Od didżeja do dyrektora. Marian Wasiczek po ponad 30 latach żegna się z krzanowicką kulturą
Jeszcze dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Krzanowicach, a niedługo wicedyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Raciborzu mówi Nowinom co sprawiło, że z miejscową jednostką kultury związał się na ponad 30 lat; opowiada o początkach, zmianach i potrzebach. – Z wykształcenia jestem pedagogiem i wiem, że do każdego ucznia trzeba dopasować klucz. Podobnie jest w kulturze, bo trzeba dopasowywać się do potrzeb. Jeśli się na to właściwie odpowie, wie, jak to zrobić, to można coś zdziałać i z tą społecznością się bardzo dobrze współpracuje – mówi Marian Wasiczek. Rozmawia Dawid Machecki.
– Nie szkoda zostawiać panu Krzanowic?
– Tak. Zostawiam tutaj kawał serca, ale w życiu czasami trzeba coś zmienić, na co się zdecydowałem.
– Przed tygodniem, w krótkiej rozmowie z Nowinami, wspominał pan początki swojej pracy zawodowej dla gminnej kultury: wówczas jedynego w gminie Domu Kultury w Borucinie.
– Wystartowałem wtedy w konkursie na kierownika Domu Kultury w Borucinie i wygrałem. Było wtedy inaczej – lata 90. więc czas burzliwych przemian w Polsce, co też miało wpływ na kulturę w gminie Krzanowice. Ale było też inaczej pod każdym względem. Dla przykładu dzisiaj, żeby gdzieś zadzwonić, to wystarczy mieć telefon komórkowy. Kiedyś musiałem podnieść słuchawkę, na poczcie w Krzanowicach była centrala i u telefonistki zamawiałem rozmowę, później czekałem na połączenie, którego jakość była fatalna. Z punktu kogoś, kto miał za zadanie inicjować kulturę i chciał coś załatwić np. w Katowicach, to było coś niezwykle trudnego. Dziś te czasy wspominam z uśmiechem, ale wtedy było różnie. Patrząc na zarządzanie, to też zmieniło się wiele. Byłem kierownikiem, więc nie mogłem zatrudniać czy zwalniać ludzi. To wszystko się działo na polecenie wójta. Zarządzanie było więc trudniejsze, ale z drugiej strony ponosiłem mniejszą odpowiedzialność, niż w chwili, kiedy takie możliwości otrzymałem jako dyrektor.
– A jak się inicjowało kulturę? Zwłaszcza 24-letniemu chłopakowi, bo tyle miał pan wtedy lat.
– Żeby robić coś interesującego w życiu, trzeba mieć ogromną motywację i determinację. Ja to miałem od początku, bo chciałem coś zrobić ciekawego dla mieszkańców gminy, chciałem też udowodnić, że potrafię, bo byłem młodym chłopakiem i wielu zastanawiało się, czy sobie poradzę. Chciałem wszystkim udowodnić, że sobie poradzę i wydaje mi się, że to się udało, bo zostałem na tym stanowisku, które z kierownika przeobraziło się w dyrektora na ponad 30 lat.
– 30 lat później gmina z wiejskiej stała się miejsko-wiejską, a na jej terenie działają trzy ośrodki: w Krzanowicach, Borucinie i Bojanowie. Oprócz tego ma pan „pod sobą” hotel Moravia i halę sportową z orlikiem.
– Dużo się zmieniło przez ten czas, ale to był proces. Po kolei dołączaliśmy ośrodki, a jak już powstały placówki w Bojanowie i Krzanowicach to powołano Gminny Ośrodek Kultury w Krzanowicach z siedzibą w Borucinie, co też się nie wszystkim podobało, bo siedziba nie mieściła się w stolicy gminy. Zawsze wtedy tłumaczyłem, że gdyby nie Borucin, to tej kultury w tej gminie nie byłoby wcale wtedy, bo wychodziliśmy właśnie od tego domu kultury. Po latach Krzanowice odzyskały prawa miejskie i radni miejscy stwierdzili, że fajnie byłoby gdyby nazwa zmieniła się na Miejski Ośrodek Kultury w Krzanowicach, która istnieje do teraz.
– Dlaczego związał pan się z kulturą? Przypadek, czy chciał pan tego?
– Ja w domu kultury w Borucinie bywałem od kiedy tylko pamiętam, m.in. na imprezach, gdzie byłem didżejem. Kiedy szukano kierownika, przyszedł do mnie radny – pan Grzesiczek, zachęcał mnie, że skoro spędzam w tym miejscu tyle czasu, to może spróbuję swoich sił w konkursie. Posłuchałem go wtedy i nie żałuję tamtej decyzji.
– W skali od 1 do 10, gdzie 10 jest maksimum, jak ocenia pan pracę w gminnej kulturze?
– Ta skala ciągle się zmienia, czasami jest 1, a czasami 10.
– Od czego to zależy?
– Od budżetu, liczby pracowników, ale i danej sytuacji. Miałem szczęście, że przez lata pracowałem ze świetnymi ludźmi, dzięki czemu robiliśmy wiele fantastycznych rzeczy, więc było łatwiej. Jednak kiedy ludzie odchodzą, finanse są nie takie, jakie byśmy chcieli, bądź wybucha pandemia koronawirusa czy wojna w Ukrainie, co ma też przełożenie na naszą pracę, to jest trudniej. Ta skala zmienia się w zależności od sytuacji.
– Pytam o to, bo mam wrażenie, że ją trudniej inicjować w środowisku wiejskim, gdzie są pewne zakorzenione przyzwyczajenia.
– Z wykształcenia jestem pedagogiem i wiem, że do każdego ucznia trzeba dopasować klucz. Podobnie jest w kulturze, bo trzeba dopasowywać się do potrzeb. Jeśli się na to właściwie odpowie, wie, jak to zrobić, to można coś zdziałać i z tą społecznością się bardzo dobrze współpracuje. Myślę, że te klucze do wszystkich grup w gminie: od strażaków, sportowców, kół gospodyń wiejskich, rad sołeckich, po placówki oświatowe przez te ponad 30 lat znalazłem. Potrafiłem dogadywać się, robić dla nich jakieś rzeczy, ale i co ważne – podejmować wspólne inicjatywy.
– Choć mam wrażenie, że trudniej przemycić wydarzenia odbiegające od pewnych norm. Mam tutaj np. na myśli Dni Krzanowic z 2019 roku, kiedy zaproszono żeńskie trio wokalne – „Frele”. W mojej ocenie cieszyło się mniejszym zainteresowaniem, niż miało potencjał.
– To też zależy od marketingu, co czasem się udaje, a czasem nie.
– Ale jest pan zdania, że do środowisk wiejskich trzeba przemycać też inną kulturę, np. tą niszową?
– Oczywiście, że tak. Trzeba się wsłuchiwać w potrzeby, ale należy mieć swoje autorskie pomysły i próbować to „sprzedawać” mieszkańcom. Mieliśmy w Krzanowicach np. koncert muzyki jazzowej, która nie jest jakoś specjalnie popularna w naszej gminie, ale to nie znaczy, że nie było chętnych. Zaskoczeniem był też np. koncert zorganizowany na zmodernizowanym rynku, co się sprawdziło i w zeszłym roku ten pomysł został powielony. Trzeba łączyć potrzeby z własnymi pomysłami, co trudniejsze może wydawać się z punktu właśnie gminy wiejskiej czy miejsko-wiejskiej, ale to się udaje.
– Ale mówi pan, że nie zawsze ważna jest frekwencja?
– Wyznacznikiem dobrej imprezy jest frekwencja, bo jeśli ludzie walą drzwiami i oknami, to znaczy, że było fenomenalnie. Choć jeśli chodzi o niszowe wydarzenia, to „z góry” wiadomo, że frekwencja będzie mniejsza. Załóżmy, że w gminie Krzanowice jest 100 fanów muzyki jazzowej, z czego na ten koncert przyjdzie 20 z nich, bo tylu osobom będzie odpowiadał termin, ale przyszło wtedy więcej, bo zaciekawiliśmy tym otoczenie.
– Jakie stawiał pan sobie cele na początku swojej kariery?
– Chciałem przede wszystkim zrobić coś ciekawego dla mieszkańców. Udało mi się wtedy stworzyć np. kino w Borucinie; zbudowaliśmy kabinę, kupiliśmy ekran. Wydaje mi się, że był to ewenement w skali kraju, mając na myśli tereny wiejskie. Kino funkcjonowało przez ponad 10 lat i cieszyło się sporym zainteresowaniem – nazywało się Paradiso w nawiązaniu do włoskiego filmu „Cinema Paradiso”. Stworzyłem je jako człowiek zafascynowany kinem. Z dziecięcych lat pamiętam, że do Borucina przyjeżdżało kino objazdowe – nyska oklejona czarno-białymi folderami z filmów. Pan wyciągał projektory na statywach, stawiał je z tyłu sali i po przeciwnej stronie zawieszał ekran, a później puszczał filmy. Piękne wspomnienia.
– Często od osób inicjujących kulturę słyszę, że problemem są finanse, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Pan od kilku lat mówi o chęci modernizacji sali widowiskowej krzanowickiego ośrodka, która tego wymaga. Niestety, po rządowe środki sięgnąć się nie udaje. Jaką ma pan wizję dla tego miejsca?
– Dwukrotnie składałem wnioski do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które pod względem merytorycznym były dobrze oceniane, ale ostatecznie nie otrzymywaliśmy pieniędzy. W skali kraju spłynęło około 800 projektów, więc niewielkiej części się udało, pozostała nie dostała nic. Z rozmów z burmistrzem wiem, że jest szansa sięgnięcia po inne środki, za co trzymam kciuki. Jeśli chodzi o zmiany, to MOK w Krzanowicach ma przejść kompletną metamorfozę. Zmienić się ma m.in. sala widowiskowa – to będzie całkowicie inny wymiar.
– XXI wiek? Bo czas się trochę tutaj zatrzymał.
– Tak, ma być pięknie, ale potrzebne są środki, bez których trudno działać. Ale przez lata zrobiliśmy naprawdę wiele. Przypomnę niektóre prace. W Borucinie wymieniliśmy piec, wyremontowaliśmy salę kameralną, powstały nowe toalety, jest nowa instalacja ppoż., wyremontowany został dach, wymienione zostały okna i drzwi. Jest też nowy parking przed obiektem. Zmiany objęły także Bojanów, gdzie również zmieniliśmy piec, obiekt przeszedł termomodernizację, wymienione zostały okna i drzwi. Zmian doczekał się także dach, toalety i parkiet. W Krzanowicach podobna sytuacja – termomodernizacja obiektu, wymiana okien i drzwi, nowy piec, remont toalet.
– A co by pan jeszcze zmienił?
– Pensjonat Moravia modernizację przeszedł około 10 lat temu i potrzebuje już remontu – mam na myśli wejście, salę bankietową czy toalety. Jeśli chodzi o domy kultury, to, oprócz Krzanowic, zmian potrzebuje sala widowiskowa w Borucinie, ale mowa o rewitalizacji, by zachować jej charakter z 1912 roku – bo ona ma swój styl. To prace potrzebne „na już”.
– MOK wraz z pana odejściem przestaje funkcjonować w dotychczasowym zakresie. Wraz z lipcem będzie to Gminne Centrum Biblioteczno-Kulturalne w Krzanowicach.
– Tak, ja odchodzę i MOK też. Zgaszę światło i się pożegnam. Od strony formalnej historia tego miejsca zostaje wyzerowana.
– W takim razie czego życzy pan następcy?
– Jak najlepiej. Jeżeli następca będzie zainteresowany moim wsparciem to może na mnie liczyć. Chętnie podzielę się swoim doświadczeniem. Ja nie wyprowadzam się z Krzanowic, więc też jako mieszkaniec chcę z tych instytucji korzystać.
– Pan z kulturą się nie żegna, będzie pan ją także inicjował – tyle że w Raciborzu w ramach Ośrodka Sportu i Rekreacji. Długo pan nad tym rozmyślał?
– To była trudna decyzja. Rozmyślałem i konsultowałem tę decyzję z moimi najbliższymi. Ale zdecydowałem się tego podjąć, bo może to być dla mnie szansa rozwoju zawodowego.
– Pytałem, czego życzyłby pan dyrektorowi, wspomniałem też, że związał się pan z gminną kulturą na ponad 30 lat. A jak widzi pan ją za kolejne 30 lat?
– Trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdyż żyjemy w tak dynamicznie zmieniającym się świecie, że dzisiaj możemy jedynie coś planować na kilka lat, od tego w jakim kierunku będzie się rozwijała kultura w gminie Krzanowice, zależy wiele czynników: budżet instytucji kultury, kadra, zapatrywanie się władz gminnych na kulturę, sytuacja gospodarcza kraju, dzisiaj nawet sytuacja międzynarodowa – wojna za granicą, ale życzę temu miejscu jak najlepiej.
– Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.