Sercem haftowane
W Galerii Towarzystwa Miłośników Ziemi Wodzisławskiej można obejrzeć wystawę figurek aniołów z masy solnej autorstwa Augustyny Stabli. Rok temu wystawiała ona w okresie przedświątecznym również aniołki, ale drewniane. Jednak wykonywanie tego rodzaju dzieł jest dla artystki z Godowa tylko swego rodzaju hobby - odpoczynek od zasadniczej pracy. A jest nią ręczne haftowanie sztandarów.
Spodobało mi się to i teraz siedzę i lepię, potem wypiekam figurki w piekarniku - mówi Augustyna Stabla. Nie robię tego dla zarobku, zawsze z okazji świąt przygotowuję wystawę u pani Stefanii Klimek w Galerii. Od 20 lat zajmuję się haftowaniem sztandarów, wykonałam ich przez ten czas już około 250. Bardzo często zamawiają je organizacje kościelne, strażacy, górnicy oraz myśliwi. Roboty mi nie brakuje, mam zamówienia na kilka miesięcy naprzód i to z całej Polski. Zamówienie złożyło nawet koło łowieckie aż ze Szczecina. Wykonanie jednego sztandaru trwa około pół-tora miesiąca, wszystko wyszywam ręcznie. Zamawiający bardzo często o to pytają, czy nie są naszywane jakieś aplikacje, czy twarze postaci nie są malowane, i czy haft nie jest przypadkiem maszynowy. Wszyscy podkreślają, że ma to być ręczna robota.Najczęściej zleceniodawcy życzą sobie tradycyjne wzory i kolory, sztandary strażackie i kościelne mają zwykle bogatszą ornamentykę niż inne. Projekty wykonuje mąż pani Augustyny - Franciszek Stabla, bardzo rzadko się zdarza, żeby zamawiający przychodzili z gotowym własnym wzorem. A często zdają się całkowicie na doświadczenie państwa Stablów - zamówienia przysyłają pocztą. We wzornictwie sztandarów nie ma jednak żadnych mód, wszystko jest osadzone w tradycjach. Bardzo rzadko zdarza się, by ktoś sobie zażyczył koloru tła odbiegającego od innych sztandarów tego samego rodzaju.
Moja mama haftowała, prowadziła nawet szkołę robot ręcznych, ja wyrastałam w takiej atmosferze - wspomina Augustyna Stabla. Uczyłam się w Liceum Plastycznym ale po wyjściu za mąż nie było mowy o podjęciu pracy. Mamy troje dzieci, zajmowałam się ich wychowaniem i zaczęłam haftować. Kiedyś ze szkoły w Krostoszowicach chcieli, żeby im wyhaftować sztandar. Zgodziłam się to zrobić. Były to ciężkie czasy, nie było odpowiednich materiałów, wyszywałam więc na podszewce. Był to taki chrzest bojowy dla mnie. Spodobała mi się taka praca, okazał się to strzał w dziesiątkę. Jest to dla mnie praca, która daje dużo satysfakcji, nie wyobrażam sobie, żebym mogła robić coś innego. Kiedyś był problem z uzyskaniem odpowiedniego materiału i nici, przywoziło się z Czech i Niemiec. Gdy ktoś tam wyjeżdżał prosiłam, żeby mi przywiózł potrzebne rzeczy. Teraz wszystko można kupić w hurtowniach.
Franciszek Stabla jest z kolei znany w naszym regionie z malowania ikon oraz kopii obrazów starych mistrzów. W latach 50. chodził do Ogniska Plastycznego w Rydułtowach, gdzie uczył się malarstwa i rzeźby pod kierunkiem Ludwika Konarzewskiego. Potem na dłuższy czas musiał przerwać działalność plastyczną, żeby zarobić na utrzymanie rodziny, zajął się czymś innym.
Dopiero w latach 80. zacząłem bardziej regularnie malować - opowiada Franciszek Stabla. Po wybudowaniu domu miałem już własny kąt do takiej działalności, mogłem urządzić pracownię. Zawsze mnie pociągały ikony i zacząłem je malować. Kiedyś trudno było dostać książki i albumy o takiej tematyce, przywoziłem je z zagranicy. Obrazki i reprodukcje często dostarczali mi znajomi księża. Teraz już nie ma takich problemów, nie trzeba tyle szperać, gonić i wyszukiwać. Namalowałem już ponad 300 ikon, w domu pozostało ich około 30. Każda jest inna, wzory się nie powtarzają. Nieraz przychodzą księża, przynoszą obrazek i proszą o zrobienie na jego podstawie obrazu. Zacząłem również kopiować dzieła wielkich mistrzów. Pierwszym takim obrazem była kopia Rembrandta na drewnianym klocku. Po latach doszedłem do wprawy, nie boję żadnej rzeczy, kopiuję także duże obrazy. Ostatnio wykonałem „Altanę” Gierymskiego co było bardzo trudne ze względu na oddanie przebłysków światła. Pracuję nad obrazem Cheł-mońskiego „Babie Lato”. Sprawia mi to wiele satysfakcji, mogę się zmierzyć z arcymistrzami, sprawdzić w jakim stopniu jestem w stanie dobrze ich naśladować.
Do wprawy dochodzi się latami, wymaga to wiele cierpliwości. Czasem pan Franciszek jeden element przemalowuje kilka razy, żeby oddać go tak jak jest w oryginale. Przy malowaniu pierwszych ikon trzeba było się wiele namęczyć, teraz wiele rzeczy przychodzi dużo łatwiej. Ikon pozazdrościła mężowi pani Augustyna i zaczęła je… haftować. To praca bardzo czasochłonna, wymagająca wiele zręczności. Trzeba przecież cieniutką nitką oddać wszystkie szczegóły znajdujące się na obrazie.
Bardzo męczyłam się przy haftowaniu obrazu św. Mateusza - wspomina Augustyna Stabla. Trudno było odpowiedni wyszyć włosy, ale w końcu udało się. Tę pracę mam teraz za swój majstersztyk. Niedawno zjawiła się u mnie kobieta, która chce, żeby jej wyhaftować wizerunek Chrystusa z całunu Turyńskiego. To będzie niełatwa praca, wszystko przecież polega na odpowiednim wycieniowaniu, ale będę to robiła. Przy haftowaniu obrazów bardzo przydało się doświadczenie zdobyte w trakcie pracy nad sztandarami. Podstawą wszystkiego jest odpowiedni rysunek, gdybym nie potrafiła malować, nie wzięłabym się za haftowanie. Mam nadzieję, że córka przejmie po mnie rodzinne tradycje, haftuje ładnie, wykonała już parę obrazków bez mojej pomocy.
(jak)