Tajne komplety i konspiracja cz. 10
Pierwsze dni września 1939 roku w Polsce były tragiczne nie tylko dla rodziny Grabowskich.
Jedne z najwcześniejszych bomb zlatujących spod nieba warszawskiego dosięgły posesji przy Marszałkowskiej 63. Rozsypał się budynek szkoły, całkowitej zagładzie uległo usytuowane w gmachu gimnazjum mieszkanie jego dyrektora. Wraz z nim tysiące kart wieloletnich notatek profesora, spora biblioteka, listy od jego przyjaciół i chyba jedna z największych w Europie kolekcji fajek zwożonych ze świata i darowanych przez znajomych, przyjaciół i bliskich. Ale dyrektor i jego rodzina uratowali się na szczęście, spędzając czas nalotów w piwnicach sąsiednich kamienic. Na zawsze zamilkł przywalony gruzami dzwonek szkoły Sierpińskiej. Mniej więcej w tym samym czasie spłonął na Wiśle Nautillus II.
Grabowscy postanowili opuścić Warszawę kierując się z tysiącami uciekinierów na wschód. Po słynnym apelu pułkownika Umiastowskiego, wynikłym z paniki zrodzonej w zachowaniu się władz miasta i państwa i z typowej dla ówczesnej polskim wojskowym sprawującym funkcje administracyjne głupoty, przyszykowali się do drogi mając za cały dobytek na razie uratowane życie i samochód Stasia. Mieli jechać w dwóch turach: Pani Kazimiera z synami wcześniej, a w dzień lub dwa później Józef Grabowski, jako pasażer w samochodzie znajomych. Uzgodnili, że się spotkają w Lublinie. Nie spotkali się.
Pani Kazimiera nie dotarła do Lublina. Po wielu perypetiach na zatłoczonych, ostrzeliwanych przez niemieckich lotników szosach los rzucił ją z chłopcami na... Pomorze Zachodnie. Józef Grabowski w ogóle nie opuścił Warszawy. Ze znajomymi dojechał zaledwie do praskich rogatek stojących koło zakładów Wedla na początku Grochowskiej. Tam wysiadł z samochodu, pożegnał przyjaciół i wrócił na lewy brzeg Wisły pieszo, prosto do ratusza, oddając się do dyspozycji prezydenta Stefana Starzyńskiego, z jakim znał się do wielu lat, a który organizował obronę stolicy. Do momentu wkroczenia do Warszawy Niemców brał udział w ratowaniu dóbr kultury narodowej, pod kierunkiem profesora Lorentza, ale także kopał okopy na Woli.
Nie da się już zapewne ustalić, gdzie wtedy mieszkał. Z rodziną, z żoną spotkał się dopiero po wyzwoleniu. Przez kilka lat nic o sobie nie wiedzieli. Udało się ustalić jeden konkretny adres okupacyjny Grabowskiego: parter wysokiej kamienicy u zbiegu alei Niepodległości i ul. Wawelskiej po stronie zachodniej, naprzeciwko domu, w którym mieszkał A. Strug. Obecnie mieści się w tym lokalu sklep spożywczy. Inne mieszkanie znajdowało się gdzieś w okolicach domu akademickiego, w rejonie Narutowicza, Filtrowej, Glogera...
Po wkroczeniu do Warszawy Niemców, przedwojenny arbiter mody męskiej dalej rozjaśniał twarze mijających go przechodniów swoim uśmiechem i arcyschludnym wyglądem. Otoczeniu niósł pociechę i otuchę moralną tak potrzebną Polakom w tamtych czasach. Uczennica profesora Grabowskiego ze szkoły Sierpińskiej, wspominała zdarzenie po klęsce pod Dunkierką: „Gdy wszyscy znajomi, społeczeństwo, chyba cały naród polski przeżywał bardzo ciężko, w tej atmosferze, kiedy codziennie bez przerwy „szczekaczki” trąbiły o wielkim zwycięstwie Niemiec, wówczas człowiekiem, który podtrzymywał swoje środowisko na duchu był właśnie Józio Grabowski. Ponieważ z tematyką wojskową był stosunkowo mało obeznany, no, na tyle ile jest to możliwe dla historyka cywilnego, więc wynalazł, nie wiem już którego z autorów, może był to Kukiel, i opierając się na jego zasadach strategii uświadomił nam, że celem zasad wojennych jest zniszczenie żywych sił przeciwnika. Na tej podstawie profesor Grabowski stwierdził: armia angielska uratowała się niemal w całości. Utraciła swoje uzbrojenie, ale wyszkoleni ludzie wrócili do Anglii. Ponieważ żywe siły przeciwnika nie zostały przez Niemców zniszczone, to Dunkierka nie jest wielkim zwycięstwem Niemców, nie jest druzgocącym dla Anglików obrotem sprawy, jest tylko zaledwie przegraną bitwą, z której uratowano żywe siły armii. I na tej podstawie twierdził, że wola walki Anglii nie została złamana. Jak się okazało, miał rację”.
Oczywiście, jakże mogło być inaczej, Grabowski stał się członkiem armii podziemnej, wprawdzie nie tej militarnej, ale choć w znaczeniu cywilnym, bardzo czynnie i skutecznie walczącej z okupantem. Był tej armii generałem i szeregowcem jednocześnie. Takim żołnierzem stał się nie tylko z polecenia Starzyńskiego i profesora Lorentza, głównie z własnej, wewnętrznej potrzeby. Do cech jego charakteru należało stawać zawsze tam, gdzie było najtrudniej.
Po utworzeniu w Warszawie, w październiku 1939 roku, Tajnej Organizacji Nauczycielskiej w legalnej spółdzielni „Zaranie”, przy ulicy Wilczej zaczął bywać i Grabowski. Oficjalnie był zatrudniony jako nauczyciel języka niemieckiego w IX Obowiązkowej Szkole Zawodowej w Warszawie. W ramach organizacji TON w dalszym ciągu pełnił obowiązki dyrektora szkoły Sierpińskiej. Był również jednym z setek szeregowych nauczycieli tak zwanych tajnych kompletów. Uczył łaciny, historii, literatury polskiej i powszechnej, geografii, bywało, że i przyrody oraz matematyki.
Pełnił w konspiracji również inne, bardzo odpowiedzialne stanowiska. Był członkiem Międzystowarzyszeniowej Komisji Porozumiewawczej, organizacji nauczycielskiej działającej przy dyrektorze Departamentu Kultury i Oświaty w Delegaturze Rządu. Jednocześnie pełnił dwie dodatkowe funkcje: tzw. grupowego (wizytator) w tajnym szkolnictwie średnim i płatnika subwencji Rządu Emigracyjnego na tajne nauczanie. Nie dość na tym. Był głównym łącznikiem między tajnym szkolnictwem średnim a tajnym szkolnictwem akademickim, był jedyną osobą prowadzącą zapisy młodzieży do tajnych szkół wyższych, jedyną kładką, po której tysiące młodych ludzi przechodziło w jednym tylko kierunku. Na kilka lat przed śmiercią profesora Stanisława Lorentza, który podczas okupacji kierował tajnym szkolnictwem wyższym, piszący te słowa uzyskał od niego potwierdzenie tego faktu.
Ze wspomnień rodzinnych wynika, że Grabowski również, w jakimś określonym zakresie, na zlecenie polskich sił zbrojnych Armii Krajowej prowadził studia przygotowawcze do powstania, które wybuchło latem 1944 roku. W konkluzji tej pracy zgłosił swój sprzeciw do podjęcia takiej akcji militarnej. Przewidywał jej krwawą i polityczną klęskę.
Wakacje roku 1944, od połowy maja, spędzał Grabowski na prawym brzegu Wisły, za Aninem. W Józefowie? Mieszkał w willi znajomych, którzy jeszcze przed nadejściem w te strony frontu rosyjskiego wyjechali. Traf zrządził, zainstalował się w tym domu sztab armii marszałka Żukowa. Samotnie mieszkającego tam nauczyciela nie wykwaterowano. Grabowski został jednym z tłumaczy Żukowa – z języka niemieckiego, a także konwersatorem w spotkaniach towarzysko-prywatnych W Warszawie niebawem rozgorzały walki powstańcze, armia Żukowa czekała: mieli wtedy sporo czasu na rozgrywanie partii szachów...
O pobycie pod wspólnym dachem z jednym z najwybitniejszych dowódców II wojny światowej Grabowski też wiele nie wspominał.
Józef Grabowski – doktor filozofii, filolog klasyczny, znawca kultury łacińskiej, historyk, publicysta, społecznik, przyjaciel polityków, naukowców, artystów i raciborskiej młodzieży. Dyrektor Męskiej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego nr 9 im. Jana Kasprowicza. Sylwetkę profesora przybliża nam jego uczeń – Andrzej Markowski-Wedelstett.