Apele nie pomogły
Kilka tygodni temu starosta powiatu wodzisławskiego Jerzy Rosół wystosował do mieszkańców apel o zaprzestanie wypalania traw. Zjawisko to jest ogromnym problemem dla strażaków, poza zagrożeniem zdrowia, życia i mienia powoduje często niewymierne koszty związane z tym, że strażacy zajęci gaszeniem trawy mogą być potrzebni w tym czasie gdzie indziej, przy poważnym pożarze lub wypadku.
Jak nam powiedział komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu komendant Kazimierz Musialik na około 400 wyjazdów w tym roku większość to były wezwania do płonących traw. Tylko 4 kwietnia odnotowano 22 wyjazdy związane z tym zjawiskiem. Koszty, które musimy ponieść wszyscy jako podatnicy są ogromne. W okresie przełomu marca i kwietnia kilkakrotnie wzrasta zużycie paliwa oraz wody przez wozy strażackie. Problem zniknął po kilku deszczowych dniach, ale wystarczyło trochę słońca, by pojawił się ponownie ze zdwojoną siłą. 3 kwietnia doszło do poważnego pożaru kilku hektarów szuwarów przy ul. Łuzyckiej w Wodzisławiu. W gaszeniu brało udział sześć sekcji straży pożarnej. Również następnego dnia przy Łużyckiej spłonął hektar trawy. 3 kwietnia w Wodzisławiu od płonącej trawy zajęła się nie używana stodoła, która się spaliła.
W ocenie strażaków podpalenia są głównie dziełem dzieci w wieku szkolnym. Wezwania do płonących traw nasilają się w godzinach wczesnopopołudniowych, gdy uczniowie wracają ze szkół. Sprawcom grożą surowe kary, ale ich schwytanie jest bardzo trudne.
Trzeba apelować o zaprzestanie podpalania traw, może uda się przemówić do rozsądku - stwierdza komendant Musialik. Koszty wyjazdów do płonących traw musi przecież ktoś ponieść, niestety płacimy za to wszyscy jako podatnicy.
(jak)