Farma fotowoltaiczna pod markowickim lasem wzbudza strach u jej sąsiadów
Sąsiedztwo „setek paneli fotowoltaicznych” martwi markowiczan. Zwracają uwagę na bliskość rezerwatu przyrody z ptactwem i zwierzyną. Na spotkaniu z prezydentem Polowym, to jego wskazywano za winnego dopuszczenia do takiej inwestycji. Włodarz wskazał, że teren jest prywatny, a jemu przyszło tylko dopełnić urzędniczej formalności, której nie mógł zaniechać.
Zaczęło się od słów w oskarżycielskim tonie skierowanych do Dariusza Polowego: to pan wyraził zgodę na postawienie farmy fotowoltaicznej na granicy Łężczoka! Wypowiedział je mieszkaniec Markowic na tegorocznym spotkaniu dzielnicowym prezydenta.
Rezerwat i setki paneli
Dopytywał, co urząd ma z takiej farmy w Markowicach? Podał, że teren pod nią udostępniła miejscowa parafia katolicka. – Teraz będziemy patrzyli na setki paneli fotowoltaicznych. Dajemy kupę pieniędzy na rezerwat, tam coraz więcej ptactwa, zwierzyny. I teraz na panele pójdą sobie popatrzeć? – dziwił się sąsiad farmy.
Dodał, że od strony rezerwatu, z rejonu Babiczoka słyszy często strzały. – Walą tam z jakichś pukawek, psy się tego boją, nawet te wielkie – opowiadał raciborzanin.
Uznał za paradoks, że władza wpierw stawia na ochronę przyrody, „po czym kopie sobie w kolano”, godząc się na fotowoltaikę przy rezerwacie.
– My nic z tego nie mamy. Co pan prezydent będzie miał z tego? Jest tyle pól wkoło, a tu między domami a rezerwatem stawiają farmę. To jest jedno wielkie nieporozumienie. Czy mieszkańcy w ogóle o tym wiedzą? Pan prezydent podpisał zgodę, choć ja protestowałem. Wkoło mieszkają sami starsi ludzie. Ja jedyny chodziłem się o to pytać. Taka farma oszpeca Łężczok. To jest chyba zagrożenie, tak na granicy Łężczoka? A jak jeszcze się zapali? Pana na stołku już nie będzie, ale będą panu za to „dziękować” – mówił na spotkaniu mieszkaniec Markowic.
Gdzie są ekrany oddzielające?
Przewidywał, że za 20 – 30 kiedy panele zostaną już wykorzystane, Markowice zostaną z problemem. – Ja jestem za indywidualną fotowoltaiką, ale nie za takimi farmami – tłumaczył uczestnik spotkania. Dziwił się, że decyzji o lokalizacji farmy nie konsultowano z mieszkańcami, bo oni nie mają o tym pojęcia. Tymczasem budują się w jej pobliżu. – Tam będą falowniki, będzie zgrzyt, powinny być jakieś ekrany oddzielające – wskazał mężczyzna, który później powiedział, że jest przedsiębiorcą.
Prezydent Raciborza Dariusz Polowy oświadczył, że z tej farmy będzie miał tyle co wskazujący na jego winę mieszkaniec. Mówił, że złożono wniosek o wydanie warunków zabudowy, a w miejscu pod farmę nie było uchwalonego przez Miasto planu zagospodarowania przestrzennego.
Mieszkaniec tłumaczył, że to na wniosek parafii dokonano zmiany z terenów rolnych na gospodarcze, a wcześniej przez 30 lat był w tym miejscu obszar dla rolnictwa, zboże było. – Zrobili nieużytki, rolnik jeszcze sieje, ale na wiosnę stanie farma – usłyszeli obecni na spotkaniu dzielnicowym.
– Pan nie dba o nas, a my będziemy mieli krzywdę. Zgodził się pan na krzywdę dla tego społeczeństwa, przez farmę nie będą mogli odebrać prądu i całe Markowice będzie stało ze względu na farmę – prognozował autor uwag pod adresem Polowego.
Prezydent nie mógł postąpić inaczej
Włodarz uznał, że należy rozdzielić dwa wątki rozmowy i wyjaśnił, że jeśli ktoś złoży wniosek o warunki zabudowy, to prezydent miasta ma obowiązek je wydać, nie może odmówić. Powiadomieni są przy tym sąsiedzi, jednak kiedy liczba stron postępowania jest wyższa niż 10 podmiotów, to wystarcza obwieszczenie – np. na urzędowej tablicy ogłoszeń. Dariusz Polowy oznajmił, że wtedy każdy ma prawo zgłosić uwagi, ale nie działa to tak, że te uwagi wstrzymają budowę. Jak prawo na to zezwala, np. na farmę to można ją wszędzie budować. – Nie ma możliwości niewydania takiej zgody – podkreślił prezydent.
Jego adwersarz tłumaczył, że farma znajdzie się blisko innych instalacji fotowoltaicznych, w pobliżu linii wysokiego napięcia. – Ja to panu napisałem i dostałem informację, że pan wydał warunki zabudowy – odparł markowiczanin.
Polowy tłumaczył, że nie on sam przygotowuje takie stanowiska prezydenta. – Jeśli otoczenie prawne nie przewiduje ograniczeń, to nie możemy ich wydać – powtarzał włodarz Raciborza.
Mieszkaniec wskazywał, że do terenu przyszłej farmy nie ma dojazdu, jest tylko droga polna do boiska. – Temu nikt się nie sprzeciwia, bo ludzie tam mieszkający mają po 70 lat, im jest obojętnie. A to się dzieje koło rezerwatu. Jak można na takie cuda pozwalać? – wracał do swej tezy protestujący raciborzanin.
Serie jak z automatu
Polowy skomentował, że rozumie człowieka, który jest rozemocjonowany. Uspokajał, że Miasto zakładając fotowoltaikę na szkole czy przedszkolu musi spełnić określone warunki postawione przez Tauron. – Gdybyśmy chcieli wybudować coś innego, to w Raciborzu graniczy z cudem żebyśmy dostali przyłącze. Już dostawaliśmy odmowy i informacje, że po rozbudowie infrastruktury zapewnią przyłącza. Nie ma tak, że można przyłączyć, ile się chce. Po uzyskaniu warunków zabudowy inwestor musi się dostosować. Nie wiem, czy jest zapewnienie drogi, dodatkowe przyłącze. Jeśli farma znajdzie się w otulinie rezerwatu, to są ograniczenia, że pewnych rzeczy nie można robić – przekonywał D. Polowy.
Zaprosił mieszkańca, który zgłosił temat na rozmowę osobistą do magistratu. Ten odparł, że farmę należy zahamować, próbować zablokować. I jeszcze prosił prezydenta, by rozeznał temat ze strzelaniem przy Babiczoku. – Tam jak z automatu idą serie – skwitował. Włodarz zaznaczył, że kiedyś słyszał informację nieoficjalną, że na stawach hodowlanych ich właściciele nie darzą sympatią ptactwa wodnego i je odstraszają. – Zgłoszone, zapisane, sprawdzimy – podsumował w Markowicach prezydent Raciborza.
(ma.w)