Mocno wierzę w to, że uda nam się ukształtować taki Kościół – pociągający innych do siebie
Ponad pół roku temu Łukasz poprosił mnie o napisanie tekstu o tym, jak postrzegam Kościół. Zbierałem się do tego zadania już kilka razy, nie mogąc jednak wykrzesać z siebie nic twórczego. Wielki przełom nastąpił w momencie, kiedy został wyznaczony mi ostateczny termin. Oto siła motywacji zewnętrznej. Zapraszam więc do lektury moich refleksji o Kościele, który mnie zrodził, którego doświadczam i o którym marzę. Każdy z tych trzech wymiarów określiłem jednym słowem oddającym istotę mojego spojrzenia.
Kościół autentyczny
Kościół, w którym się wychowałem i w którym została mi przekazana wiara, łączy się dla mnie z mnóstwem dobrych wspomnień. Zastanawiałem się nad tym, jak mógłbym określić go jednym słowem. To Kościół autentyczny. Być może autentyzm Kościoła, który mnie zrodził, jest jednym z powodów, dla którego trwam w nim do dziś. Co więcej, jestem księdzem katolickim i wydaje mi się, że całkiem dobrze się w tej roli odnajduję. Mam to wielkie szczęście, że wychowałem się w rodzinie, w której religijność, wiara i praktyki duchowe były wpisane w rytm codzienności. Wiara moich rodziców była autentyczna, spójna z ich postępowaniem i wartościami. Myślę, że zarówno ja, jak i moi bracia doświadczyliśmy tego, że wiara była w naszym domu czymś naturalnym, co pozytywnie wpływało na tworzone przez nas więzi. Dodatkowo w mojej rodzinnej parafii, w której od dziecka służyłem jako ministrant, pracowali w zdecydowanej większości wspaniali księża. Byli to duchowni pełni pasji, gorliwości i zaangażowania. Ich też bez wahania określiłbym jako ludzi autentycznych. Te dwa czynniki – przykład wiary w moim domu rodzinnym oraz ludzcy księża z mojej rodzinnej parafii – miały bardzo duży wpływ na podjęcie przeze mnie osobistej decyzji zaangażowania się w życie religijne. Dziś moja wiara wciąż się rozwija, przez co jest naznaczona wieloma pytaniami, zmaganiami i wątpliwościami. Ale to właśnie dzięki temu jest taka jak Kościół, który mnie zrodził – autentyczna.
Kościół relacji
Bardzo bliska jest mi idea mówiąca o tym, że istotą chrześcijaństwa jest tworzenie głębokich więzi. Tak więc relacje to dla mnie absolutnie najważniejsza rzecz, jakiej obecnie doświadczam w Kościele. Kościół jest miejscem, w którym nieustannie uczę się pogłębiać moje relacje z Bogiem, innymi i samym sobą. To w Kościele nauczyłem się głębszych form przeżywania modlitwy osobistej, choćby takiej jak medytacja słowa Bożego. Praktykuję ją codziennie od momentu wstąpienia do seminarium, co jest dla mnie podstawowym sposobem spędzania czasu z Bogiem. W tej relacji ważny jest też dla mnie wymiar intelektualny – bardzo cieszę się tym, że mogę poznawać Boga, Kościół i wiarę przez zgłębianie nauczania zawartego w Katechizmie Kościoła Katolickiego i innych dokumentach Kościoła. Owocem tego są rozważania publikowane na prowadzonym przeze mnie podkaście. Dalej, dzięki Kościołowi ciągle uczę się tworzenia pięknych więzi z innymi. Mam wspaniałych przyjaciół, zarówno duchownych, jak i świeckich, którzy są dla mnie ogromnym wsparciem, inspiracją i motywacją do rozwoju. Uwielbiam spędzać z nimi czas. Doświadczam też wiele świeżości, otwartości i normalności we wszystkich relacjach, które tworzę w moim codziennym środowisku studenckim na KULu oraz w parafii, w której pomagam. Kościołowi zawdzięczam także to, że już prawie cztery lata mogę zajmować się czymś, co od dawna jest moją pasją – studiowaniem psychologii. Czas studiów jest więc dla mnie doskonałą przestrzenią do samorozwoju, doskonalenia moich talentów oraz realizowania różnych twórczych projektów, które ciągle rodzą się w moim umyśle.
Kościół dojrzewających
Marzę o Kościele, który będą tworzyli ludzie aktywnie zaangażowani w proces dojrzewania w relacjach – z Bogiem, innymi i samym sobą; o Kościele, w którym kaznodzieje będą przepowiadali słowo Boże z taką samą pasją i zaangażowaniem, jak podczas kibicowania swojej ulubionej drużynie na finale Ligi Mistrzów; w którym ludzie świeccy przestaną się zastanawiać nad tym, czy w piątek zjedli hot-doga na Orlenie, a zaczną koncentrować się na tym, co jest istotą życia duchowego; w którym spowiednicy przestaną uprawiać tresurę sumień penitentów, a staną się ich towarzyszami w świadomym i wolnym dochodzeniu do prawdy; w którym nadpobudliwi charyzmatycy podadzą sobie dłonie z usztywnionymi tradycjonalistami, doceniając wzajemnie swoje bogactwo przeżywania wiary; w którym żaden dorosły człowiek nie będzie przychodził do kancelarii parafialnej na drżących nogach (bo poprzednim razem został zbesztany); w którym alumni seminariów duchownych będą otwarcie mówili o swoich problemach przełożonym, bez obawy, że zostaną wyrzuceni; w którym parafianie nie będą postrzegali swoich duszpasterzy niczym świętych krów, których nie można w żaden sposób napomnieć; w którym młodzi księża szczerze gratulują sobie wzajemnych sukcesów, zamiast frustrować się z zazdrości, bo koledze coś wyszło; w którym wszyscy potrafią rozróżnić między tym, co jest istotą wiary, a tym, w czym możemy mieć odmienne zdanie i otwarcie o tym dyskutować. Może się komuś wydawać, że ta lista ma bardzo pesymistyczny wydźwięk. Nic bardziej mylnego. Jestem przekonany, że wszystkie marzenia mogą stać się rzeczywistością pod jednym warunkiem – kiedy i ja, i Ty weźmiemy na poważnie odpowiedzialność za swoje dojrzewanie w wierze.
* * *
Mocno wierzę w to, że razem wkładając całe serce, zaangażowanie i talenty, uda nam się krok po kroku ukształtować taki Kościół – pociągający innych do siebie swoim autentyzmem, dający warunki do wzrastania w relacjach oraz zachęcający do wzięcia odpowiedzialności za swoje dojrzewanie w przeżywaniu wiary.
ks. Krzysztof Augustyn
Krzysiek Augustyn to mój sąsiad – i to, by tak rzec, podwójny: bo i mieszkamy w sąsiednich pokojach w konwikcie księży studiujących na KUL-u, i jesteśmy z graniczących ze sobą diecezji – ja, wiadomo, z opolskiej, on natomiast ze świdnickiej. Powiedziałbym, że łączą mnie z Krzysztofem jeszcze dwie sprawy, mianowicie kapłaństwo i studia specjalistyczne – Krzysiu zgłębia dziedzinę psychologii – jako że wszystko inne już nas dzieli. Owo „wszystko inne” to, jak mi się wydaje, „forma mentis”, konstytucja, umysłowość, duchowość, wrażliwość – słowem: to, co kształtuje całość, jaką każdy z nas stanowi. Krzysiu biega, jeździ na deskorolce, żongluje, kręci piłą na palcu (co demonstruje na załączonym zdjęciu), gra na gitarze i kahonie, czyta literaturę z zakresu duchowości i popularnonaukową… – długo by wymieniać. Napisał książkę „Owocna spowiedź”. Tworzy podkast „Słowo Boże na co dzień”.
ks. Łukasz Libowski
lukasz.damian.libowski@gmail.com