Nielegalne rajdy
Stare Pola Gołkowickie. Kiedyś było tu spokojnie. Teraz jest śmietnisko, wokół którego dziś szaleją kierowcy biorący udział w nielegalnych rajdach samochodowych. Rajdowcy pojawiają się co niedzielę, by swoimi tuningowanymi samochodami ścigać się po wyasfaltowanej drodze prowadzącej do miejsca, gdzie jeszcze niedawno miała powstać kopalnia.
Nielegalne rajdy samochodowe odbywają się w Skrzyszowie w gminie Godów. Mieszkańcy boją się o swoje życie. Poniżej setki nie schodzą jak jadą przez centrum - mówią.
Stare Pola Gołkowickie. Kiedyś było tu spokojnie. Teraz jest śmietnisko, wokół którego dziś szaleją kierowcy biorący udział w nielegalnych rajdach samochodowych. Rajdowcy pojawiają się co niedzielę, by swoimi tuningowanymi samochodami ścigać się po wyasfaltowanej drodze prowadzącej do miejsca, gdzie jeszcze niedawno miała powstać kopalnia.
Mieszkańcy nie pamiętają dokładnie kiedy miłośnicy szybkiej jazdy zjawili się tu po raz pierwszy. To było chyba w kwietniu - mówi jeden z nich. Spotykają się tu zawsze o 16-tej lub o 19-tej. Czasem o 22.00.
Kiedy przyjechaliśmy tu w niedzielne popołudnie, wraz z upływem czasu, zwiększała się liczba osób bezpośrednio uczestniczących w rajdzie, jak i tych, którzy przyjechali tylko popatrzeć. Bywa, że jest ich tu ponad tysiąc. Mieszkańcy mówią nawet o dwustu samochodach ustawionych wzdłuż ulicy Powstańców i ogromnej rzeszy widzów. Ci, jak widać, nie zdają sobie sprawy z tego, jak niebezpieczne jest stanie na poboczu ulicy, na której odbywają się niezabezpieczone wyścigi.
Okna wybiją?
O wyścigach słyszano także w Urzędzie Gminy w Godowie. Poinformowaliśmy policję - powiedziała nam sekretarz gminy Brygida Dobisz.
Zaskoczył mnie pan tą wiadomością - powiedział nam aspirant Józef Surmiak z Komisariatu Policji Gorzyce z siedzibą w Rogowie.
Od mieszkańców dowiedziałem się jednak, że 28 lipca w niedzielę, zawitał tu patrol policji. Jak poinformował nas Ernestyn Bazgier, rzecznik PKP w Wodzisławiu Śl., był to patrol policji ruchu drogowego z PKP w Wodzisławiu Śl. Policja nie interweniowała, jak zobaczyli mundurowych od razu rozjechali się - stwierdził.
Przy wjeździe na Pola Gołkowice postawiono znak zakazujący ruchu wszelkich pojazdów z wyłączeniem mieszkańców. Ci ostatni liczyli, że zakończy to definitywnie proceder. Pewnego popołudnia zjawiło się przy nim kilku wyrostków.
Byłem wraz z sąsiadem niedaleko. Jeden z młodzieńców odwrócił się w naszą stronę: „Założycie się, że ten znak wkrótce zniknie?” - odpalił z uśmiechem na ustach. Nie potrafili jednak wyrwać go z ziemi, bo był solidnie zabudowany. Ktoś tylko skrzywił go do pozycji poziomej. W sobotę 3 sierpnia znów stanął prosto. Jeden z mieszkańców ciągnikiem postawił go do pierwotnej pozycji. Nie na długo. W nocy z 3 na 4 sierpnia znak znikł definitywnie - mówi zdenerwowany mężczyzna. Gdybym nawet widział tych smarkaczy, to może bym krzyknął i przestraszył ich? A zresztą po co mi to? Przyjdą następnego dnia, wypalą mnie, szyby z okien wybiją.
Prócz znaku nie było już jednak i rajdowców.
Dzisiaj podobno ktoś na kościelnej gablocie ogłoszeniowej przywiesił kartkę, że wyścig został przeniesiony do Jankowic - dodają mieszkańcy.
Wieczorem jednak, w trakcie naszej rozmowy z mieszkańcami, znów jeden samochód z impetem wjechał na słynną już ulicę. Po chwili nadjechał następny i kolejne na rejestracjach wielu powiatów. Najwięcej z wodzisławskiego i jastrzębskiego, od popularnego „malucha” po rzucającego się w oczy i uszy opla calibrę. Nie brakowało także zachodnich marek VW, Ford czy BMW. Po kwadransie jednak odjechali. Mimo strachu mieszkańców zrobiło się tu wielkie zbiegowisko. Dzieci na rowerach, bez opieki, szalały po szosie. Wielu, także i starszych mieszkańców, wychodziło z domu, by zaspokoić ciekawość.
Pod skrzyszowskim kościołem kartki już nie było. Napotkanego młodego człowieka w usportowionym, białym daewoo tico pytam o wyścig. Byli tu już wcześniej, ale pojechali do Jankowic. Trochę się przestraszyliśmy, bo w ubiegłym tygodniu pały goniły. Nie wiem czy tu jeszcze przyjadą dzisiaj - powiedział zerkając pod maskę swego auta.
Parkuję pod budynkiem poczty, kiedy nagle kawalkada około dziesięciu usportowionych aut po raz drugi przejeżdża przez Skrzyszów. Kierują się w stronę Pól Gołkowickich.
Nie chcą rozmawiać z prasą, a kiedy robię im zdjęcie - odjeżdżają.
Kupa gruzu
Dębina lub Pola Gołkowickie to jedna z dzielnic Skrzyszowa. Kiedyś była to bardzo spokojna okolica. Oaza ciszy i spokoju. Mieszkańcy gminy całymi rodzinami chodzili tu na spacery, wycieczki rowerowe, na grzyby do okolicznych lasów. Rolnicy z okolic uprawiali tu swoje pola. Mieszkało tu kilka rodzin, dziś potomkowie ich pełnią ważne funkcje w gminie i poza nią. W ciągu kilku miesięcy musieli opuścić jednak swoje domy. Kopalnia zapłaciła odszkodowania, a decyzja była nieodwołalna.
Domy, których szczątki stoją tu jeszcze dziś, są bardzo wielkie, zazwyczaj kilkupokojowe z łazienką, kuchnią, podpiwniczone, wybudowane przy pomocy solidnych materiałów budowlanych, w nowoczesnym stylu. Bez problemu mogły w nich mieszkać kilkuosobowe rodziny.
Ludzie teraz gdzie mieszkać nie mają, a tam się takie budynki marnują. Sama rozdzielnia prądu, po odpowiedniej przebudowie, może służyć jako lokum dla kilku rodzin dzisiaj bez dachu nad głową - mówi drżącym głosem mieszkaniec Dębiny.
Swoje inwestycje zamierzała tu zlokalizować Kopalnia Węgla Kamiennego „Moszczenica”. W szybkim tempie powstawały tu łaźnie, rozdzielnia wysokiego napięcia, pociągnięto wodę, cały teren ogrodzono, zainstalowano tu ogromne piece, które miały pracować na potrzeby nowej kopalni pod protektoratem KWK „Moszczenica”. Wkrótce także zjawiła się ochrona, która miała strzec kopalnianego dobytku. Planowano tu budowę trzech szybów, ze względu na oszczędności, ich liczba zmniejszyła się do jednego - mówi radny Krzysztof Widz ze Skrzyszowa. Cały obszar został przejęty przez kopalnię. Gdy kopalnia stała się niewypłacalna, przejęła ją spółka „Jas - Mos”. Część radnych walczyła później by Pola Gołkowickie stały się własnością gminy. Niestety nic z tego nie wyszło.
Kopalnia była zadłużona na 8 mln. zł względem skarbu państwa. Według mnie było to wywołane złą polityką górniczą i nieumiejętnością poradzenia sobie z samodzielnością kopalni - mówi Jarzy Lis z działu restrukturyzacji KWK Jastrzębie.
Postanowiono wycofać się z wcześniejszych zamierzeń. W 1998 roku ochrona przestała strzec mienia kopalni, co było do wywiezienia - wywieziono, a resztę pozostawiono na pastwę losu. Terenem zajęli się złodzieje. Kopalnia upadła. Obecnie znajduje się w procesie likwidacji.
Wraz z wycofywaniem się kopalni ze skrzyszowskiej inwestycji, weszła w życie ustawa, na mocy której kopalnia mogła teren ten oddać na ręce skarbu państwa w zamian za wspomniane już zadłużenie. Tak też uczyniono. Prawa własności do całego majątku, wartego 8 mln. zł, przeszły na rzecz skarbu państwa. Prawnym właścicielem tych gruntów stało się więc Starostwo Powiatowe. Jak poinformowała nas Barbara Kaczmarek z Wydziału Geodezji Starostwa Powiatowego w Wodzisławiu: starostwo Powiatowe zleciło Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, na terenie której leży cały teren Pól Gołkowickich, wyznaczenie terminu przetargu. Teren ten postanowiono sprzedać.
Dalej trwała dewastacja zarówno niedawnego mienia kopalni, jak i pozostawionych wcześniej domów mieszkalnych. Skradziono całe ogrodzenie, oświetlenie, piece, a nawet tory kolejowe. Splądrowano także rozdzielnię wysokiego napięcia i łaźnie. Słowem: wszystko, co mogło przynieść jakikolwiek zysk na złomowiskach zostało skradzione. Mieszkańcy tej okolicy są pozbawieni nadziei, że tereny te uda się jeszcze kiedyś uratować. Teraz „rodzi” się tu nielegalne wysypisko śmieci.
Śmietnisko
Teren wygląda fatalnie. Wydaje się, że jedynymi ludźmi, jacy tu się pojawiają są ci, którzy chcą pozbyć się śmieci i złodzieje złomu. Spacerowicze za żadne skarby tu nie przyjdą - mówią okoliczni mieszkańcy. Po drodze widać drobne wysypiska. Po kilkuset metrach są już znacznie większe. Znajduje się na nich wszystko: zwykłe codzienne śmieci, jak i obudowy z pralek, zamrażarek, telewizorów, stare fotele, pojemniki po farbach itd. I wszystko to wśród zieleni, drzew. Widok jest przerażający.
Domy jeszcze niedawno zamieszkane, a w zasadzie to, co z nich pozostało, budynek rozdzielni i łaźnie są splądrowane do granic możliwości. Wyrwane są nawet przewody elektryczne ze ścian. Ktoś dobierał się do metalowej kanalizacji, zabudowanej w ścianach. Nie ma drzwi, okien, rynien. W rozdzielni prądu, na podłodze znajduje się gruba warstwa gruzu.
I do tego jeszcze rajdowcy. Po interwencji policji jest ich już znacznie mniej, teraz już tu prawie wcale nie przyjeżdżają - mówi jedna z mieszkanek. Tylko ciekawe na ile to wystarczy?
Z ostatniej chwili: W trakcie zamykania numeru dowiedzieliśmy się, że rajdowcy pojawili się w niedzielę 18 sierpnia w Olzie, gdzie znów chcieli zorganizować wyścig. Przyjazd policjantów z KP Gorzyce oraz z inspekcji ruchu drogowego z PKP w Wodzisławiu Śl. przestraszył rajdowców.
Tekst i zdjęcia
Marcin Macha, amk