sposób dwie rodziny były zmuszone mieszkać pod jednym dachem przez ponad rok. Nie było między nimi żadnych kłótni, Elsnerowie zaprzyjaźnili się ze Stachowami, a ich dzieci zgodnie się razem bawiły. Po roku wspólnego gospodarzenia ich drogi rozeszły się.
Willi pojechał do Getyngi, a Bolek do Raciborza
Elsnerowie wyjechali do Getyngi, gdzie wraz z innymi rodzinami, które dzieliły podobny los, rozpoczęli nowe życie. Willi skończył szkołę policyjną i szybko awansował na komisarza policji w Getyndze. Tam też ożenił się z Katarzyną, pochodzącą z Kamieńca Ząbkowickiego. Obecnie Willibald jako emeryt pomaga bezrobotnym przy tamtejszej parafii. Udziela się społecznie w organizacjach charytatywnych, ponieważ, jak twierdzi, musi troszczyć się o swoją duszę. Działa również w chórze policyjnym, który najprawdopodobniej w przyszłym roku weźmie udział w raciborskim przeglądzie pieśni do słów J. von Eichendorffa.
Natomiast losy Bolesława potoczyły się drogą zamiłowania do fotografii. Zanim został znanym fotografikiem, ukończył Studium Nauczycielskie w Raciborzu. W 1961 r. rozpoczął studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Przez 15 lat pracował w poradni wychowawczo - zawodowej oraz prowadził badania psychopedagogiczne dzieci z trudnościami w nauce. W tym czasie wyuczył się drugiego zawodu, kończąc Studium Fotografii i Filmu w Warszawie. Dziś trudno zliczyć, ile tysięcy negatywów wykorzystał do swojej twórczej pracy i ile ma na swoim koncie wystaw zbiorowych i indywidualnych. Jego zdjęcia wystawiano już w Meksyku, Czechach, Niemczech, Bagnocavallo, Tokio i największych miastach Polski.
Spotkanie po latach
Po raz pierwszy Willi przyjechał do Polski w 1978 r. Od razu wybrał się do swojej rodzinnej wioski i próbował odnaleźć Bolka i jego rodzinę. Nie wiedział wtedy, że 38-letni wówczas przyjaciel wyprowadził się 19 lat temu do Raciborza. Jednak bardzo szybko go odnalazł i podczas pierwszego po latach spotkania od razu powróciły dawne wspomnienia. Rok później Bolek odwiedził Willibalda w Getyndze, poznając jego żonę i dzieci. Kiedy w 1980 r. Willi ponownie odwiedził rodzinę Stachow, jego przyjazdem zainteresowali się funkcjonariusze SB, którzy nie mogli uwierzyć, że niemiecki policjant przyjaźni się z Polakiem. Doszukiwali się podstępu i często nachodzili Bolka i jego gości.
Na poczatku stanu wojennego W. Elsner, jako przewodniczący związków zawodowych, zorganizował akcję pomocy dla Polaków. Dokładnie w 1982 r. namówił niemieckich oficerów policji, aby oddawali krew, a pieniądze z akcji, po 50 marek od osoby, przekazali na dary dla Polski. Zainteresowanie było tak duże, że dosyć szybko zebrano kwotę 20 tys. marek. Przygotowano paczki z żywnością i środkami czystości i jak najszybciej, po uzyskaniu pozwolenia od polskich władz, wysłano je ciężarówkami do Raciborza. Kiedy zaczęliśmy ładować paczki do dwóch ciężarówek okazało się, że ładunek się nie zmieści. Postanowiliśmy załatwić trzecią, ale powstały przeszkody z załatwieniem pozwolenia dla kierowcy. Pojechałem wówczas do polskiej ambasady w Bonn i przez pół dnia przekonywałem urzędników, by je wydali - opowiada Willibald. Willi pojechał tam z żoną i powiedział, że nie wyjdzie stamtąd, dopóki zezwolenia nie otrzyma. I udało się - dodaje Bolek. wraz z Willibaldem Elsnerem. Paczki trafiły do parafii WNMP oraz Zakładu Głuchych.
Zjadłbym pierogi
Niedawno, bo na początku sierpnia, rodzina Elsnerów ponownie zawitała do Raciborza. Willi tuż po przyjeździe wytłumaczył Bolkowi i jego żonie Emilii, że z chęcią zjadłby ciastka, jakie matka Bolka w 1945 roku wypiekała. Raciborzanie długo zastanawiali się o jakie ciastka chodzi. Po czasie okazało się, że były to pierogi, które tak głęboko zapadły przyjacielowi w pamięci. Willi zachwycił się również czystością raciborskich ulic oraz brakiem kolejek w sklepach. Mogł też nareszcie pooddychać „świeżym” powietrzem z okien mieszkania Stachowów, mieszkających przy ul. Staszica. Bowiem we wspomnieniach utkwił mu zapach palonych odpadków w raciborskim szpitalu.
Podczas tegorocznej wizyty Stachowowie i Elsnerowie wybrali się także na wycieczkę do czeskich Slapanovic, gdzie Willi przebywał w okresie ucieczki przed frontem. Przejechali również trasę 200 km, jaką wówczas musiał przebyć furmanką.
Ewa Wawoczny