Dawny kościół Świętego Krzyża
Od paru już dni środek skweru przy placu Świętego Krzyża w Wodzisławiu zdobi nowy, drewniany krzyż. Jest bardzo podobny do swojego poprzednika, który przez dziesiątki lat - aż do zupełnego niemal spróchnienia - stał w pobliżu, kilka kroków dalej w głąb skweru, tuż za płotem sąsiadującej z placem posesji. Niewielu zapewne tamtejszych przechodniów wiedziało, że krzyż ten znaczył miejsce, gdzie od czasów średniowiecza aż do początku ubiegłego stulecia zbudowany był drewniany kościół pod wezwaniem Świętego Krzyża, otoczony cmentarzem. Warto więc przy okazji wzniesienia, z inicjatywy ks. prob. Bogusława Płonki i dzięki ofiarności mieszkańców okolicznych ulic, nowego krzyża na tym szczególnym dla wodzisławian terenie, skrywającym szczątki ich przodków i fundamenty dawnej, parowiekowej świątyni, przypomnieć pokrótce jej historię.
Początki kościoła pw. Świętego Krzyża w Wodzisławiu sięgają bez wątpienia okresu średniowiecza. Pierwsza bowiem wzmianka źródłowa o nim zawarta jest w przywileju nadanym miastu w 1525 r. przez ówczesnego właściciela Mniejszego Państwa Stanowego Wodzisław (Status Minor Loslensis) - barona Baltazara Wilczka. W dokumencie tym baron Wilczek ustanowił m.in. czynsze należne miastu od działek zwanych „zogrodami”, a wśród nich również od położonych z tyłu za kościołem Świętego Krzyża po obu stronach potoku (dopływu Wodzisławki - Leśnicy). Skoro więc o kościele Świętego Krzyża mowa jest w 1525 r., to mógł on powstać już co najmniej pod koniec XV w., a zapewne jeszcze wcześniej.Zbudowany był z drewna na rzucie prostokąta, jak wyraźnie to widać na planie Wodzisławia z 1822 r. Stał na małym pagórku „za murami”, na południowo-zachodnim przedmieściu raciborskim. W jego pobliżu znajdował się szpital (na początku ul. Wałowej). Usytuowanie kościoła Świętego Krzyża jest bardzo charakterystyczne dla tego typu zespołów sakralno-opiekuńczych, które od średniowiecza wznoszone były poza obwałowaniami miejskimi. Wystarczy zauważyć, iż podobne kościoły pw. Świętego Krzyża, zwykle szpitalne i położone na przedmieściach, spotykamy m.in. w Pszczynie (przed 1467 r.), Mysłowicach (przed rokiem 1590), Lublińcu (w XV w.), Bielsku.
Następna, w porządku chronologicznym, informacja o wodzisławskim kościele Świętego Krzyża pochodzi z najstarszego protokołu wizytacyjnego parafii wodzisławskiej z 1652 r. i mówi o tym, że chylił się on już wtedy ku upadkowi, czy wręcz popadł był cały w ruinę. Z powyższej informacji można by wnioskować, że kościół ten rozpadł się wówczas ze starości, a zatem byłaby ona potwierdzeniem też na jego przynajmniej średniowieczny rodowód. Jest to niewątpliwie słuszne przypuszczenie, ale ten fatalny naonczas stan kościoła Świętego Krzyża był prawdopodobnie w znacznie większym stopniu skutkiem wydarzeń, jakie miały miejsce w 1 poł. XVII w.
Na początku tego stulecia rozprzestrzeniła się w Wodzisławiu reformacja, narzucona miastu przez ówczesną właścicielkę Mniejszego Państwa Stanowego i zagorzałą protestantkę Katarzynę Plawecką. Wiadomo, że zarówno kościół Świętego Krzyża jak i kościół parafialny został wtedy zajęty przez protestantów, a proboszcza tego ostatniego, ks. Jana Durciusa, zmuszono do opuszczenia Wodzisławia. Również franciszkanie-minoryci opuścili w tym czasie miasto. Mimo protestów mieszkańców i zwoływania specjalnych komisji z Wrocławia, sytuacja nie zmieniła się aż do momentu przejęcia dóbr wodzisławskich po śmierci Katarzyny (została prawdopodobnie w 1621 r. otruta w swoim majątku na Spiszu) przez jej syna Andrzeja Plaweckiego, który przywrócił w mieście katolicyzm. Tym samym też kościół Świętego Krzyża znalazł się znów w rękach prawowitych właścicieli (w 1629 r.).
O wiele bardziej tragiczną w skutkach była szalejąca już wówczas wojna trzydziestoletnia, która stała się prawdziwą katastrofą dla Wodzisławia. Podczas 30 lat, jak sama nazwa wskazuje, trwania tej wojny - od 1618 do 1648 r. - miasto zostało doszczętnie zrujnowane. Świadczyć o tym mogą słowa Pana Stanowego, wspomnianego wyżej Andrzeja Plaweckiego, który w skierowanej do cesarza petycji z 1647 r. donosił, że „jego zamek i siedziba w Wodzisławiu /.../, jak i jego poddanych domy, obejścia i stodoły zostały przez Szwedów zamienione w popiół”. Należy chyba przez to rozumieć, że spłonęły w pożarze, wywołanym przez wojska szwedzkie.
Wydarzenia te w sumie - reformacja luterska i wojna trzydziestoletnia - sprawiły pewnie, że kościół Świętego Krzyża uległ nie tylko chyba ze starości zupełnemu zniszczeniu, lecz został wpierw spustoszony przez innowierców a później spalony. Rozebrano więc to, co z niego zostało i w 1676 r. odbudowano go na nowo od fundamentów. Dowiedzieć się o tym można z kolejnej wizytacji kanonicznej, przeprowadzonej w Wodzisławiu w 1679 r.: „ W roku 1676 została tu także wzniesiona na dawnych fundamentach świątynia pod wezwaniem Świętego Krzyża, poza miastem stojąca”. Z protokołu tej wizytacji dowiedzieć
się również można, że „na ozdobienie i konieczne wyposażenie tej świątyni proboszcz otrzymał 20 talarów śląskich” , a także i to, że „sprawowanie opieki nad tym kościołem należy do dziekana”.
Po dziewięciu latach, w 1688 r., po raz trzeci w XVII w. przybył do kościoła parafialnego w Wodzisławiu wizytator biskupi i w swoim protokole z tych odwiedzin zamieścił również krótką informację o kościele Świętego Krzyża na przedmieściu: „Jest on cały drewniany i w dobrym stanie, nie ma w nim zakrystii ani ambony”. W dokumencie tym po raz pierwszy spotykamy się z informacją dotyczącą już wnętrza kościoła. Dodajmy więc jeszcze tylko dla porządku, że był to niewątpliwie jednonawowy kościół i sięgnijmy od razu do protokołu kolejnej wizytacji kanonicznej z 1719 r., w którym znajduje się najobszerniejszy z dotychczasowych opis tej świątyni, zwłaszcza zaś jej wystroju.
Oto fragmenty tej relacji: „Istniejący na przedmieściu drewniany kościół Świętego Krzyża posiada płaski sufit i podłogę z desek. Wewnątrz pokryty jest wszędzie obrazami świętych. Ma trzy ołtarze. Główny poświęcony czci Chrystusa Cierpiącego (prawdopodobnie Męki Pańskiej), nie jest konsekrowany, nie posiada portatylu lecz tylko dwoma obrusami jest nakryty, a także zaopatrzony w krzyż, świeczniki i inne potrzebne rzeczy. Ołtarz mniejszy po stronie Ewangelii wystawiony jest ku czci św. Erazma, męczennika i biskupa, posiada obrusy i świeczniki. Ołtarz mniejszy po stronie lekcji wystawiony ku czci św. Jacka, nie konsekrowany /.../. Jest tu i ambona, a na chórze stoi pozytyw (z łac. „positiv” - rodzaj małego pewnie instrumentu grającego). Nabożeństwa w tym kościele odbywają się: w drugie święto Wielkanocy i Zielonych Świąt, w święto Krzyża Świętego, to jest Odnalezienia i Podwyższenia Krzyża, a także w każdą środę w czasie czterdziestodniowego okresu postu. /.../ Cmentarz bardzo szczupły. W drewnianej wieżyczce znajduje się mały dzwonek”.
Poza dość szczegółowym już tym razem opisem wyposażenia kościoła Świętego Krzyża, w przytoczonym dokumencie znalazła się również wzmianka o istniejącym przy nim cmentarzu, co jest rzeczą oczywistą, bo zazwyczaj przy kościołach średniowiecznych bywały cmentarze. To, że faktycznie znajdował się cmentarz przy kościele Świętego Krzyża znalazło potwierdzenie w przypadkowym odkryciu jego śladów podczas prac ziemnych, prowadzonych w 1986 r. na skwerze przy dzisiejszym Placu Świętego Krzyża, zwanym wtedy Placem I Czechosłowackiej Brygady Pancernej.
W trakcie, mianowicie, drążenia wykopu dla ułożenia kabla energetycznego natrafiono na fundamenty kościoła, zbudowanego z kamieni ciosanych (rydułtowskiego piaskowca?) o gabarytach od 10 do 60 cm oraz szczątki ludzkich kości. Powiadomieni o tym odkryciu archeolodzy z wodzisławskiego Muzeum dokonali w wykopie eksploracji trzech grobów. Pierwszy znajdował się na głębokości ok. 0,80 m i zawierał kompletny szkielet z resztkami trumny. W okolicach dolnej części nóg szkieletu leżały fragmenty czaszki dziecka, stąd wnioskowano, że grób ten był zbiorowym pochówkiem matki i dziecka w jednej trumnie.
Około 10 cm poniżej tego pochówku znajdował się następny szkielet. Jego czaszka była lekko odchylona do tyłu z częścią twarzową zwróconą w bok, a kości rąk rozrzucone i zgięte w przedramieniu. Nienaturalne ułożenie tego szkieletu, przy jednoczesnym braku jakiegokolwiek innego wyposażenia grobowego, sugerowało, że zwłoki zmarłego zostały po prostu wrzucone do jamy grobowej. Jeszcze niżej, bo na głębokości ok. 1,20 m, natrafiono na kolejny pochówek z mocno zniszczonym szkieletem i resztkami trumny.
Prawie zupełny brak przy odkrytych szkieletach choćby najdrobniejszego wyposażenia grobowego, łącznie z resztkami trwałych detali stroju, pozwala przypuszczać, że zmarli byli skromnie czy wręcz biednie odziani. Niczego też bliższego nie da się powiedzieć o ich tożsamości. Nie wiemy więc, kto to mógł być, podobnie jak nie wiemy w ogóle, kogo głównie na tym cmentarzu przy kościele Świętego Krzyża chowano (wszak cmentarz parafialny istniał przy kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny).
Możemy się domyślać jedynie, że wśród grzebanych na nim osób byli zmarli pacjenci pobliskiego szpitala, pozbawieni zwłaszcza rodziny, bezdomni nędzarze, ofiary różnych zaraźliwych chorób, które nawiedzały często w dawnych wiekach mieszkańców miast i zbierały obfite żniwo, samobójcy i inni. Ludwik Musioł, autor pozostającej w maszynopisie kroniki Wodzisławia z 1966 r., dodaje jeszcze, że na cmentarzu tym były chowane m.in. „dzieci nieochrzczone i trupy nieznane”, ale przede wszystkim, jak utrzymuje, grzebano na nim protestantów po reformacji, a nawet jeszcze w XVIII wieku, czego dowodem może być odszukany przez niego w „Księdze zgonów” zapis o pochowaniu w 1811 r. przy kościele Świętego Krzyża szlachcianki Barbary von Zorenberg.
Nie wiadomo jednak, czy owa Barbara von Zorenberg była faktycznie wyznania ewangelickiego. Jeśli tak, to pochowanie jej na cmentarzu przy kościele Świętego Krzyża wydawać się może dziwne, gdyż w tym czasie ewangelicy posiadali już od 35 lat cmentarz przy własnym kościele w Maruszach. Ale być może upodobali sobie to miejsce, lub stało się tak „za sprawą przyzwyczajenia”. Wkrótce też zresztą zostali ponownie użytkownikami samego kościoła Świętego Krzyża.
Kiedy wybudowany w 1776 r. dla parafii ewangelickiej przez właścicielkę dominium wodzisławskiego, hrabinę Sophie Caroline von Dyhrn, kościół w Maruszach (nazwanych notabene od nazwiska hrabiny Dyhrngrund) po niespełna pół zaledwie wieku istnienia zaczął grozić katastrofą budowlaną i w marcu 1818 r. został ostatecznie zamknięty a następnie rozebrany - ewangelicy zwrócili się wtedy do proboszcza wodzisławskiego ks. Franciszka Seypolda, z prośbą o oddanie do ich dyspozycji starego kościoła drewnianego Świętego Krzyża. Proboszcz wyraził zgodę i odtąd ten parowiekowy już kościół katolicki zaczął służyć ewangelikom.
Być może ks. Seypold pożałował wkrótce tej decyzji, gdyż niebawem wybuchł w mieście - 12 czerwca
1822 r. - straszliwy pożar, w wyniku którego mocno ucierpiał również kościół parafialny, a proboszcz musiał przez jeden rok korzystać z gościny mistrza kowalskiego Rohnera. Wśród nielicznych zaś budynków w mieście, które nie padły pastwą pożaru, był... o dziwo drewniany kościół Świętego Krzyża.
Ale i jego też żywot zbliżał się do końca. Parę lat później bowiem zupełnie niespodziewanie zawaliło się sklepienie kościoła a jego ogólny stan był już tak zły, że w 1826 r. prawdopodobnie (lub ok. 1830 r., jak chce wspomniany wyżej L. Musioł) trzeba go było rozebrać. Co stało się wówczas z wystrojem kościoła? - pozostaje pod znakiem zapytania. Wiadomo tylko z informacji podanej przez XIX-wiecznego kronikarza miasta, Franza Henkego, że znajdujący się w nim ołtarz z przedstawieniem Męki Pańskiej, wykonany w 1680 r., został ustawiony w kościele parafialnym. Niestety, ołtarz ten nie zachował się. Być może jednak z kościoła Świętego Krzyża pochodzi też przechowywany obecnie w archiwum parafialnej świątyni pozłacany relikwiarz w kształcie monstrancji z ok. 1700 r. z relikwiami właśnie Świętego Krzyża.
W taki w każdym razie sposób przestał istnieć, po prawdopodobnie czterech wiekach trwania na straży wiary katolickiej i w służbie - powiedzielibyśmy dziś - ekumenizmu, kościół pod wezwaniem Świętego Krzyża. Nie odbudowywano go już, bo nie był widocznie potrzebny. Jedynie dla upamiętnienia miejsca, w którym stał, wkopano w ziemię - podobno dokładnie pod ołtarzem głównym - wysoki, drewniany krzyż, a tam m.in., gdzie spoczywają dawne pokolenia wodzisławian, wybudował w okresie międzywojennym dr Lucjan Mende, znany wodzisławski lekarz i społecznik, masywną willę mieszkalną. Krzyż znalazł się tuż za płotem odgradzającym willę od placu, który po II wojnie światowej nazwano Placem I Czechosłowackiej Brygady Pancernej, i dlatego zapewne dotrwał do chwili obecnej. Kilka lat temu przemianowano ów plac na Plac Świętego Krzyża, a przed paroma dniami poświęcono wzniesiony na nim nowy krzyż, który przez kolejne, długie lata przypominał będzie następnym pokoleniom wodzisławian o niegdysiejszym kościele Świętego Krzyża.
Paweł Porwoł