Justyna Święty-Ersetic: biegam już bez bólu
Zmagająca się przez parę miesięcy z kontuzją ścięgna Achilessa sprinterka z Raciborza podtrzymuje swoje aspiracje o starcie w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Paryżu. W piątek 3 listopada odwiedziła zapaśników – podopiecznych swego męża Dawida Ersetica trenera dzieci i młodzieży w MKZ Unia Racibórz. Była okazja by zadać jej parę pytań.
– Czyżby myślała pani o zmianie dyscypliny? Widziałem, jak mocuje się pani z prezesem Ryszardem Wolnym. Łączy was posiadanie medali olimpijskich.
– Zapasy to mogę zrobić na zimę, o czym powiedziałam panu Ryszardowi, jak pytał mnie żartem, kiedy wychodzę walczyć na matę. To na pewno nie jest moja bajka, tym zajmuje się mąż, który ma tu w Unii liczne grono swoich podopiecznych.
– Odkąd wróciła pani z olimpiady w Tokio powtarza pani, że marzeniem jest wyjechać na kolejne igrzyska do Paryża w 2024 roku. Czy cel wciąż jest w zasięgu?
– Jestem w ponownym treningu od września. Wyleczyłam dokuczliwą kontuzję i coraz więcej rzeczy mogę robić. Najważniejsze, że biegam bez bólu i po dość długiej przerwie udaję się na zgrupowanie. Nie mogłam się go doczekać. Naprawdę zdążyłam za tym rytmem zatęsknić. Zatem przygotowania do startu w Paryżu trwają i mam nadzieję, że będą przebiegać w zdrowiu.
– Bez pani słynne Aniołki nie radzą sobie tak wyśmienicie jak w czasach, kiedy pani była w tym gronie. Pomoże im pani? Trener Matusiński bardzo zabiega o pani powrót.
– Radzą sobie, jest zaplecze, są świetne dziewczyny. Trener Matusiński jest moim trenerem klubowym i zależy mu, żebym odbudowała formę. Zależy mu tak jak i mnie, bo chcę kolejny raz reprezentować Polskę na igrzyskach.
– Ostatnie miesiące to pani praca także z psychologiem. W kilku wywiadach przyznała pani, że przeżywała trudne chwile, zmagała się z depresją.
– Miałam już wcześniej epizody w karierze, gdy pomagał mi psycholog, ale zazwyczaj wychodziłam z założenia: sama dobie poradzę z kryzysami. W tym roku potrzebowałam wsparcia psychologicznego dużo więcej. Uważam jednak, że wszystko co się działo, wyszło mi na duży plus. Jestem teraz głodna biegania i staram się patrzeć w przyszłość w pozytywny sposób.
– Zanim dojdzie do igrzysk w stolicy Francji, będzie można panią zobaczyć w innych zawodach?
– Możliwości startu będzie wiele, przede mną np. zawody halowe, ale jeszcze się nie deklaruję na startowanie. Na pewno duży sprawdzian czeka biegaczki w okolicy przyszłorocznej majówki. To będą nieoficjalne mistrzostwa sztafet i tam odbędzie się rywalizacja o kwalifikacje olimpijskie. Są też po drodze mistrzostwa kontynentu.
– Skoro rozmawiamy w obiektach zapaśniczej Unii, to dostrzega pani jakieś podobieństwa między zapasami a swoją dyscypliną?
– To jednak dwie zupełnie inne dyscypliny. Zapasy są ogólnorozwojowe, dużo pracy jest w siłowni, do tego dużo biegania, zajęć jest wiele, ale upór, determinacja i dążenie do celu są takie same jak w moich sprintach.
– Powtarzała pani już parokrotnie, że dziś wynik 53 sekund na pani koronnym dystansie nie wystarczy by myśleć o starcie na paryskiej bieżni. O jakim rezultacie pani marzy?
– Muszę pobić swój rekord życiowy i wierzę, że stać mnie na to. Wszystko jednak zależy od zdrowia i mam nadzieję, że ono mi dopisze.
Rozmawiał Mariusz Weidner