Znam duszę organów
Dźwięk tego instrumentu poraża słuchacza swą monumentalnością i głębią tonów wydobywających się z wielu, różnej długości i grubości, piszczałek. Są organy olbrzymie i sławne, są też małe, posadowione w wiejskich kościółkach. Jedne i drugie wymagają napraw, konserwacji, remontów. Ktoś to musi zrobić i jest on nam najczęściej nieznany, że nie wspomnę o metodach jego pracy. Jeśli chcecie jednak poznać takiego fachowca, to zapraszam.
Nie można o nim lapidarnie powiedzieć, że naprawia i stroi organy. Oczywiście jest to zgodne z prawdą, ale określa tylko manualny zakres jego czynności - a i to nie do końca. W tej pracy trzeba znać się na stolarstwie. ślusarstwie i jeszcze paru innych rzeczach. Praktycznie być „złotą rączką”. Ja myślę, - dodaje po chwili zastanowienia Rudolf Kuźnik - że nawet jak się jest dobrym rzemieślnikiem, to jest to i tak mało. Organów trzeba uczyć się całe życie, gdyż każdy ich egzemplarz jest niepowtarzalny.
Pan Rudolf związał się z tym zawodem jako 14-letni pomocnik, w firmie wuja. Przechodził wszystkie szczeble wtajeminiczenia, a że oprócz tzw. ucha, niezbędnego w tym fachu, był zdolny, dość szybko uzyskał papiery mistrzowskie. Na sławę i uznanie go za mistrza na Śląsku, musiał zapracowywać przez długie lata. Największymi, wśród wielu organów, które konserwował i naprawiał pan Rudolf, były te od świętego Józefa w Bytomiu. Musiał wtedy mistrz Kuźnik sprawdzić brzmienie i dokonać intonowania 5 tysięcy piszczałek i puzonów. Do tego trzeba jeszcze dodać konserwację i uzupełnienia dokonywane na kontuarze. „Kontuar” - to rząd klawiatur i przycisków, na których gra organista. Dla przykładu podam, że wodzisławskie organy, znajdujące się w kościele p.w. Wniebowzięcia NMP, mają 27 rejestrów oraz 32 głosy. Trzeba też wiedzieć, że „jeden głos” oznacza, iż grają 3 lub 4 piszczałki naraz. Jedna taka piszczałka może być wielkości 2 milimetrów lub nawet 5 metrów. Wszystkie piszczałki i puzony są rozbieralne u podstawy, gdzie umocowane na podstawie, znajdują się powyginane we właściwym kształcie blaszki... Co i jak dalej, zapytajcie lepiej samego mistrza.
Sęk w tym, - mówi pan Rudolf - że nikt nie chce pracować w tym zawodzie. Rozumiem, że możliwości i talent ograniczają liczbę chętnych. Poza tym, nie widzę przeszkód, by uczyć się tej pięknej sztuki. W naszym terenie organów jest bardzo dużo. Ja sam jeździłem nawet w opolskie, gdzie konserwowałem, a nawet dorabiałem pewne elementy, do instrumentu wykonanego jeszcze w zeszłym wieku. Nie mam jednak uczniów i firmę musiałem zawiesić. Owszem, miałem jednego zdolnego. Zrobił papiery mistrzowskie, a teraz mieszka i pracuje za granicą. Miałem potem, ale tylko parę miesięcy, ucznia, który chciał pracować tylko przy kontuarze. Najważniejsza praca za to jest wewnątrz organów. Tu się znajduje ich dusza i to ją trzeba leczyć. Po to, by leczyć, trzeba ją czuć. Tej wiedzy nie zdobędzie się siedząc na dole.
J.A.B.