Chleba naszego powszedniego...
Niech mi pani zdjęcia nie robi - woła co chwilę mały chłopiec. Bo bym sobie siarę w szkole narobił, że biedny jestem. Większość jednak nie wstydzi się swojej biedy. Może nie przyzwyczaili się do niej ale jakoś przywykli. Dzieci, kobiety, mężczyźni, młodzi i starsi, bieda nie wybiera. Czasem stoją tu i dwie godziny. Najgorzej jest w zimę. Niektórzy przychodzą tu już trzeci rok.
Pomysł zrodził się ponad trzy lata temu. Ludzie potrzebowali pomocy, przychodzili po coś do jedzenia. Dowiedziałem się, że „Piekarnia G.T. Sobala" wozi chleb, który został niesprzedany w sklepach, do zakładu karnego w Raciborzu. Skoro zakład jest na garnuszku państwa, stwierdziliśmy, że chleb pozostać może dla naszych mieszkańców. Od tego czasu przywożą całe pieczywo do nas na parafię. To różne gatunki pieczywa. Od ponad trzech lat regularnie co sobotę. Jesteśmy im za to niezmiernie wdzięczni - tłumaczy ks. proboszcz Bogusław Płonka.
Początkowo przychodziło tu 30 rodzin, dziś zapisanych jest już 120. Fala narasta. Stworzono listę by wszystko uporządkować, bowiem tak jak w każdej społeczności tak i tu zdarzają się konflikty. Na początek wpisano więc rodziny wielodzietne, by na pewno nie zabrakło im chleba. Na szczęście nie wszystkie rodziny regularnie przychodzą, bo z chlebem mogłoby być krucho. A tu każdy kto przyjdzie pomoc otrzyma.
Prócz wspomnianej akcji z chlebem parafia wspiera również kilkanaście rodzin. Kupuje im żywność. Funduje także dzieciom obiady i bułki w szkole. Najbardziej, prócz ks. proboszcza, angażuje się w te przedsięwzięcia zespół charytatywny, do którego należy 10 pań: Trudzia, Henia, Marysia, Helena, dwie Ireny, dwie Krystyny i dwie Janiny.
Pomaga nam Marcin Grzegorzyca, synek który za niedługo matura bydzie zdowoł. Som zgłaszo się do tej pomocy. Nie powiy jednego słowa za dłużo - chwali go pani Janina Szczyra. Dobrych serc nie brakuje, ale czegoś do chleba. Bo tym ludziom też by się przydało, coby tyn chlyb mieli czym jeszcze pomazać. Farorz pisoł i prosiył ale wielkigo odzewu ni ma. Dobroczyńcami jest „Piekarnia G.T. Sobala" i pan Jasiak, kiery dowo kołoczki. Szczególnie dzieci się z nich cieszą. Czekajom na ni i tak zaglondajom, choby oczami ich chciały zjeść. Właśnie zwłaszcza przez wzgląd na dzieci cała ta działalność. Niektórzy zarzucają, że to rodziny patologiczne, że im pomagamy, ale tam też są dzieci, które są głodne. Na nich następne pokolenia będą bazować. Jak ktoś przychodzi i prosi cie o chlyb to przeca nie dosz mu kamiynia. Ale nom też ktoś musi coś dać, żeby my mieli co rozdać. Na ile może pomaga nam też Jan Małeszczyk z „Fundacji na Dobro Pomocy Społecznej" w Gorzycach. Z Urzędu pomógł nam jedynie Kazimierz Cichy, zawsze otwarty na nasze potrzeby. Największe ukłony należą się jednak ks. proboszczowi. Jakby mógł, to by się jak cytryna dla biednych wycisnął.
Chleb przyjechał o 14.30. Niektórzy ruszyli do przodu, wyciągali w pośpiechu siatki. Inni cicho stali z boku, jakby chcieli pozostać niezauważeni.
Biyda nie musi być zmazano - odpowiedziała pani Janka, widząc zdziwienie w moich oczach na widok niektórych osób. W większości, choć po niektórych wcale tego nie widać, życie mają bardzo biedne i ciężkie.
Wszyscy chętni, którzy chcieliby pomóc biednym parafianom,
a szczególnie firmy mogą kontaktować się z parafią. Może ktoś otworzy jeszcze serce i będzie
„coś do chleba"?
Zofia - W trakcie kolędy dowiedziałam się, że mogę tu przyjść po chleb. Jest nam bardzo ciężko. Ja mam pierwszą grupę inwalidzką, mąż na rencie zdrowotnej. Obydwoje mamy też cukrzycę. Cztery córy: 16, 14, 13,11 lat, jeść potrzebują, rozwijają się. Płakać się chce bo nie mamy za co kupić im podstawowych rzeczy. Dzisiaj do chleba dołożyli też paczkę, to ogromna pomoc. Strasznie się z niej cieszę.
Maria - przychodzę tu co tydzień, mam dwoje dzieci: 9 lat i 8 miesięcy.
Anna - mam dwoje dzieci, trzecie w drodze, mąż pracuje ale pieniędzy i tak nie starcza.
Tatiana - mam dwoje dzieci: 8 i 7 lat, mąż pracuje na czarno, jako tako idzie, ale pod koniec miesiąca trzeba się tu już wspomóc.
Urszula - troje dzieci:19,18,13 lat, mąż nie żyje. Renty mam 600 zł plus 200 zł rodzinnego, razem 800 zł. Z tego muszę opłacić czynsz i leki, jedno dziecko jest bowiem niepełnosprawne. Najtrudniej jest mi w zimę. Mieszkam w kamienicy przy Rynku, w domu mamy piecyk. W kuchni ogrzewania nie ma. Sąsiadki śmieją się, że kiedyś przy garnkach sztywna z zimna zostanę. Mają podłączyć ogrzewanie elektryczne. Kogo będzie na to stać? Mnie przecież nawet na chleb nie starcza.
Anonimowa rozmówczyni - Niech pani zobaczy, on je tę czekoladę, jakby trzy dni nic nie jadł. Jak jest głodny to zawsze sobie coś zaoszczędzi i kupi bułkę. Ostatnio kupił kawałek batonu szynkowego. Bardzo się zdenerwował, bo stwierdził, że słono przepłacił. Jak tylko coś ma z pieniędzy, wydaje na jedzenie.
Ks. proboszcz Bogusław Płonka, synek z Jodłownika, proboszczem w parafii Wniebowzięcia NMP jest od sierpnia 1998 r. - Od trzech lat staram się zainteresować władze miasta, by przyszły i z punktu socjologicznego, przyjrzały się problemowi. Bez jakiegokolwiek odzewu. Dlaczego tu jesteście, czego potrzebujecie, mogliby tych ludzi zapytać. To dla władzy byłoby świetne doświadczenie i informacja co można dla potrzebujących stworzyć w mieście. Ludzie, szczególnie w lato, przychodzą tu już o wiele przed czasem. Urządzają sobie małe pikniki. Siedzą na ławeczce, rozmawiają, dzielą się problemami. Boleję, że nie mogę zapewnić im jakiegoś zaplecza, świetlicy, ochronki dla dzieci. Marzy mi się dla nich także ciepła zupa, sami jednak nie podołamy tego zrobić. Nic samo nie przyjdzie, więc szukamy sponsorów. Czasem więc do chleba jest smalec, dżem. Czasem dostaniemy proszki. To wszystko jednak doraźne działanie. Ci ludzie potrzebują pracy, leczenia, trzeźwości, społecznego działania, mieszkania. Część z nich jest niezaradnych życiowo, część to rodziny patologiczne. Oni też potrzebują pomocy. Warto zaznaczyć, że nie jesteśmy jedyną parafią która pomaga biedym.
Przy parafii działa również dyżur Caritasu Parafialnego. Prowadzi go Janina Szczyra, to całkowity wolontariat. Akcja chleb odbywa się co sobotę, natomiast w każdy piątek od 9.00 do 12.00, w Domu Parafialnym przy ul. Szkolnej, jest dyżur Caritasu. Przychodzą tu ludzie z bardzo różnymi sprawami. Niektórzy by coś zjeść i się ogrzać, niektórzy by pomóc załatwić im sprawę urzędową. Pisze wnioski, wypełnia dokumenty, wysłuchuje przeróżnych zwierzeń. Niektórzy nazywają ją świeckim spowiednikiem. Pomoże załatwić dokumenty do renty inwalidzkiej, kupi leki. „Tu siedzi pani Janka, a tam czasem tylko urzędnik" - mówią, pytani dlaczego nie idą do odpowiednich instytucji. Na dziś pani Janka zajmuje się 86 sprawami. Na swoim koncie ma już 7 pozytywnie załatwionych rent socjalnych. Ludzie pytają o alimenty, mówią o problemach alkoholowych w rodzinie, narkomanii, wykorzystywaniu seksualnym. Pytają o radę. Tu musi być tylko ten kto potrafi słuchać, a pani Janka potrafi. Kieruje też do odpowiednich instytucji już z gotowym dokumentem.
„Kiedyś przyszła tu pani z prośbą o pomoc napisania pozwu o rozwód. Jej mąż jest alkoholikiem. Poradziłam by namówiła męża na leczenie, by również i tu przyszedł, porozmawiał. Po jakimś czasie widziałam jak szli pod rękę z kościoła. To miód na serce".
Aleksandra Matuszczyk - Kotulska