Dariusz Szpakowski: Najważniejsze, nie spóźnić się na mecz
Jaka jest pana ulubiona dyscyplina sportowa? – padło pytanie kierowane do najsłynniejszego komentatora telewizyjnego w Polsce. – Pytanie jest retoryczne – odparł bohater spotkania w książnicy na Kasprowicza w Raciborzu. Dariusz Szpakowski dostał tu tort w kształcie boiska piłkarskiego, a liczna publiczność odśpiewała mu urodzinowe sto lat.
Zanim spotkanie się zaczęło, Szpakowski spotkał się ze swoim imiennikiem z raciborskiego magistratu. W gabinecie prezydenta Dariusza Polowego spędził tyle czasu, że spóźnił się na zapowiadane w bibliotece warsztaty dla marzących o zawodzie komentatora sportowego. Pod placówką przy ul. Kasprowicza niecierpliwili się fani futbolu. Wśród nich był Maciej Kozina ze Swojskiej Piłki, który żale adresował do włodarza miasta, bo ten zatrzymał słynnego Szpaka na rozmowie w urzędzie.
Internet nie wyręczy wiedzy z książek
Spotkanie poprowadziła Joanna Stanisz-Cebula szefowa Biura Prezydenta Miasta. Prezydent Polowy też przyszedł na Kasprowicza i wytrwał do końca, by kroić tort dla niedawnego solenizanta.
Szpakowski zaznaczył, że nie chce, aby spotkanie nagrywać. Przyrównał je do spektaklu w teatrze, gdzie nie można rejestrować przedstawienia. Powiedział, że w kontrakcie na spotkanie zgodził się na zdjęcia, na autografy, ale nie na wideo do internetu.
Po przywitaniu Szpakowski podkreślił rolę miejsca, do którego go zaproszono. Mówił, że cieszy się ze spotkania w bibliotece, gdzie zagląda młodzież. Wie, że dla niektórych to jest tak, że starszy pan poopowiada teraz coś młodym, którzy wiedzą wszystko lepiej, bo mają internet. Jego zdaniem sam internet nie wyręczy książek w poszerzaniu wiedzy, w zapoznaniu się z historią. I trzeba o tym mówić, namawiać, przekonywać.
Szerokość horyzontów jest niezbędna
Komentator przyznał, że boleje nad młodym pokoleniem i gorąco namawia do czytania. Jego zdaniem, wirtualny świat jest nierzeczywisty. – Powtórzę banał, że w tym bogactwie zdaniem, biblioteki znajdziecie coś interesującego – podkreślił. Mówił, że każdy w życiu ma jakiś drogowskaz, gdzie chce podążać. – Nie wystarczy sama wiedza sportowa do komentowania. Często słyszę pytanie, co trzeba zrobić, żeby być komentatorem i ja uważam, że szerokość horyzontów jest tu niezbędna. Poświęcić chwilę zastanowienia, odwiedzić takie miejsce jak biblioteka i tyle czasu, co poświęca się komórce, poświęcić bibliotece. To nie jest dydaktyka – zaznaczył gość biblioteki.
Pierwsze pytanie skierowała do Szpakowskiego prowadząca, pytając o prognozę wyniku meczu finałowego Ligi Mistrzów. Ten wskazał na Manchester City. Podkreślał mocny skład, wspomniał, jak mocno rozczarowany był Pep Guardiola, kiedy poprzednio przegrał walkę o Ligę Mistrzów. Szpakowski śledzi karierę tego szkoleniowca od czasów, gdy ten biegał za piłką w koszulce Barcelony.
Dwa kamienie i skóra do kopania
Przy tej okazji wtrącił, na czym polega wielkość futbolu. – Ta dyscyplina jest ogólnie dostępna. Postawi się dwa kamienie, weźmie skórę do kopania i toczy się gra. Dlatego wszyscy na futbolu się znamy – stwierdził Dariusz Szpakowski.
Przyznał, że nie kibicuje ani Manchesterowi ani Paris Saint-Germain, którego właściciele wydali 1,8 mld funtów na same transfery. – Wiem, że przed tym nie uciekniemy, że pieniądz rządzi światem, że można pompować pieniądze Bóg wie jakie, ale nie wszystko da się kupić. Zobaczymy co w finale Ligi Mistrzów przeciwstawi Inter Mediolan. Wiele zależy od dyspozycji dnia obu drużyn – oznajmił Szpakowski.
Komentator powiedział o zmianach, jakie dokonały się na przestrzeni lat, które przepracował. Wspomniał, że komórkę zostawił w pokoju dyrektor Szczygielskiej, bo spotkał się z czytelnikami biblioteki i nie chciał, by mu przeszkadzała. Według niego komórki, internet nie zastąpią kontaktu międzyludzkiego. Kiedyś telefon, czy telewizor integrowały, szło się na wspólne oglądanie serialu, meczu. Dziś młodzi oglądają VOD, kiedy chcą. – Nie mówię, że to złe, bo takie to czasy, korporacyjne. Wyciska się cytrynę, dopóki jest sok. Zmienił się świat – przyznał Szpakowski. Wrócił do 1976 roku, gdy po raz pierwszy wyjechał. To była Francja i jego szef mu mówi, żeby już nie wracał, żeby został na emigracji. On nie mógł uwierzyć w te słowa, bo właśnie dostał się do wymarzonej pracy w radiu, a tu taka rada? Według niego to, co daje sport otwartej Europie to tożsamość narodowa. Kiedyś były granice, ciężko było wyjechać, a dziś, dzięki rywalizacji sportowej, mamy poczucie polskości. – Bo gdzie manifestować biało-czerwoność, z której której jesteśmy dumni, ponad podziałami? Jesteśmy z naszymi reprezentantami, chwalimy,psioczymy, ale zawsze wraca nadzieja i znowu w nich wierzymy. Sport daje poczucie tej wartości. Skacze Stoch, „Lewy” strzela, lekkoatleci zdobywają medale. Polska w czasach mojej młodości kojarzyła się z Janem Pawłe II i Zbigniewem Bońkiem. Wchodzę do sklepu Adidasa w Rio, a tam stoi stand z wizerunkiem Roberta Lewandowskiego w stroju Bayernu. To właśnie poczucie polskiej wspólnoty, w której dzieli się i smuty i radości – powiedział Dariusz Szpakowski biorącym udział w spotkaniu.
(ma.w)
Po spotkaniu w sali kolumnowej biblioteki, Dariusz Szpakowski poprowadził warsztaty z młodzieżą, która jest zainteresowana zawodem dziennikarza i komentatora sportowego. Udzielił zebranym kilku rad związanych z wyborem takiej ścieżki zawodowej i kolejny raz zachęcał do sięgania po książki, jako coś nieodzownego dla kształtowania warsztatu sprawozdawcy sportowego.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w ramach realizacji Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2.0. na lata 2021-2025
3 PYTANIA DO LEGENDY MIKROFONU
– Co zdecydowało o tym, że Raków Częstochowa (Unia Racibórz ma partnerstwo z tym klubem) wygrał polską Ekstraklasę?
– Mnóstwo składowych. Jednym zdaniem się nie da odpowiedzieć – odparł rozmówca Stanisz-Cebuli. Wskazał na rolę właściciela klubu, sztabu szkoleniowego i wizji rozwoju, bo klub z samych dołów trafił na piedestał.
Jak powiedział Szpakowski, przy każdym meczu pracuje sztab ludzi nad rozszyfrowaniem przeciwnika. Kluczowa jest zdolność zrealizowania postawionych celów, ludzi, którzy to zrobią.
Długoletni dziennikarz TVP wspomniał o różnicach w futbolu sprzed dekad z tym obecnym. Wtedy kadra narodowa przygotowywała się do meczu na dwutygodniowym zgrupowaniu, dziś selekcjoner ma dwa dni na spotkanie. Stwierdził, że jemu i zapewne także trenerowi Santosowi, po 2. minutach meczu z Czechami włosy stanęły dęba, gdy Polska przegrywała dwoma bramkami. – Widać, że trener dopiero poznaje drużynę – ocenił Szpakowski. O Rakowie powiedział jeszcze, że to jest w piłce najpiękniejsze, że mistrzowie się zmieniają i każdy może marzyć o wygranej. Wskazał przy tym na Unię Racibórz, która kiedyś też była w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju.
Mówił też o cenie sukcesu, gdzie zawód trenera to jest kierat. W domu bywa gościem. Tak jak komentator meczów piłkarskich: mecze, mistrzostwa, podróże, wyjazdy i powroty.
– Chcemy poznać pana nie tylko od strony zawodowej. Gdzie stawiał pan pierwsze kroki? – spytała Stanisz-Cebula.
– Zaczynałem od sportu, ale nie od piłki. Jako dziecko na warszawskim Powiślu ścigałem się na wytrzymałość z łobuzerką z okolicy. Kopaliśmy tam piłkę. Miałem szczęście mieć w szkole dobrego nauczyciela W-F. Był SKS, były wolne boiska, on organizował mistrzostwa szkoły. Grałem w kosza, w siatkówkę, a z tym panem profesorem ciężko było wygrać, nawet w gierkach 3 na 1. On wygrywał z nami. Ważny jest taki ktoś, kto zarazi bakcylem. Jak w ten sposób zainteresowałem się sportem, grałem w sekcji koszykówki Legii. Miałem 1,90 cm wzrostu, byłem środkowym. Tata nie podzielał tych moich zainteresowań – opowiadał w Raciborzu znany dziennikarz.
Karierę dziennikarską zaczynał w radiu, do którego nie było tak łatwo się dostać. Trafił na moment odmładzania radiowej kadry i tak spotkał się tam z Włodzimierzem Szaranowiczem i Tomaszem Zimochem. Z radia trafił do TVP i spędził tam 40 lat. W telewizji zaczął pracę w styczniu 1983 roku. – Potoczyło się. Troszkę się w życiu nam udało, Włodek Szaranowicz został rekordzistą jeśli chodzi o komentowanie igrzysk – wspominał Szpakowski.
Podkreślił, że już w radiu miał znakomitych nauczycieli – doświadczonych, którzy wiedzieli, jakich błędów należy unikać. – Oni zwracali nam uwagę, jeden spytał mnie czy jestem Anglikiem, bo mówię „jes” zamiast „jest” – dodał.
– Jak wygląda praca komentatora? Chcemy zajrzeć za jej kulisy, poznać jakieś anegdoty – prosiła popularnego „Szpaka” Joanna Stanisz-Cebula.
– Długo by opowiadać. Przedziwne sytuacje się zdarzają. Pamiętam, jedziemy z Włodkiem Lubańskim na stadion, są MŚ w RPA i okazuje się, że ja nie mam przy sobie akredytacji. Rany boskie, nie wpuszczą mnie. Ale od czego jest polskie myślenie? To był 2010 rok, kolega pożyczył mi swoją, bo on wszedł wcześniej i podał mi ją. Teraz by już nie przeszło. To wymyślili Chińczycy na IO w Pekinie. Wpadli na pomysł, żeby nie można było tak zamieniać się akredytacjami. Twarz dziennikarza jest na monitorze, weryfikują nazwisko ze zdjęciem. Świat zmierza do tego, a wszystko, żeby było bezpiecznie, żeby ktoś nie wniósł na stadion czegoś niebezpiecznego, nic nie przemycił. Jak na lotnisku. Pamiętam jak na MŚ w 1982 roku, po meczu z Włochami ja mogłem swobodnie podejść do każdej z gwiazd włoskiej piłki jako dziennikarz radiowy. Dziś piłkarze zatrzymują się w specjalnej strefie tylko do nielicznych, a na konferencję przychodzi jeden, dwóch – mówił uczestnikom spotkania jego bohater.
Dla branży komentatorskiej szokiem był COVID i obostrzenia. – Organizatorzy odeszli od rzeczy dla komentatora nieodzownej, tzw. line-up, którego teraz się nie dostaje, bo przez papier można przenieść zarazek. Do tego mecze bez publiczności. Całe szczęście, że świat sportu przez to nie zamarł – podkreślił Szpakowski. Wspomniał pusty stadion w Monachium Alianz Arenę, gdzie Barcelona przegrała z Monachium i smutne doznania na pustym stadionie. Pamiętał też taki mecz towarzyski polskiej kadry w Turcji, gdzie kibicowało 8 osób na stadionie. Za beznadziejne uważa komentowanie meczu z poziomu boiska. Najlepiej jest z wysokości, choć nie za dużej. – Z tzw. dziupli też się zdarza, wtedy mecz śledzi się na dwóch monitorach, ale widzimy tylko to, co widz, a na stadionie są reakcje trenerów, komentator ogarnia więcej niż kamera. Różne sytuacje w życiu były, ale najważniejsze, nie spóźnić się na mecz – podkreślił Szpakowski.
W jego opinii najlepiej by 3 godziny przed meczem być już na stadionie. – Spotkałem się tu wcześniej z prezydentem miasta. Mówiłem mu, że to co najtrudniejsze, to utrzymać koncentrację, bo to są 4 godziny na antenie. Dostaję skład zespołu, ustawienia, ale zmiany są. Jak komentowałem finał MŚ, to tam w porównaniu z rozpoczęciem pojawiło się 13. nowych zawodników na boisku. Ja tych z początku, 22. zakodowanych miałem w głowie. Do tego nie wolno się pomylić, a jeszcze trzeba zbudować napięcie, być tym magnesem, żeby utrzymać widza. Człowiek chce mieć to pod kontrolą, a nie zawsze od razu się wszystkich rozpoznaje. Wchodzi np. trzech Brazylijczyków, na blond zafarbowane włosy. Nawet korki mają w tym samym kolorze. Komentator musi być wypoczęty, wyspany, bo antena jest stresem. Jak ktoś mi mówi, że ja to dla 17 mln ludzi komentuję, to ja się na tym nie skupiam. My się czujemy jak ci piłkarze, co grają, może nie fizycznie, ale poziom stresu podobny – oznajmił Szpakowski.