Nowy Rynek dla Raciborza wymyślono w szacunku dla historii, ale z funkcjami na teraz
– Rynek w Raciborzu to przestrzeń o dużym potencjale, a Kolumna Maryjna jest unikalna w takim miejscu na całym Śląsku – mówił w Muzeum Piotr Średniawa – przewodniczący sądu konkursowego. Ten wybrał koncepcję pracowni Anny Otlik i spółki Tecla z Wrocławia jako zwycięską w konkursie na nowy Rynek.
Do Muzeum w czwartek 15 czerwca zaproszono architektów i mieszkańców, by pokazać oraz podyskutować o wyróżnionych pracach.
Piotr Średniawa powiedział o zróżnicowanym spektrum przedłożonych w konkursie prac. Wiele z nich zakładało dużą ingerencję w obecną przestrzeń. – Rynek w Raciborzu jest coraz lepiej wykorzystywany i nie tak dawno był remontowany. On nie wymaga radykalnych działań, a liftingu i uszlachetnienia – podkreślił architekt. Według niego, zasadne jest niepodejmowanie działań sprzecznych z historycznymi wartościami tego miejsca.
Były targ, jest wyspa ciepła
Sąd konkursowy SARP w Katowicach musiał znaleźć prace odpowiadające na zadany w tej rywalizacji problem – ile zieleni powinno być na Rynku? – W Polsce przeżyliśmy sinusoidę stosowania zieleni zurbanizowanej. Rynki wcześniej były placami targowymi, ale utraciły tę funkcję. Później stały się „wyspami ciepła”, co teraz rodzi potrzebę wprowadzenia zieleni. Odżywa kultura zieleni zurbanizowanej, która zanikła w PRL – stwierdził architekt.
Cztery prace w konkursie zyskały uznanie sądu konkursowego, ale inne, według przewodniczącego sądu, nie są pracami złymi. – To nie był łatwy konkurs, bo był on wieloaspektowy. Trzeba było połączyć oczekiwania turystów, osób przyjezdnych, z tymi, które dotyczą licznej w tym rejonie miasta grupy mieszkańców. Obserwuje się w centrach miast, że im przestrzeń publiczna jest bardziej atrakcyjna turystycznie, tym mniej znaczy dla mieszkańców. Następuje depopulacja tego obszaru, przestrzeń staje się martwa dla miejscowych i robi się taka strefa jak gastronomia w hipermarkecie – opowiadał Piotr Średniawa zebranym w Muzeum.
Dodał, że to najgorsza sytuacja, jak taka ważna przestrzeń miasta nie ma swoich użytkowników. Chodzi o to, żeby nikogo nie eliminować, żeby wszyscy czuli się dobrze w tym miejscu.
Prowadzący spotkanie Aleksander Krajewski – sekretarz konkursu – podkreślił, że raciborzanie mają wiele szczęścia, że władze miasta zdecydowały się na procedurę konkursową zamiast odgórnych ustaleń, bez kontroli społecznej. Przy wyborze najlepszych prac nie było narzucania zdania, bo sąd był otwarty na dyskusję. Wybór końcowy był wspólny. Uczestnicy konkursu wczuli się w rolę mieszkańców. Nie chodziło wyłącznie o reprezentacyjną przestrzeń dla przyjezdnych, ale także przestrzeń bliską miejscowym.
Koszty z kapelusza czy realne nakłady?
Pierwsze pytanie, jakie zadano z sali, dotyczyło kwoty planowanej na przebudowę rynku. Urząd założył, że będzie to 14 mln zł. Pytano, czy to wystarczy? – A może to jest kwota „wzięta z kapelusza”? Czy jest jakaś dokumentacja? Czy wiadomo, ile naprawdę trzeba zainwestować? – pytał raciborzanin.
Odpowiedział naczelnik wydziału komunalnego Piotr Glapa. Mówił, że koszty będą znane, gdy powstanie projekt. Przeprojektowanie sieci elektrycznych i kanalizacyjnych w płycie rynku będzie elementem tego projektu. To, co aktualnie powstało, jest tylko koncepcją.
Sprawę wyjaśniał także wiceprezydent Wacławczyk. – 14 mln zł pojawia się w przestrzeni publicznej, ale kwota ta pojawiła się przy sporządzaniu regulaminu konkursu. Ustalając nagrody, trzeba było mieć punkt wyjścia do negocjowania umowy na projekt. Takie są zasady, że już w konkursie na koncepcję trzeba umieścić szacowaną wartość projektu. Ten szacunek jest nie na potrzeby inwestycji, a regulaminu konkursu – stwierdził.
Pół roku z wykopami
Wypowiedział się także szef sądu konkursowego, mówiąc, że to jest suma realna. Podkreślił, że wyróżnione prace zakładają użycie istniejącego materiału, choć pojawi się m.in. nowa infrastruktura oświetlenia i potrzebna będzie korekta systemu odprowadzania wód deszczowych. Zwrócił uwagę, że gdyby były głębokie wykopy, wtedy kosztowny byłby nadzór archeologiczny, a ten generuje zazwyczaj wysokie koszty.
Tu o głos poproszono archeologa i szefa muzeum – Romualda Turakiewicza. Ten w latach 90. ubiegłego wieku już brał udział w badaniach archeologicznych na rynku. Podkreślił, że tam są ślady średniowiecza i nawet liniowy wykop, na niewielkiej przestrzeni będzie wymagał badań archeologicznych. Spodziewa się, że zajmą 6 – 7 miesięcy, a ich koszt wyniesie 100 – 200 tys. zł. – Większy jest koszt społeczny, bo to pół roku badań na rozkopanym rynku. Mieszkańcy są wtedy niezadowoleni. Po dwóch dniach będą się buntować. Osobiście cieszę się, że dojdzie do tych prac, bo dawny ratusz na Rynku jest nierozpoznany – mówił dyrektor muzeum.
Rynek przyjazny i ciepły
Spotkanie było okazją by swoją koncepcję omówiły laureatki Anna Otlik i Dagmara Żelazny. Mówiły o skromnym potraktowaniu przestrzeni w oparciu o widoki ze starych pocztówek. Stawiały na drzewa, na szacunek dla pamięci i nostalgii starszych mieszkańców, bo powrót do przedwojennej formuły rynku wydał się najbardziej właściwy. – Chcieliśmy wrócić do czasów świetności tego miejsca i miasta, nadać mu pocztówkowy wygląd i przywrócić starego ducha miasta. Zieleń ma uzasadnienie funkcjonalne i historyczne. Nie odkrywaliśmy rynku na nowo, a odtworzyliśmy coś wyryte w sercu miasta. Jednak nie chodziło o to, żeby przywrócić ten wygląd jeden do jednego, ale potraktować przeszłość z szacunkiem, w nowej formie. – stwierdziła Żelazny.
Promenada wśród drzew
Aleksander Krajewski pytał, co się zmieni z punktu widzenia mieszkańca? – Podział funkcjonalny tej przestrzeni jest prosty, a zieleń jest skoncentrowana przy kolumnie, tworzy owal, zdublowany jeszcze dla potrzeb komunikacji pieszej i rowerowej. Na rynku znajduje się także strefa ogródków i jarmarków oraz przestrzeń rekreacyjna, wolna od przeszkód, rodzaj deptaka, promenady.
Rynek jest przyjazny, przyjemny i ciepły. Tam nie może być dżungli. Gatunki drzew, które się pojawią, będą z tych mniej inwazyjnych, o ograniczonych możliwościach wzrostu. Powstanie rodzaj wieńca drzew nawiązującego do obecnej zabudowy – mówiły Anna Otlik i Dagmara Żelazny.
Dr inż. arch Zbigniew Sąsiadek z sądu konkursowego dodał, że zwycięska praca jest najlepszą historyczną mediacją. – Nie ma tu naśladownictwa, a przestrzeń placu jest bardzo dobrze wystrefowana. Kwestia infrastruktury, położenia sieci, to są sprawy wtórne. W konkursie pierwszorzędne są dyspozycje przestrzenne, o to tu chodzi – stwierdził.
Na spotkaniu odbyła się jeszcze ożywiona dyskusja doświadczonych architektów z Gliwic, oceniających zwycięską pracę, ale o tym napiszemy osobno.
(ma.w)