Prezydent Wojciechowicz nie widział dotąd tak młodych, a już złotych jubilatów
Jacek Wojciechowicz debiutował na raciborskiej ceremonii Złotych Godów w Pałacu Ślubów. Przyznał Nowinom, że nie pamięta, by jako wiceprezydent Warszawy brał udział w takich uroczystościach, bo miał wtedy inny zakres obowiązków. Włodarza przywitano na imprezie oklaskami, a on odwdzięczył się komplementem jubilatom, których uznał za wyjątkowo młodych, jak na 50-lecie pożycia małżeńskiego.
Dla świętujących jest to szczególna chwila. Wielu z nich pamięta urząd stanu cywilnego sprzed generalnego remontu, a od tego upłynęło już 16 lat. Prezydent Wojciechowicz też wspominał, drewniane elementy na piętrze, których już tu nie ma. – Nie każdy zwracał uwagę na otoczenie, bo w tak ważnym życiowo wydarzeniu brał udział – zauważył włodarz.
Dostojnych jubilatów przywitała kierownik USC Katarzyna Kalus. Wyjaśniła, że prezydent Raciborza odznaczy ich medalami za długoletnie pożycie, ale odznaczenia nadane są przez prezydenta RP dla małżonków, którzy są razem co najmniej 50 lat. – To dowód uznania dla trwałości związku małżeńskiego i rodziny. Pół wieku temu złożyli państwo ślubowanie. Byliście młodzi, u wiosny życia, ale obietnice były dojrzałe i dziś wypełnione, bo ta uroczystość jest tego dowodem – powiedziała K. Kalus. Podkreśliła przykład wzajemnego oddania małżonków. – Podążajcie dalej tą drogą w jak najlepszym zdrowiu – zaznaczyła.
Prezydent Raciborza Jacek Wojciechowicz uznał, że złote gody to piękna, podniosła uroczystość. – Obiecać można wiele, a ile te słowa są warte, życie weryfikuje. Państwo dowodzicie wierności przysięgi, wypełniliście ją w 100% – podkreślił. Życzył jubilatom spojrzenia z optymizmem w przyszłość, bo są wciąż młodzi, fantastyczni. – Proszę się nie śmiać. Jak tu wszedłem, to pomyślałem, jak młodzi ludzie obchodzą taki zacny jubileusz – powiedział prezydent.
Jubilaci mówili Nowinom, że w dobrym związku potrzebne są przede wszystkim ustępliwość i zaufanie, a do tego oczywiście miłość. Tak jest u państwa Telejków, którzy mieszkali w jednej wsi i znają się od dziecka. – To musi być także coś z przeznaczenia – uśmiechała się jubilatka. Do Raciborza przenieśli się z lubelskiego za chlebem – on został górnikiem, a on pracowała w sklepach Społem i w spółdzielni mieszkaniowej.
W szkole średniej poznali się i zakochali państwo Jaroszewiczowie. Edukację pobierali w technikum rolniczym w Namysłowie. – Z mojej klasy dziewczyny nie wpadły mi w oko, a przyszłą żonę znalazłem w młodszej klasie. W 1981 znaleźliśmy się w Raciborzu, tu wybudowaliśmy dom. Ja pracowałem w spółdzielniach produkcyjnych, w kółkach rolniczych, a wybraliśmy Racibórz na miejsce do życia – wspominał małżonek. Jaroszewiczowie stawiają na miłość i posłuszeństwo i jak najmniej kłótni.
Państwo Kastelikowie obchodzili już 60-lecie. Ich uczucie zrodziło się na Wielkanoc, w Gilowicach pod Żywcem. – Był śmigus-dyngus, żona mnie polała i od tego się zaczęło, ona góralka się nie dała, wyprzedziła mój zamiar – mówił Nowinom Józef Kastelik znany w mieście prawnik (prokurator i radca prawny) oraz przedsiębiorca. Małżonka pracowała m.in. w Ekonomiku jako nauczyciel przedmiotów zawodowych. – Jako stypendysta z uczelni wrocławskiej mogłem sobie wybrać miasto, gdzie podejmę pracę, a że Unia grała wtedy w I lidze i ja byłem kibicem to przyjechaliśmy tutaj – powiedział Kastelik. Ta para podkreślała, że w związku pomagają wspólne zainteresowania, troska o rodzinę. – Trochę cierpliwości też trzeba. Dzięki Bogu tak to leci, a problemy trzeba przezwyciężać – powiedzieli nam jubilaci.
(ma.w)