Chleb za 50 zł? Rolnicy chcieli opowiedzieć posłom, dlaczego protestują. Tylko jeden przyjechał ich wysłuchać
– Stół, do którego zaprosiłem posłów i senatora z naszego okręgu wyborczego jest prawie pusty – tak zaczął spotkanie rolników z politykami radny powiatowy Łukasz Mura. 12 lutego zaprosił do świetlicy w Bolesławiu parlamentarzystów wszystkich opcji politycznych. Z tego grona pojawił się tylko Michał Woś. Inni albo wskazali inne zajęcia, albo nie odpowiedzieli. Rolnicy frekwencyjnie nie zawiedli, opowiedzieli, co ich boli.
Prawie pusty stół dla gości
Piękna sposobność, rodzinna atmosfera – tak mówił o okolicznościach spotkania jego organizator radny Mura. Wspólnie z rolnikami, z którymi stara się o dzierżawę gruntów po Agromaxie i przeprowadził rolniczy protest na trasie Rudnik – Zabełków chciał przybliżyć problematyczną sytuację w rolnictwie w regionie. Zaadresował spotkanie do posłów i senatora, zaproszenia wysłał wszystkim 7 dni przed wydarzeniem. – Dziś stół jest prawie pusty. Prawie, bo zdecydował się przyjść i posłuchać nas tylko poseł Michał Woś – tłumaczył na początku Ł. Mura.
Powiedział, że Łukasz Osmalak z Trzeciej Drogi miał inne zajęcia. – Gabriela Lenartowicz z PO nie odpowiedziała mi w ogóle, ani na mejla, ani na sms, byłem w biurze poselskim, zostawiłem zaproszenie. Pan senator Henryk Siedlaczek poinformował, że jest dziś na komisji sejmowej, której tematyką jest bezpieczeństwo Puszczy Białowiejskiej. Odparłem, że chyba rolnictwo w powiecie, gdzie go wybrano jest ważniejsze, ale nie odpowiedział mi na to – wyliczał Mura przyczyny nieobecności zaproszonych polityków.
Co złego się dzieje? Dlaczego są protesty?
– Jak na dożynki, to wszyscy przyjeżdżają – rzucił z sali jeden z uczestników, a reszta skwitowała to śmiechem.
Po chwili spóźniony dotarł na spotkanie Kamil Kelner dyrektor biura poselskiego Pawła Jabłońskiego z PiS.
– Chcemy dialogu, żeby przedstawić sytuację, ale nie ma większego odzewu i to nam daje do myślenia. 20 lutego protestujemy w Gorzyczkach, skoro tu jest takie podejście posłów, to i nasz protest będzie zaostrzony – zapowiedział Mura.
Ułożył scenariusz spotkania tak, aby kilku wytypowanych wcześniej rolników powiedziało „co się złego dzieje, dlaczego protestujemy”. – Mamy slogany na ciągnikach, są ogólne informacje, my chcemy więcej przekazać. Dlatego zaprosiłem media, bo chcemy jak najwięcej tych relacji. Chcemy żeby w miastach zrozumieli problemy wsi – podkreślił Łukasz Mura.
Chcą usiąść do stołu z urzędnikami
Pierwszego o wypowiedź poprosił Krystiana Kretka producenta mleka. Ten dziękował Wosiowi i Kelnerowi, że ktoś przynajmniej chce wysłuchać rolników z powiatu raciborskiego. Stwierdził, że europejski, unijny Zielony Ład narzuca branży ostre wymagania, nieadekwatne do obecnego rolnictwa.
– My wiemy, co jest dobre dla zwierząt, dla roślin. Żaden urzędnik z Brukseli zza biurka nie może narzucać nam wymagań ot tak. Potrzebne są konsultacje z rolnikami, zwłaszcza młodymi, przyszłościowymi rolnikami. To często są ludzie po specjalistycznych studiach. My chcemy zaproszenia do stołu, do rozmów, a wtedy wytłumaczymy w Warszawie, w Brukseli, co nas powinno obowiązywać – zaczął Kretek.
Krzysztof Kretek wymienił trzy najważniejsze postulaty rolnicze.
1. Sprzeciw wobec zmniejszenia zużycia środków ochrony roślin o 50%.
– Przecież my zużywamy ich najmniej w całej Europie. Holandia czy Niemcy – jak oni o tyle zmniejszą co my to i tak będą zużywać więcej niż w Polsce. Pamiętajmy, że to nasza polska żywność jest zdrowsza niż ta w większości Europy. My apelujemy do konsumentów: kupujcie produkty rodzime, krajowe, od nas – mówił rolnik.
2. Zamknięcie „tej nieszczęsnej” granicy z Ukrainą.
– Co to za zboże do nas wjeżdża. Ono nie spełnia norm polskich, europejskich. Jeśli jako kraj nie możemy zbadać całego zboża, które do nas wjeżdża, to jakim prawem w ogóle coś do nas wjeżdża? Jak my coś eksportujemy, to musimy spełnić wszelkie normy. Wiemy, że trwa tam wojna. Każdy z nas w jakiś sposób pomógł Ukraińcom, ale teraz to co się dzieje, to nasze rodziny na tym cierpią. My chcemy żyć godnie. Pozwólcie nam pracować, my kochamy naszą pracę. Chcemy, żeby państwo nie pozwoliło na zniszczenie miejsc pracy, zniszczenie tej ważnej grupy społecznej – rolników – podkreślił Kretek.
3. Nie zazdrośćcie nam tych milionowych dotacji.
– Sięgnęliśmy po środki unijne i mówi się, że rolnicy dostali miliony, a narzekają. Kiedyś nowy ciągnik kosztował 300 tys. zł. Jak tylko ruszyły dotacje, to ceny takich ciągników skoczyły do 500 tys. zł. My musieliśmy wziąć kredyty, żeby się utrzymać, żeby się rozwijać. My wydaliśmy te pieniądze, te dotacje. Zarobiły fabryki, zarobili ludzie związani z rolnictwem, nie zmarnowaliśmy tych środków – podsumował swą wypowiedź Kretek.
Do zebranych przemawiał poseł Suwerennej Polski – Michał Woś. – Interes rolników musi być na pierwszym miejscu. Zawsze będziecie mieli moje wsparcie i będę przekazywał wasze postulaty dalej. To są decyzje nie na poziomie Warszawy, ale eurokraci cofają się kiedy jest silny protest – mówił poseł Woś. Przypomniał, że jego partia – Suwerenna Polska sprzeciwiała się się „Piątce dla zwierząt”, „Fit for 55”. – Nawet do premiera wysyłałem protesty i zapłaciłem za to stanowiskiem ministra środowiska. Trzeba walczyć tak długo aż zwyciężymy – dodał.
Uczestnicy mówili, że podmioty skupowe mają problemy z płynnością finansową. – Nie dostajemy pieniędzy, nie inwestujemy i to działa jak kula śniegowa, w końcu się posypie. To się źle skończy dla Polski, dla Europy Zachodniej. Nam nie chodzi o dopłaty? Nie tędy droga. My chcemy zarabiać własnymi rękami – podkreślali rolnicy biorący udział w spotkaniu.
Cena w skupie niska, a w sklepie drogo
Łukasz Mura mówił, że w 2022 roku pszenica w skupie kosztowała 1800 zł. – Po ile jest dzisiaj? Po 610 zł paszowa. To jest trzykrotny spadek ceny – podkreślił radny z klubu PiS w Radzie Powiatu Raciborskiego. Spytał, czy konsument to odczuwa? Bo cena w sklepie powinna odzwierciedlać te obniżki. – Najbardziej poszkodowani są rolnicy, a w sklepie jest drogo. To zasługa firm przetwarzających mięso. Żadna nie jest z Polski, to są koncerny, tak jak z cukrowniami, których u nas krajowych już nie ma. Dlatego spadek cen skupu nie ma odbicia w cenie towaru na półce – skwitował Ł. Mura.
Mówiono też o problemach spółek, które sprowadzały zboże z Ukrainy. Jednemu z uczestników taka firma zalega z zapłatą od paru miesięcy. – Więcej jest takich zadłużonych firm. One dotąd nie wypłaciły za sprzedane zboże, a ja później widzę, że oni sprowadzali z Ukrainy zboże za 109 mln zł! Zamiast do polskich rolników pieniądze poszły na Ukrainę. Tam kupili tanio i dużo, ale to my ich kredytujemy, bo nam wcale nie płacą – narzekał rolnik.
Rolnik sobie poradzi, najwyżej złapie zająca w polu
Wypowiedział się były pracownik firmy produkującej kostkę pod boczniaka. Ta zbankrutowała, bo tańszą sprowadzano z Ukrainy i Rumunii. – Przez 1,5 roku dopłacaliśmy do interesu, aż go trzeba było zamknąć i to już druga taka firma w okolicach Raciborza, która się zamknęła – zaznaczył upadły przedsiębiorca branży rolnej.
– Dziś nasze zwierzęta hodowlane mają się lepiej w chlewni niż niejeden człowiek ma domu. Wszystko wypłytkowane, sucho, ciepło. Ludzie takich łazienek nie mają, jak świnie czy krowy. Komuś zależy, żeby zniszczyć europejskie rolnictwo, ściągnąć chińskie badziewie. Bo oni za jednego juana zrobią. Później będzie jak w covidzie, nie było części do samochodów i wszystkie fabryki stanęły. My sami przeżyjemy, mamy tucznika, najwyżej chwycimy zająca na polu – padło także w trakcie dyskusji.
(ma.w)