Mieszkaniec Tworkowa zniesmaczony postępowaniem Urzędu Gminy w Krzyżanowicach: To żałosne, że publicznie musimy dochodzić swoich racji
Mieszkaniec Tworkowa nie szczędzi słów krytyki wobec Urzędu Gminy w Krzyżanowicach. To pokłosie odpowiedzi, którą urząd wystosował na zapytanie portalu Nowiny.pl i tygodnika „Nowiny Raciborskie”. – Odnosi się wrażenie, że jesteśmy naciągaczami, bo gmina wszystko dała i konsultowała z nami. Tylko kiedy? – pyta Krystian Pientka.
Wracamy do tematu remontu ul. Długiej w Tworkowie, który opisywaliśmy w artykule pn. „Z tym problemem mieszkaniec Tworkowa walczy od kilku lat. Gmina Krzyżanowice temat uważa za zamknięty” – tekst można przeczytać w naszym portalu, pod adresem: www.nowiny.pl/223499.
Przypomnijmy w skrócie, o co rozbija się problem. Ma to związek z szerokim murem oporowym, który znajdował się przy posesji państwa Pientków. Ten w trakcie realizacji w części przez drogowców został wyburzony. I właśnie chodzi o wolną przestrzeń, która została po wyburzonym murze. Właściciele posesji od razu byli gotowi zapłacić za wybrukowanie tego fragmentu firmie, która realizowała remont drogi, ale odbijali się od ściany. – Mówili nam, że oni nie są decyzyjni i mamy w tej sprawie rozmawiać z wójtem, ale ciągle nie miał dla nas czasu – rozkłada ręce mężczyzna. Później firma się zebrała, bo remont skończyła, a problem państwa Pientków pozostał nierozwiązany. – Otrzymaliśmy jedynie od gminy płyty z odzysku do wybrukowania posesji, ale połowa z nich nie nadawała się już do użytku. To nie tak powinno wyglądać – denerwuje się tworkowianin.
Sytuacja boli go tym bardziej, bo uważa, że inni mieszkańcy mający dom przy remontowanym odcinku mogli liczyć na większą przychylność ze strony gminy. Inaczej jednak temat przedstawia Urząd Gminy w Krzyżanowicach. Wicewójt Wolfgang Kroczek argumentuje, że na każdym etapie prowadzenia inwestycji, od przygotowania projektu do realizacji, prowadzone były rozmowy z właścicielami posesji. – P. Pientka planowali wymianę ogrodzenia, jednak w momencie, gdy dowiedzieli się o planowanej przebudowie drogi, wstrzymali się z pracami do czasu rozpoczęcia przebudowy ulicy Długiej, ponieważ inwestycja wiązała się z umocnieniem skarpy, na której dotychczasowe ogrodzenie było posadowione – zaznacza.
Wolfgang Kroczek w odpowiedzi do redakcji Nowin stwierdza, że gmina uważa temat za zamknięty. Na odpowiedź reaguje pan Krystian. Wystosował swój list, który trafił do redakcji Nowin. – Jest to żałosne, że musimy dochodzić racji publicznie, bo wójt nie znalazł czasu dla swoich mieszkańców – pisze wprost. Obok w całości publikujemy dostarczone nam pismo.
(mad)
Szanowny Panie Wójcie,
Po przeczytaniu artykułu w „Nowinach Raciborskich” w sprawie remontu ul. Długiej i Zachodniej odnosi się wrażenie, że jesteśmy naciągaczami, bo gmina wszystko dała i konsultowała z nami. Tylko kiedy?
Dwa razy czatowaliśmy pod urzędem gminy i był Pan na miejscu, ale kiedy prosiliśmy o spotkanie, wysłał Pan niedecyzyjnego pracownika. Prosiliśmy oficjalnie o termin spotkania, zostało to bez odpowiedzi. Wynajęliśmy adwokata, który po pół roku zrezygnował ze sprawy, twierdząc, że nie ma podstaw. Ale oficjalnie był zatrudniony w urzędzie gminy jako radca prawny. To daje dużo do myślenia. Prosiliśmy o pomoc panie posłanki: Lenartowicz i Glenc, które też nie mogły doprowadzić do konfrontacji z Panem. Przy ostatnim naszym przypadkowym spotkaniu podczas otwarcia nowego basenu w Tworkowie powiedział Pan, żeby się umówić w przyszłym tygodniu, ale znów do tego nie doszło.
Piszecie, że planowaliśmy wymianę ogrodzenia, a to nieprawda. Do wymiany były dwa słupki i siatka, co może potwierdzić sołtys. Reszta była w nienagannym stanie, jeszcze rok wcześniej był malowany. Zmuszeni byliśmy go wymienić z powodu zmiany granic działki, którą nam gmina zafundowała i to był prawie metr przy wrotach, to zdeformowało całe ogrodzenie. To gmina wytyczyła starą i nową drogę, i zdecydowała o postawieniu muru w nowej granicy. Byliśmy w urzędzie gminy i podpisaliśmy prośbę o nieprzesuwanie granic naszej posesji ze względu na ogrom prac, ale powiedziano nam: „że tę sprawę trzeba wyprostować”.
Piszecie, że konsultowano z nami jaki to ma być mur oporowy. Odpowiedź była jedna „że jestem laikiem w tych sprawach i ma tylko wytrzymać 40 lat jak nasza skarpa”. Dalej sugerujecie, że na naszą prośbę wydłużono mur oporowy, co mija się z prawdą. W czasie prac doszło do przerwania wodociągu, woda z błotem zalewała naszą posesję przez kilka godzin. Zalana została piwnica i zabudowania gospodarcze. Powtórka tej sytuacji była 26 czerwca, tym razem w czasie ulewy, gdzie znowu zalało podwórze i garaż. Zerwany wodociąg podmył płyty chodnikowe. Wtedy żona nie wytrzymała, wzywając komisję, która to potwierdziła i nakazała posadowić obrzeża, poprawić spady przy garażu.
Następną kwestią jest likwidacja skarpy. Wykonawca nie zaproponował żadnego pomysłu na postawienie muru oporowego bez naruszania skarpy. Do tego doszła sprawa oddania po 40 latach 26 m. pasa drogi. Ta sytuacja wręcz wymusiła powyższe roboty. Tak to trzeba było najpierw zabezpieczyć z tyłu skarpę, ale tego nie zrobiono i plac byłby nienaruszony.
Piszecie, że to zrobiono, żebyśmy sobie na murze powiesili ogrodzenie. Nie było problemu, by postawić tam dłuższe słupki, pytaliśmy p. inżyniera, który nie widział żadnych przeszkód. Tak więc podsumowując, nie miał Pan wójt pojęcia o zaistniałej sytuacji. Nawet laik widzi jaka jest różnica terenu na naszej posesji. Jak to wygląda prawnie, czy ten mur zrobiono dla nas, czy żeby droga w tym miejscu się nie wypaczyła? Takie murki postawiono jeszcze na dwóch innych posesjach w tym samym celu.
Panie wójcie, jestem rozżalony, że na nasz koszt usunęliśmy szkody powodziowe, dobrukowaliśmy plac, z którego również korzystała firma, która podczas budowy muru oporowego, co trwało około 2 tygodnie, stawiała transport na posesji, który spowodował dewastację powierzchni. Płyty do wybrukowania obrzeży dostarczyła nam gmina – były dobrej jakości, ale różnej grubości, więc cztery palety należało wywieźć z podwórza. Co więcej, wykonawca drogi niedobrukował nam wejścia do furtki, jak w przypadku innych mieszkańców – pozbawiono nas więc chodnika, z którego korzystaliśmy przez 40 lat.
Ciekawi mnie też, dlaczego za odpłatnością z naszej strony, pomimo próśb, nie doprowadziliście do używalności naszego podwórza. Kiedy pytaliśmy o to kierownika firmy, ten mówił nam, że „mam związane ręce. Pan wójt nie wyraził zgody na prace w czasie dniówki”. Dlaczego na innych posesjach podczas dniówki brukowano podjazdy do ogrodu ok. 2 metry, do podwórza ok. 5 metrów, wyrywano drzewa i to wszystko podczas godzin roboczych?
Urząd gminy naraził nas na koszty, które ponieśliśmy podczas remontu drogi.
Myślę, że odnieśliśmy się jasno do zarzutów wójta.
Jest to żałosne, że musimy dochodzić racji publicznie, bo wójt nie znalazł czasu dla swoich mieszkańców.
Z poważaniem
Krystian Pientka